Pochwała umiaru
Kończąc recenzję z premiery poprzedniej inscenizacji "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki, wyreżyserowanej w Teatrze Wielkim w 1998 roku przez Andrzeja Żuławskiego, zadałem pytanie: Kto i kiedy przygotuje inscenizację tej popularnej opery prezentującą w pełni jej walory i godną sceny Opery Narodowej?
Minęły trzy lata i próby odpowiedzi na to pytanie podjął się Mikołaj Grabowski. Zrobił wiele, by na to pytanie właściwie opowiedzieć. Nie szukając na siłę nowych treść, unikając banalnej cepeliady, zachowując przy tym właściwy charakter dzieła i jego klimat, skonstruował barwną inscenizację, która może się podobać. Brakuje jej co prawda dramaturgicznej zwartości, bo reżyser potraktował sceny jak niezależne od siebie żywe obrazy. Nie przeszkadza mu to jednak w sprawnym prowadzeniu akcji bogatej w poetyckie epizody, malujące barwnie obyczaje szlacheckiego dworu. A do tych podszedł z lekkim dystansem i humorem. Zalatująca oleodrukiem efektowna scenografia jakoś mi tym razem nie przeszkadzała, a cieszące oko kostiumy pozwalały traktować całość jak bajkę kończącą się wspaniałym mazurem.
Z obsady na uwagę i uznanie zasługują dokonania Iwony Hossy (Hanna), Katarzyny Suskiej (Jadwiga) i Piotra Nowackiego (Zbigniew). Pozostali wykonawcy byli nieco bezosobowi; kreując swoje role bez większego przekonania śpiewali jak mogli, najczęściej nie wychodząc ponad poprawność. Andrzej Szkurhan w partii Miecznika nie potrafił się zbliżyć do tego, co zwykł prezentować w tej roli Andrzej Hiolski. Podobnie Mieczysław Milun, któremu w partii Skołuby daleko było do Ładysza. Jednak generalnym problemem niemal wszystkich solistów, chóru również, jest fatalna dykcja. To naprawdę wstyd, żeby w polskim teatrze, w polskiej operze, śpiewanej przez polskich śpiewaków, widz miał kłopoty ze zrozumieniem tekstu!!! W momentach szczególnie pod tym względem irytujących złośliwie myślałem, że zupełnie by mi nie przeszkadzało, gdyby na tablicy świetlnej nad sceną wyświetlano polski tekst a nie angielski przekład.
Oglądanym przeze mnie przedstawieniem (2 marca) dyrygował Piotr Wajrak. Niby robił to sprawnie pod względem technicznym, ale miałem wrażenie, że nie bardzo potrafił nawiązać kontakt z występującymi na scenie solistami, przez co muzyce i kilku obrazom zabrakło właściwego nastroju.