Aktor pogrzebany na wesoło
- Zrobiłem to, mówiąc ordynarnie, dla sławy i pieniędzy. Jestem aktorem, istnieję, gdy gram. Ten film to dla mnie możliwość zawodowego spełnienia - mówi krakowski aktor JERZY NOWAK, o swoim udziale w filmie Marcina Koszałki "Istnienie".
Rozmowa z Jerzym Nowakiem [na zdjęciu], grającym główną rolę w "Istnieniu":
Jest Pan skandalistą?
- Oczywiście. Każdy artysta ma skłonność do skandalizowania.
I dlatego, dla skandalu, zdecydował się Pan zagrać w filmie "Istnienie" Marcina Koszałki, który ma być fabularyzowaną relacją z Pańskiej śmierci?
- Zrobiłem to, mówiąc ordynarnie, dla sławy i pieniędzy. Jestem aktorem, istnieję, gdy gram. Ten film to dla mnie możliwość zawodowego spełnienia. Zapewni mi też, jak mniemam, sporą popularność.
Czy "Istnienie" będzie w pełni Pańską biografią?
- Nie, to moja kolejna rola, w której wykorzystano elementy mojego życiorysu i dorobiono taką historię, jaką niekoniecznie chciałbym przeżyć u kresu swej drogi.
Czy rzeczywiście chciałby Pan przekazać swoje ciało akademii medycznej?
- To jest pomysł Marcina Koszałki. Ja dorzuciłem wierszyk z przedwojennego kabaretu Ul, który reżyser też chce wykorzystać w filmie: "Celikowski robi trumnę, a ja jemu gówno umrę, a grabarz mi grób muruje, niech mnie w dupę pocałuje." Rzeczywiście, był przed wojną we Lwowie taki Celikowski, który robił trumny.
Przeczuwam, że film nie będzie śmiertelnie poważny.
- W żadnym wypadku. Chciałbym, żeby było w nim sporo scen humorystycznych i żeby sam pogrzeb był pokazany w zabawny sposób.
Jak Kraków zareagował na wieści o tym filmie i Pańskiej rzekomej chorobie?
- Telefon w domu nie milknie. Dzwonią przerażeni moim stanem przyjaciele. Inni boją się zadzwonić. Jak widać, wielu się nabrało na ten pomysł.