Artykuły

Ani Holokaust, ani Afryka

Odkąd zamieszkałam na wyspie, nad rzeką, na wzgórzu św. Anny, patronki stolarzy artystycznych, koronczarek, kramarzy i kobiet oczekujących dziecka, myślę jedynie o tym, jak Irlandczyków rozwścieczyć. Jak wytłumaczyć, że mają się źle. Że ten łagodny klimat, zapewniający im wieczną wiosnę i gościnne wnętrza, kwitnących na każdym rogu sklepów z czekoladą rzuciły im się na mózg - pisze Joanna Derkaczew w pierwszym felietonie dla e-teatru.

Gdy ktoś zagaduje mnie przyjaznym "Jak się masz", odpowiadam "Ja wspaniale, ale ty drogi Irlandczyku masz problem". Podsuwam zdjęcia z bloga http://15w08.blogspot.ie, opowiadam z dumą, jak Polacy niszczą mienie publiczne i prywatne "w dobrej sprawie". W odpowiedzi słyszę "Ależ to nieuprzejme i nielegalne".

Trafiłam do kraju, gdzie nikomu nic nie przeszkadza. Największy od lat kryzys społeczny, bezrobocie, fatalne decyzje rządu, najbardziej restrykcyjne prawo anty-aborcyjne, wycofywanie się z kraju kolejnych inwestorów - to nie są tematy równie ciekawe, jak to, że któryś z rodaków mimo akcentu dostał rolę na West Endzie. Pozbawiony publicznego dofinansowania teatr musi sprzedawać bilety, więc spraw społecznych niemal nie podejmuje. A jeśli już, w zakresie, jaki dopuści sponsor (najczęściej producent alkoholu). Osobiste smuteczki i wizerunek kobiet w reklamach.

Z początku sama myślałam: może coś w tym jest? Może nie ma co się wściekać, kompromitować i palić świeczek pod martwymi artystycznie teatrami? Lepiej iść do tego samego pubu, gdzie chodzili dziadek z babcią i dowiedzieć się, kto ostatnio umarł. Życie w świecie bez wyrażanych konfliktów wydawało się kuszące. Zacierałam więc ślady po latach uganiania się za sztuką wściekłą i zaangażowaną.

Smycz festiwalu Boska Komedia w Krakowie (o którym sama pisałam kiedyś, że pozwala całemu pokoleniu artystów krzyczeć o tym, czego nienawidzą) pocięłam na zgrabne zawieszki do ręczników.

Zabrana na "X-mas Panto - Cinderella" (tradycyjne, świąteczne przedstawienie familijne przygotowywane co roku w Gaiety Theatre) nie dziwiłam się, że jest to reklama chipsów, opakowana w fabułę "Kopciuszka". Uśmiechałam się do antropomorficznego ziemniaka, roznoszącego próbki reklamowe i do narzeczonego, który w "The Irish Times" dał spektaklowi cztery gwiazdki. Uśmiechałam się błogo i często.

Aż trafiłam na "Wielki Głód".

Jesień 1846 roku, maleńka wioska Glanconnor na północy Irlandii. Drugi rok Wielkiego Głodu, w wyniku którego 1,5 miliona Irlandczyków zginęło, a ponad milion zostało zmuszonych do emigracji. Ani to Holokaust (za daleko), w którym ginęli ludzie bezcenni dla kultury, ani Afryka (za blisko), gdzie z punktu widzenia Zachodu giną jakieś bliżej nieokreślone masy ludzi zbyt do nas niepodobnych.

Brytyjscy żołnierze wywożą resztki plonów, odbieranym rolnikom jako podatek. Garstka mieszkańców planuje rebelię: zatrzymajmy konwój! Zawalczmy o prawo do życia! Lider wioski, John Connor (Brian Doherty), który właśnie pochował zagłodzoną córeczkę, powtarza jednak: prawo własności jest ważniejsze niż życie naszych dzieci. Nie prowokujmy, czekajmy. "Pomoc nadejdzie, musi nadejść, jeśli tylko nie damy im żadnego pretekstu, by jej nie wysłali. [...] Nadejdzie, bo tak jest słusznie" - gdy te zdania ze sztuki Toma Murphy'ego "Wielki Głód" (produkcja Druid Murphy, reż. Garry Hynes) padły ze sceny Gaiety Theatre w Dublinie, widownię przeszedł jęk. Kilka kwadransów i kilka trupów później ten sam John Connor doradza mieszkańcom Glanconnor, by czekali, zachowali godność i dorabiali zbijając trumny dla sąsiednich wiosek. Publiczność szepce. Gdy w finale nie zostaje na scenie już nic, nawet światło, a Connor zatłucze kijem synka i żonę, na sali słychać już tylko westchnienia "to o nas".

"Wielki głód" ma formę sztuki historycznej, jest jednak najbardziej trzeźwym opisem sytuacji, w jakiej znalazł się zdychający "celtycki tygrys". Murphy trafił w najczulszy punkt: fałszywą nadzieję.

Wielu widzom musiało się przypomnieć, jak na początku października irlandzki premier Enda Kenny uśmiechał się z okładki magazynu "TIME" i przekonywał "wszystko będzie dobrze". Wielu młodych Irlandczyków mu wierzy.

Dziennik "The Irish Times" poniósł klęskę, gdy usiłował sprowokować debatę publiczną i spytać "pokolenie umów śmieciowych" o ich gniew. Okazało się, że ci, którzy nigdy być może nie osiągną nawet zdolności kredytowej, nie mają do nikogo pretensji. Nie czują złości do polityków, którzy od kilku dekad forsowali strategię neoliberalną, nie mają nic do zarzucenia pokoleniu rodziców, którzy zaciągali kredyty i przejadali unijne dotacje.

Stopień apatii i przekonania, że "oczekiwanie na pomoc", to jedyne wyjście, osiągnął w Irlandii stopień absurdalny. Wszystko dzięki strategii "stwarzania pozorów". Liczby są może przerażające (bezrobocie 14,9%, emigracja: 80 000 w ostatnich 12 miesiącach), ale też niezbyt rzucają się w oczy. Najpoważniejszych skutków kryzysu na co dzień nie widać - najbiedniejsi szybko wyprowadzają się na przedmieścia, do których nie dociera nawet komunikacja miejska. Po centrum nadal kręcą się pracownicy biurowi z kubkami kawy na wynos. Wszelkie niekorzystne zmiany są szybko przyswajane i włączane w bieg normalnego życia. "Irlandzcy politycy sprawili, że teatrzyk osobliwości stał się codziennością" - pisał Michael Lewis w "Vanity Fair".

W tym jednak momencie to właśnie wokół teatru pojawiły się pierwsze głosy, by zacząć debatę i nie czekać, aż trzeba będzie zbijać trumny. Głód sztuki społecznej w Irlandii wreszcie uderzył. Teraz trzeba go podsycać.

Zawieszek przy ręcznikach wprawdzie już nie popruję (kryzys, drogo, szkoda dobrego materiału), ale nie będę się też cieszyć z faktu, że społeczeństwo jest sparaliżowane, pozbawione wiary we własny wpływ na politykę.

W Dublinie trzeba pokazać wreszcie trochę wściekłej sztuki. Ruszył nabór na wrześniowy Fringe Festival.

http://www.fringefest.com/submissions

Anybody?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji