Amy odchodzi
Uhonorowana doskonałymi recenzjami i nagrodami inscenizacja sztuki "Zdaniem Amy" Davida Hare'a, także w Zabrzu otrzymała rozliczne laury. Najważniejsze była jednak reakcja publiczności, zjednoczonej we wspólnym wzruszeniu.
To się dziś w teatrze zdarza wyjątkowo i o tym, między innymi, jest także "Zdaniem Amy". O roli autentycznego przeżycia, jakie może uosobić aktor na scenie, o powierzchowności naszych codziennych ocen, o fałszu, wedle którego żyjemy zbyt często i bez refleksji. Ale także o niezwykle skomplikowanych relacjach między ludźmi. Bolesny, bo zrodzony z prawdziwej miłości, ale i okaleczony nadmiarem dobrej woli, jest związek Amy z matką, Esme. Niezdrowy, zrodzony ze ślepej uległości Amy, jest układ pomiędzy nią a Dominikiem, jej mężem, chorym z ambicji i niewiernym, pracoholikiem i egoistą. Esme za cenę obecności drugiego człowieka pozwala się okraść i upodlić, aż do zaprzeczenia własnych poglądów. I tak dalej, i życie toczy się znów...
Nic nie jest w tej sztuce jednoznaczne i nikt nie ma do końca racji, choć każdy ponosi jakąś klęskę. Wrażliwsi większą, ale Hare nie wystawia ocen, a realizatorzy przedstawienia w warszawskim Teatrze Powszechnym budują obraz, w którym każdy z widzów szuka odbicia własnych doświadczeń. Wcale często różnych od skojarzeń kogoś, kto siedzi obok.
Spektakl, fantastycznie wyreżyserowany przez Mariusza Grzegorzka i zagrany z taką prawdą, że lepiej już chyba się nie da, to dopełnienie - śmiem twierdzić - pomysłu autora. Idealna równowaga w przekazywaniu racji postaci i ich wieloznaczne charaktery wnosi coś więcej, niż tylko interpretację tekstu. Joanna Szczepkowska w roli Esme i Dominika Ostałowska jako Amy stworzyły perfekcyjne kreacje, choć ani nie nadużywają środków, ani nachalnie nie akcentują dramatu bohaterek. Ich dyskretna, oszczędna i odarta z ozdobników gra sprawia, że publiczność momentami zamiera w ciszy, choć na scenie toczą się mniej lub bardziej zwykłe rozmowy. O miłości, życiowych wyborach, pieniądzach i sztuce. W tej inscenizacji cierpienie nie wrzeszczy, lecz sączy się strużką bólu, śmierć dokonuje się za kulisami, wspomnienia nie prowadzą do obłędu. Tylko strasznie jest gorzko; nawet wtedy, gdy bohaterowie żartują.
Reżyser - którego niezwykle cenię za wiedzę psychologiczną, z jaką konstruuje swoje wypowiedzi teatralne i filmowe - znalazł w sztuce Davida Hare'a dramat codzienności, przede wszystkim zaś dramat nieprzystosowania do wilczych praw ludzi mocnych i bezwzględnych. Umieszczenie akcji w tradycyjnych dekoracjach "mieszczańskiego salonu" podkreśla kontrast między tym co dotyka bohaterki, w tym także babkę Amy w przejmującej interpretacji Wiesławy Mazurkiewicz, a tym, co konstruuje ich życie. Nie są bierne z wyrachowania, raczej uwierzyły w coś co nie istnieje - w prostotę rzeczy i moc miłości.