Artykuły

I samiec chciał posiąść samicę...

Marciniak i Buszewicz nie stronią od lekkiej formy, która jednak ma swoje drugie dno - pod żonglowaniem konwencjami i opowiadanymi dowcipami kryje się ból i chęć wyrwania się ze zniewolenia - o spektaklu "Amatorki" w reż. Eweliny Marciniak w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Zaproszenie do Teatru Wybrzeże Eweliny Marciniak to kolejny programowy strzał w dziesiątkę dyrektora Adama Orzechowskiego. Reżyserka przygotowała inscenizację powieści "Amatorki" noblistki Elfriede Jelinek. Scenariusz zaadaptował Michał Buszewicz. Przedstawienie już teraz uznawane jest za jedno z najważniejszych wydarzeń teatralnych bieżącego sezonu. Zachwytów w recenzjach co niemiara i chyba po raz pierwszy zgadzam się z większością opinii. "Amatorki" to spektakl doskonały - dopracowany w każdym calu, konsekwentny muzycznie, scenograficznie i aktorsko.

Na scenie opowiadana jest historia dwóch młodych mężczyzn - Heinza (Piotr Biedroń) i Ericha (Piotr Domalewski) - oraz dwóch młodych kobiet - Brigitte (Dorota Androsz) i Pauli (Katarzyna Dałek). Każde z nich ma swoje wyobrażenia na temat życia, małżeństwa i współżycia. Bohaterowie są stereotypowi i przerysowani, czasem zakrawający nawet o postaci z moralitetu: mężczyźni uosabialiby wówczas pychę, próżność i patriarchalny model myślenia; kobiety byłyby naiwne, kochające, niedoceniane i wykorzystywane. Mężczyźni uprzedmiotawiają kobiety - kobiety zaś mężczyzn ubóstwiają, bo to ich jedyna nadzieja na dobrą przyszłość. Bohaterowie żyją w niewielkiej wiosce, gdzie brakuje pracy, a plotki rozchodzą się z prędkością światła. W tym świecie wszyscy są niespełnieni, ale kurczowo trzymają się swoich wyobrażeń, wierząc, że partner może się dla nich zmienić.

Aktorzy urządzają prawdziwy koncert umiejętności na scenie: momentami grają groteskowo (na przykład podczas tańców i akrobacji), czasami farsowo, jeszcze innym razem opowiadają o swoich postaciach w trzeciej osobie, jakby patrzyli na siebie z perspektywy wielu lat. Spektakl balansuje na granicy performansu, kiedy aktorzy wchodzą w interakcje z widownią, dając wyraz rozgoryczeniom, perwersjom i obawom granych bohaterów. Rozpoczynają dialog z publicznością, kiedy dochodzi do zwierzeń, kiedy ukrywają się przed sobą nawzajem, czy najzwyczajniej jedzą ciasto.

Przestrzeń wyznaczona przez Martę Stoces MizBeware tylko pomaga zespołowi aktorskiemu. Scena w zasadzie jest pusta: na środku są tylko dwie białe platformy w kształcie basenów nie wyższe od schodka, otoczone przez ściany sztucznych liści i kwiatów. To arena rozgrywek mężczyzn i kobiet: kobiety są ofiarami wystawionymi na pożarcie dla młodych samców. Wykreowany świat jest plastikowy i esencjonalny. Reżyserka bardzo świadomie gra kiczem, wykorzystuje wyobrażenia o rodzinie z seriali, musicali i innych gatunków idealizujących pożycie, w których w większości dominuje patriarchalny model światopoglądowy.

Na scenie pojawiają się też rodzice Pauli - Małgorzata Brajner i Krzysztof Matuszewski - oraz komentująca wydarzenia i nadająca im oprawę muzyczną Audrey Hepburn (Ala Masskotka) - symbol kobiecości i nieosiągalne marzenie Brigitte i Pauli. Cały zespół świetnie bawi się, grając swoje role - szczególnie młodzi aktorzy Wybrzeża doskonale czują się w prowokacyjnych scenach: tańczą, wykonują zespołowe akrobacje i prowadzą rozmowy ze sobą z szerokimi uśmiechami, gdy dystansują się do granych postaci; grają wiarygodnie, gdy emocje doprowadzone zostają do ekstremum. Widać, że reżyserka zaufała aktorom i dała im ogromną swobodę, którą z powodzeniem wykorzystują. Zespół Teatru Wybrzeża tylko czeka na takie wyzwania i tworzy doskonałe show, skoordynowane z układami choreograficznymi (Dominika Knapik).

To zaskakujące, jak dojrzały język sceniczny wytworzył młody duet twórców: Marciniak i Buszewicz. Ich spektakle, które widziałem ("Zbrodnia", Śmierć i zmartwychwstanie świata") operują podobnymi środkami wyrazu - świadomie wykorzystują groteskę i kicz. W swoich spektaklach podkreślają za pomocą kostiumów i scenografii sztuczność relacji międzyludzkich i płaskość materialnego świata, a także otaczającą bohaterów iluzoryczność.

"Amatorki" to spektakl niezwykle sprawny, w którym każda sekunda jest doskonale wyreżyserowanym widowiskiem. Półtorej godziny spędzone w gdańskim teatrze to nie tylko czas dobrej rozrywki. Tak, rozrywki! Marciniak i Buszewicz nie stronią od lekkiej formy, która jednak ma swoje drugie dno - pod żonglowaniem konwencjami i opowiadanymi dowcipami kryje się ból i chęć wyrwania się ze zniewolenia - mężczyzn z nieudanego życia, kobiet z życia poświęconego mężczyznom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji