Artykuły

Agitka z Mrożkiem w tle

Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy, jak mawiał Witkacowski szewc Sajetan. Powiemy od razu - premiera "Tanga" w Teatrze Śląskim okazała się bolesną klęską. Z akcentem na "bolesną", niestety.

Szkoda wysiłku aktorów, szkoda zawiedzionych nadziei publiczności, szkoda wreszcie tekstu Sławomira Mrożka. I nie znajduję niczego na usprawiedliwienie tego zdumiewającego tworu scenicznego, jaki zafundował nam Filip Bajon, ładujący w spektakl wszystkie możliwe znaki i symbole, zmieniające przedstawienie w tanią, obrazkową publicystykę. "Tango" wciąż brzmi okrutnie i stanowi trafną analizę "kretynizmu przejmującego władzę". Kwestie wszystkich postaci tej sztuki brzmią dziś znajomo boleśnie i niejako automatycznie budzą skojarzenia ze współczesnością. Mrożek nie skupia się bowiem na konkretnych sytuacjach lecz na mechanizmie korozji idei. Skutkiem wypalenia się zapału i wiary rodziców zawsze jest nowe pokolenie, stające w obliczu egzystencjalnej pustki. Luka między śmiercią starych idei a narodzinami nowych, to miejsce, w które wkrada się, lub arogancko wkracza, chamstwo i przemoc. Genialność (nie boję się tego słowa) Sławomira Mrożka polega na wydobyciu z historii nieporozumień konkretnej rodziny, uniwersalnego zapisu reakcji psychologicznych i zjawisk socjologicznych. Wystarczy tylko Mrożkowi zaufać! I zaufać publiczności, którą Filip Bajon potraktował wyjątkowo lekceważąco, malując wąsy babci, żeby na pewno była dziadkiem. Ale babcia dziadkiem nie jest; spektakl przypomina zaś komiks, bryk, czy co tam jeszcze... A przecież trop interpretacyjny był naprawdę świetny. Filip Bajon postanowił przenieść rodzinę Stomilów w rok 2004 i osadzić w tym politycznym zamieszaniu, w którym zgorzkniałe pokolenie "Solidarności" musi wysłuchać pytań swoich dzieci: "Co zrobiliście z wywalczoną wolnością?". Znakomitym znakiem przesunięcia czasu akcji jest powielacz prasy podziemnej, dziś "pracujący" jako katafalk. Jeden mocny symbol i wszystko byłoby jasne. Jasne i przerażająco aktualne... Ale reżyser postanowił ubarwić przedstawienie łopatologią stosowaną - fruwają więc ulotki "Solidarności", spadają transparenty, bohaterowie przebierają się w mundury milicjantów, spektakl brnie w łatwiznę skojarzeń i nielogiczności (jakim cudem Eleonora mogła należeć do ZMP?), w jakieś kabaretowe przyśpiewki i nachalne aluzje do Unii Europejskiej. Ten efekciarski lakier nawet błyszczy, ale kompletnie zasłania to, co naprawdę w "Tangu" mądre i głębokie. Agitka z Mrożkiem w tle - jaka szkoda. Tylko scena śmierci Babci - w tej roli Stanisława Łopuszańska - paralelna z pogardą dla starości, tak obecną w dzisiejszym świecie, sugeruje jak wiele ten spektakl mógł nam powiedzieć. O nas i o naszych pogubionych pryncypiach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji