Carmen-bis
Zaledwie dwa miesiące temu odbyła się w Operze Narodowej premiera "Carmen" Georgesa Bizeta, a już w Warszawie będzie można ją obejrzeć w nowej inscenizacji. Od 25 bm. na "Carmen" zaprasza Teatr Muzyczny ROMA kierowany przez Bogusława Kaczyńskiego.
Spektakl zapowiada się interesująco z kilku co najmniej powodów. Jego reżyserem jest Conrad Drzewiecki. Wybitny choreograf, założyciel i wieloletni szef Polskiego Teatru Tańca od ponad 5 lat przebywa z własnej woli na artystycznej emeryturze. Wycofał się, twierdząc, iż ma dość prowadzenia zespołu, gdy publiczność coraz mniej interesuje się baletem, a tancerze wolą pracować za granicą. W tym roku jednak Conrad Drzewiecki powrócił do teatrów operowych. W Łodzi przygotował wieczór baletowy złożony z jego najgłośniejszych prac sprzed lat, teraz zaś w ROMIE zgodził się opracować choreografię do "Carmen", a po rezygnacji Ryszarda Peryta postanowił również wyreżyserować przedstawienie. Conrad Drzewiecki nie jest zresztą debiutantem w tym fachu. Ma na swoim koncie "Halkę" Stanisława Moniuszki w Teatrze Wielkim w Poznaniu, pracował też niejednokrotnie na scenach dramatycznych. Jak sam mówi, reżyseria przy choreografii to fraszka.
Dzięki temu przedstawieniu powróci do teatru, z początkiem przyszłego roku, jeden z czołowych polskich tenorów lat 80., Józef Hornik. W ciągu ostatnich lat bez większego powodzenia próbował robić karierę w Ameryce. W roli tytułowej wystąpi chyba najlepsza polska Carmen: Bożena Zawiślak, która z olbrzymim sukcesem występowała już w tej roli w Krakowie i Gdańsku.
Można się zatem spodziewać w ROMIE artystycznego sukcesu. Tym niemniej nieodparcie nasuwa się pytanie, czy Warszawie potrzebne są obie inscenizacje "Carmen" przygotowane w tym samym czasie. Czy jest to walka z konkurencją czy też samobójczy strzał do własnej bramki? Nie ma bowiem co liczyć, że publiczność u nas tak bardzo interesuje się operą, więc będzie porównywać obydwa spektakle. "Carmen" w Warszawie mogła liczyć na frekwencyjny sukces, ponieważ tej niezwykle popularnej opery nie grano w stolicy od kilkunastu lat. Ci zaś, którzy będą chcieli ją sobie teraz przypomnieć lub poznać, wybiorą jedno z przedstawień i na tym pewnie poprzestaną.
Dyrektor Bogusław Kaczyński twierdzi, że ma prawo pokazywać "Carmen" w Warszawie, ponieważ od dawna umieścił ją w planach repertuarowych ROMY. W Operze Narodowej zdecydowano się na nią dość niespodziewanie z chwilą zmiany dyrekcji. Trudno wszakże w tym momencie dociekać, kto istotnie był pierwszy. Trudno także odgórnie sterować planami poszczególnych teatrów. Od kilku lat jednak można obserwować dość niepokojące zjawisko kurczenia się oferty programowej polskich oper. Te same dzieła wystawiane są niemal taśmowo we wszystkich teatrach. W całym kraju obejrzeć można "Nabucca" Verdiego, nie ma sezonu, by gdzieś w Polsce nie odbyła się premiera "Toski" Pucciniego lub właśnie "Carmen", a przecież literatura operowa jest znacznie bogatsza i bardziej atrakcyjna.
To powtarzanie cudzych pomysłów wynika nie tylko z niechęci do poszukiwań repertuarowych, ale także absolutnego braku współpracy pomiędzy poszczególnymi teatrami. Na całym świecie coraz powszechniejsze staje się zjawisko koprodukcji spektakli przez kilka teatrów, co znakomicie wpływa na obniżenie kosztów, a daje szansę wyższej jakości poprzez wybranie najlepszych artystów z różnych ośrodków. U nas takie współdziałanie jest wszakże niemożliwe i to wyłącznie z powodów ambicjonalnych. Każdy z dyrektorów układa repertuar samodzielnie, mimo że niemal wszyscy poprzestają na tych samych tytułach. Każdy z nich liczy, że uda mu się stworzyć sceniczne arcydzieło, choć takie działanie w pojedynkę staje się w świecie coraz rzadsze.