Artykuły

Jeżyce Story

- W Polsce jest sporo przedstawień opartych na faktach, ale ta metoda nie była jeszcze stosowana na taką skalę w teatrach głównego nurtu. To wielkie wyzwanie dla aktorów, którzy musieli odnaleźć się w roli dziennikarzy, miejskich reporterów przeprowadzających wywiady - przed premierą teatralnego serialu dokumentalnego "Jeżyce Story" mówią Roman Pawłowski, autor opracowania dramaturgicznego i reżyser Marcin Wierzchowski.

Z ROMANEM PAWŁOWSKIM I MARCINEM WIERZCHOWSKIM, TWÓRCAMI SERIALU "JEŻYCE STORY", KTÓRY OBEJRZYMY W TEATRZE NOWYM - ROZMAWIA MICHAŁ WYBIERALSKI:

Michał Wybieralski: To będzie opowieść o Polsce w pigułce czy o dzielnicy z niepowtarzalną specyfiką?

Roman Pawłowski, dramaturg*: Procesy zachodzące w tej dzielnicy występują też w innych częściach Poznania i w innych polskich aglomeracjach. Mówię o wymianie społecznej, gentryfikacji. Na Jeżycach pojawiają się klasa kreatywna i studenci, którzy stanowią grupę mieszkańców o odrębnej tożsamości. Oni wypierają dawnych lokatorów. Jeżyce mierzą się ze spadkiem historii, nierozwiązanymi problemami własnościowymi, które dziś wpływają na życie mieszkańców. Z eksmisjami i procederem "czyszczenia" kamienic przez ich nowych właścicieli. Spotykam się z tym na co dzień także w Warszawie, gdzie mieszkam. Można więc powiedzieć, że Jeżyce to typowa postkapitalistyczna dzielnica, która staje w obliczu wielkiej zmiany. Jesteśmy na początku tego procesu.

Jednocześnie Jeżyce mają swój charakter, ikony, klimat, lokalny patriotyzm. Staramy się znaleźć to, co jest pod powierzchnią miejskiej legendy, zaglądamy w ludzkie biografie.

Marcin Wierzchowski, reżyser*: Od dawna towarzyszy mi pytanie, czy zajmując się bardzo ograniczonym fragmentem rzeczywistości, jestem w stanie opowiedzieć o niej całej. Trudno mi wciąż jednoznacznie odpowiedzieć na to, ale myślę, że wyłania nam się w tym projekcie obraz większy niż tylko Jeżyc. Podczas spotkania poprzedzającego premierę "Jeżyce story" mówiliście, że studenci zastąpili w dzielnicy robotników.

R.P.: To teza antropologa Kacpra Pobłockiego, z którym spotkaliśmy się podczas przygotowań do projektu. Uświadomił nam, że studenci w ostatniej dekadzie stali się bardzo ważną grupą społeczną w Poznaniu, a w szczególności na Jeżycach. Wielu z nich wynajmuje tam mieszkania, w jeżyckich hostelach nocują studenci zaoczni, bo mają stąd blisko do uczelni. Studenci są używani do gentryfikowania kamienic, mają zresztą tego świadomość i mówią o tym otwarcie. W naszym spektaklu pokazujemy studenckie mieszkanie, którego lokatorzy opowiadali nam, że właściciel ich kamienicy wyprowadza kolejne rodziny do parterowego budynku na podwórzu, zwanego przez mieszkańców "budą". W ich miejsce wprowadzają się kolejni studenci, którzy przynoszą właścicielowi budynku większe zyski. Jednocześnie nie widać, by te pieniądze były inwestowane w remont kamienicy, w poprawę warunków mieszkaniowych. Właściciel pozbywa się stałych lokatorów i czeka na okazję do sprzedaży mieszkań z zyskiem. W innych miastach to artyści tworzą modę na daną dzielnicę, budują jej klimat i życie nocne. W Poznaniu tę rolę pełnią studenci. Nasi studenccy bohaterowie podkreślają, że są na Jeżycach w międzyczasie - pomiędzy starymi lokatorami a nową, bogatą klasą średnią, która pewnie sprowadzi się tam w przeciągu kilkunastu lat. Jednocześnie studenci - jak niegdyś robotnicy - są wyzyskiwani. Zostawiają w mieście pieniądze, ale nie są tu zameldowani, więc się ich nie słucha, nie uczestniczą w wyborach, nie mają realnego wpływu na miasto. My dajemy im głos.

"Jeżyce story" to teatralny serial dokumentalny. Co to oznacza?

M.W.: To serial, bo wymyśliliśmy spektakl, który podzieliliśmy na odcinki niepołączone fabularnie, ale przez formułę pracy nad nimi, formę opowiadania historii i przez miejsce, w którym dzieje się akcja, czyli Jeżyce. Dokumentalność na scenie nie jest niczym nowym, ale może w Polsce nie jest jeszcze rozpowszechniona. Nasza metoda nazywa się "verbatim" i polega na poszukiwaniu tematów w miejscu, w którym powstaje spektakl. Tworzymy go z autentycznych bohaterów i ich losów, które reprodukujemy i interpretujemy na scenie.

R.P.: Zastosowaliśmy najbardziej ortodoksyjną formułę verbatimu, która polega na tym, że sami aktorzy idą do bohaterów spektakli, przeprowadzają z nimi wywiady, nagrywają je i w ten sposób powstaje materiał do pracy dramaturga i reżysera. Scenariusz powstaje z dosłownych cytatów. W Polsce jest sporo przedstawień opartych na faktach, ale ta metoda nie była jeszcze stosowana na taką skalę w teatrach głównego nurtu. To wielkie wyzwanie dla aktorów, którzy musieli odnaleźć się w roli dziennikarzy, miejskich reporterów przeprowadzających wywiady. Musieli być krytyczni wobec swoich bohaterów, ale też nawiązać z nimi uważne relacje. Na początku mieli obawy i wątpliwości, ale poradzili sobie wspaniale.

Jak wpadliście na pomysł zastosowania tej formuły?

M.W.: Nie sposób wymienić wszystkich inspiracji. Teatralnajest jedna: kilka lat temu obejrzałem fragment "Opowieści łotewskich" Alvisa Hermanisa, spektaklu verbatim zbudowanego ze zgromadzonych opowieści Łotyszów, który silnie zapadł we mnie, pomimo że dużą jego część przespałem. Pozostałe tropy przyniosła literatura. Jedną z inspiracji była książka "Londyńczycy" Craiga Taylora, który z kanadyjskiej wsi trafił do Londynu i w zderzeniu z miastem-potworem doznał nieuniknionego szoku. By sobie z tym jakoś poradzić, zaczął rozmawiać z ludźmi i tak powstał zbiór kilkudziesięciu wywiadów, w którym o Londynie opowiadają m.in. przewodnik wycieczek, doradca pogrzebowy, urbanista, taksówkarz, student, imigrant. Inną ważną lekturą było "Zycie instrukcja obsługi" Georges'a Pereca, puzzlowata opowieść o losach jednej paryskiej kamienicy i jej mieszkańców. Jakie postaci i zawody pokazujecie na scenie, by opowiedzieć o Jeżycach?

M.W.: Muzykologa, studentów, emerytowanego robotnika jeżyckiej Wiepofamy, będącą już na rencie rusycystkę i solistkę chóru jeżyckiego, rapera, dwoje aktywistów z Rozbratu...

R.P.: Nasi bohaterowie pochodzą z różnych grup społecznych - są to ludzie ze środowiska akademickiego, klasy kreatywnej, inwestorzy i przedsiębiorcy z małego i większego biznesu, ale też ludzie starsi, emeryci. Ponieważ na Jeżycach znajdują się dwa szpitale położnicze, chcemy opowiedzieć o rodzeniu i macierzyństwie, naszymi bohaterkami będą matka i specjalistka od leczenia niepłodności. Każda z tych osób otwiera inną historię związaną z Jeżycami. Aktywistka z Rozbratu, która działa w ruchu lokatorskim, pozwala opowiedzieć o problemach lokatorów, położna - o demografii. Prognozy pokazują, że Poznań będzie się starzał - podobnie jak inne polskie miasta - a za kilka lat będzie się tu rodziło dużo mniej dzieci. Co się wtedy stanie ze szpitalem położniczym przy Polnej? Co z przedszkolami i szkołami? Zastanawiamy się, jak to zmieni Poznań i Jeżyce.

Mamy też grupę seniorów. Takich ze spełnionym życiem, docenionych i wciąż odgrywających ważną rolę w swoim środowisku, jak emerytowany profesor matematyki z UAM. I takich, którzy żyją zupełnie na uboczu, niedostrzegani przez dawnych znajomych, rodziny, media. Chcemy pokazać ich istnienie. M.W.: Oddajemy też głos ekspertom, którzy będą komentować każdy z odcinków naszego spektaklu. Rozmawialiśmy z politykami, miejskimi aktywistami, antropologiem, ekologiem behawioralnym i ornitologiem w jednej osobie.

Bo bohaterami waszego serialu są nie tylko ludzie, ale też zwierzęta, które rzadko występują w teatrze.

M.W.: Zajmujemy się głosami niesłyszalnymi. Bodźcem była historia słonia o imieniu Kohn, który w latach 1913-1924 żył w Starym Zoo na Jeżycach. Opowiadamy o nim w odcinku o buntownikach, bo uciekł z odwiedzającego Poznań cyrku, urządzono na niego polowanie na ulicach miasta. Ptaki pojawią się w odcinku o lokatorach. Do niedawna największą ptasią populacją na Jeżycach były jerzyki. To ptaki wędrowne, które w Polsce spędzają tylko cztery miesiące i gniazdują w tych miejscach budynków, które są zmorą dla mieszkańców - w szczelinach, przez które ucieka ciepło. Wraz z bogaceniem się społeczeństwa zaczęliśmy ocieplać budynki, szczeliny znikają, więc jerzyki musiały się wynieść. Zdarzało się również, że za pomocą ocieplin ciepłolubne jerzyki zacieplano na śmierć. Jeszcze kilkanaście lat temu częścią naszego krajobrazu były jaskółki. Teraz jest ich coraz mniej, bo w mieście brakuje błota, którego używają do budowy gniazd. Znikają też wróble, bo sukcesywnie wycinane są krzaki, w których stadnie żyły. Oczywiście na miejsce tych gatunków sprowadzają się inne. Dziś na Jeżycach dominują krukowate. I gołębie - ptaki wyjątkowo agresywne i niezbyt inteligentne, niesamowicie ekspansywne, z genialnymi zdolnościami adaptacyjnymi, z prymitywnym, ale skutecznym mechanizmem zagarniania dla siebie przestrzeni. Opowiadamy o rzeczywistości ludzkiej i zwierzęcej jako równoległych i zazębiających się światach. Sprawdzamy, czy dynamika naszego świata przypomina dynamikę determinującą świat zwierząt.

R.P.: Mechanizmy w tych dwóch światach są podobne. Tak jak agresywne ptaki wypierają bardziej wrażliwe gatunki, tak w późnym kapitalizmie silniejsze jednostki, mające za sobą kapitał i władzę, wypierają słabsze, którym trudniej się odnaleźć we współczesnym świecie. Ale to nie tak, że agresywne i głupie gołębie to kamienicznicy, a jerzyki to biedne emerytki. Nie chcemy, by zwierzęta cokolwiek symbolizowały, bo one zawsze pojawiają się w teatrze jako symbol czegoś innego. U nas mają być równoprawnymi bohaterami. Skąd wzięliście swoich bohaterów? Nie jesteście z Poznania, wcześniej nie znaliście zbyt dobrze naszego miasta.

M.W.: Podczas pierwszego spotkania z aktorami poprosiliśmy, by każdy nazwał problem, który go w danym momencie jego życia nurtuje, i poszukał osób, które przez swoją profesję czy doświadczenie życiowe mogłyby stać się ekspertami naświetlającymi ten temat. Część aktorów skierowała się w poszukiwaniach bohaterów do znajomych. Jednocześnie zabraliśmy się we dwójkę za rozpoznawanie Jeżyc i Poznania, poszukiwaliśmy bohaterów, spotykając się z dziennikarzami i aktywistami, przez nich docieraliśmy do kolejnych interesujących osób i miejsc, choćby na Rozbrat.

R.P.: Dziesięć lat temu nasz projekt byłby nie do zrealizowania albo wyglądałby zupełnie inaczej. Obserwujemy niebywałe ożywienie w miastach, działają organizacje miejskie skierowane na współdecydowanie o przestrzeni i kontrolowanie władzy. Ze świata podzielonego, skupionego na jednostkach, nagle stajemy się w miastach wspólnotami. Silnie to odczuwamy w naszym projekcie. To miejscy aktywiści umożliwili nam rozmowy z ludźmi, którzy nie tylko znają problemy Poznania i Jeżyc, ale też mają wizję przyszłości.

M.W.: Bo "Jeżyce story" to nie serial o przeszłości. Powiedziałbym raczej, że interesuje nas teraźniejszość wychylona w przyszłość. Dlatego też premierę poprzedzi panel dyskusyjny o tym, jak będą wyglądały Jeżyce w 2030 r. Przez kilka miesięcy prac nad spektaklami mieszkaliście w teatrze, czyli na Jeżycach. Jak wam się tu żyło?

R.P.: Fantastycznie! Mam ulubioną piekarnię i knajpkę z włoską kuchnią. Dużo spacerowałem, więc mam już swoje ścieżki, czuję ludzki wymiar tej dzielnicy. Jednocześnie nie jest to odcięta od świata enklawa, ale żywy organizm miejski z ważnymi arteriami komunikacyjnymi, na ul. Dąbrowskiego niemal o każdej porze jest pełno ludzi. Czuję się na Jeżycach domowo, jak na warszawskiej Pradze, gdzie mieszkam. Jeżyce mają różne oblicza - potencjał tkwi w remontowanych kamienicach i nagromadzeniu młodych kreatywnych mieszkańców. Z drugiej strony, widać tu problemy społeczne, z którymi władze miasta sobie nie radzą. Atakują mnie tu sprzeczne odczucia, ale to znakomite miejsce do obserwowania, jak zmienia się Poznań i Polska.

M.W.: Szczególne jest to, że na Jeżycach wciąż mamy nagromadzenie małych biznesów i warsztatów, w których niemal od ręki można załatwić różne sprawy. Są pracownie krawieckie, kaletnik, dorabianie kluczy... I szokująca liczba banków. To wymowne zderzenie. No i cukiernie.

R.P.: Klimat tej dzielnicy jest właśnie taki, bo wciąż nie ma tu centrum handlowego. Obawiam się, że po powstaniu punktów usługowych i hali targowej na terenie dawnej zajezdni przy Gajowej część tej dzielnicy umrze, bo cały ruch zostanie skoncentrowany właśnie w tym miejscu.

Jaką przyszłość prognozujecie Jeżycom?

R. P.: Nasi bohaterowie powtarzają, że nie chcą, by Jeżyce i śródmieście Poznania zmieniły się w pole wolnorynkowe, gdzie wygrywają bogatsi i silniejsi, a słabsi z mniejszymi zasobami ekonomicznymi są spychani na margines. Uważają, że wartością tej dzielnicy jest jej różnorodność społeczna. Jeżyce zaczęły ją tracić na początku lat 90., kiedy część klasy średniej uciekła do domków na przedmieściach. Ci ludzie tworzyli razem z innymi grupami społecznymi mozaikę i pewną harmonię. Wyjęcie jednego elementu ją burzy. Obawiam się, że w perspektywie 20-30 lat tkanka społeczna na Jeżycach będzie bardzo homogeniczna - wróci tu klasa średnia, a opuszczą dzielnicę ludzie mniej zamożni. Ale możliwy jest też inny scenariusz. Marzy mi się miasto kolorowe, różnorodne, pełne imigrantów. Ich pojawienie jest chyba nieuniknione, może to będą Wietnamczycy, może Ukraińcy. Pewnie zmienią Jeżyce, jak dziś zmieniają je studenci. To wyzwanie.

M.W.: Innym wyzwaniem jest starzenie się społeczeństwa. Prognozy nie napawają optymizmem. Za kilkadziesiąt lat będziemy jednym z najstarszych społeczeństw w Europie, będzie nas mniej o kilkanaście milionów. Ten proces starzenia się odmieni nasze dzielnice i ulice, pojawią się tam inne kawiarnie, inne sklepy. A po to, by gospodarka poradziła sobie ze zmniejszającą się liczbą osób w wieku produkcyjnym, konieczne będzie otwarcie naszych granic na imigrantów.

R. P.: Wyobrażam sobie tramwaj, który w 2030 r. jedzie przez Dąbrowskiego. Podróżuje w nim na stojąco kilkanaście starszych osób, a jedynymi siedzącymi są dwa rozpieszczone bachory, dla których będą specjalne miejsca jak dzisiaj dla seniorów. Wewnątrz słychać różnojęzyczny gwar: słowa wietnamskie, rosyjskie, polskie, niemieckie, chińskie. Może dziś brzmi to apokaliptycznie, ale trzeba się na taką przyszłość przygotować.*

* Marcin Wierzchowski - absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST. Reżyserował m.in. w Teatrze Studio w Warszawie i Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Za koncepcję i realizację przedstawienia "Muzeum Supernowej" otrzymał nagrodę na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy.

* Roman Pawłowski - teatrolog, przez wiele lat był recenzentem teatralnym "Gazety Wyborczej", wykładał w Szkole Laboratorium Dramatu. Kurator festiwali teatralnych i współautor książek poświęconych nowej polskiej dramaturgii.

***

"Jeżyce story. Posłuchaj miasta!"

To czteroodcinkowy serial Teatru Nowego w reżyserii Marcina Wierzchowskiego i w opracowaniu dramaturgicznym Romana Pawłowskiego. Na pomysł zrealizowania spektaklu wpadł dyrektor Teatru Nowego Piotr Kruszczyński. Siedziba Nowego znajduje się właśnie na Jeżycach. Premiera pierwszych dwóch odcinków pt. "Lokatorzy" oraz "Buntownicy" odbędzie się 8 lutego. Premiera kolejnych dwóch - "Miasta kobiet" i "Miasta mężczyzn" - odbędzie się w kwietniu. A już dziś o godz. 18 w Teatrze Nowym - panel dyskusyjny: jak będą wyglądały Jeżyce w 2030 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji