Artykuły

Udany jubileusz?

Bohaterowie dramatu Krasińskiego ukazani są jako marionetkowe postaci uwikłane w historię i czas - o spektaklu "Irydion" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Polskim w Warszawie pisze Barbara Pitak z Nowej Siły Krytycznej.

"Irydion" autorstwa Zygmunta Krasińskiego, obok III części "Dziadów" Mickiewicza i "Kordiana" Słowackiego, to w moim przekonaniu jeden z najważniejszych polskich tekstów literackich ery romantycznej. Wymienione utwory w różny sposób podejmują takie tematy jak trudne położenie ujarzmionego narodu czy niepokojąca przyszłość Polski. Autor pisał "Irydiona" po upadku powstania listopadowego, kiedy sytuacja naszego kraju wzbudzała obawy. Na miejsce akcji wybrał Krasiński Italię, po dziś dzień postrzeganą jako spadkobierczynię wszelkich możliwych bogactw starożytności. Decyzję autora o wykorzystaniu w tekście swoistego "kostiumu historycznego" - konfliktu grecko-rzymskiego - traktować należy jako przyczynek do rozważań o "Irydionie" jako dramacie porównującym przeszłość z teraźniejszością.

Utwór opowiada historię upadku Rzymu w dobie wielkiej cezariańskiej potęgi. Autor pokazuje przemiany ustroju państwa i obyczajów, w momencie gdy Italia podbija świat. Na tym tle śledzimy historię Irydiona - spiskującego Greka. Główny bohater postanawia wykorzystać nowy układ sił politycznych do zniszczenia Rzymu, mszcząc się w ten sposób za hańbę swojej ojczyzny i wszystkich uciemiężonych ludów.

Pisząc "Irydiona", Krasiński inspirował się nie tylko określonym wycinkiem dziejów Europy, ale i całą historią ludzkości, aż do czasów jemu współczesnych. Kategorię "historyzmu", tak charakterystyczną dla epoki romantyzmu, teoretycy i historycy literatury uznają za główne narzędzie artystyczne i literacką technikę, z pomocą której romantycy ogłaszali polityczne i religijne problemy swoich czasów. Pod względem budowy utwór charakteryzuje statyczność i dialogi o wymowie ideologicznej. "Irydion" to tekst, który rozprawia się z ciemną stroną ludzkiej natury; to teatr namiętności: miłości, zemsty i walki o władzę.

29 stycznia 1913 roku właśnie "Irydionem" dyrektor Arnold Szyfman postanowił zainaugurować działalność Teatru Polskiego w Warszawie. Budynek powstał w szybkim tempie i już 9 miesięcy po rozpoczęciu budowy odbyła się w nim pierwsza premiera. Teatr Polski postrzegany był wówczas jako swoista scena narodowa, stał się dla Polaków najważniejszym obiektem na teatralnej mapie. W skomplikowanej i niepewnej sytuacji politycznej otwarcie Teatru Polskiego było manifestacją polskości. Premiera "Irydiona" stanowiła zapowiedź artystycznego kierunku twórców. Tęsknota za niepodległością przejawiała się w tematyce i charakterze wystawianych weń dzieł, aż do przełomowego roku 1918. Dyrektor Szyfman stworzył teatr, który podejmował z widzem dialog społeczny; pytał o narodową przeszłość, o tradycję, o wolność, o suwerenność, wreszcie o to, jacy jesteśmy jako społeczeństwo.

Andrzej Seweryn od momentu objęcia stanowiska dyrektora Teatru Polskiego w styczniu 2011 roku stara się kontynuować tę szlachetną tradycję zapoczątkowaną przez Szyfmana. Setną rocznicę powstania teatru postanowił więc uczcić premierą "Irydiona", podejmując się jednocześnie reżyserii spektaklu.

Jubileusz Teatru Polskiego w Warszawie oficjalnie odbył się 29 stycznia 2013 roku. Miałam okazję być świadkiem przygotowań do tego wydarzenia, uczestnicząc w drugiej próbie generalnej (tzw. premierze studenckiej).

Na scenie pojawiło się młode pokolenie aktorów. W postać Irydiona wcielił się Krzysztof Kwiatkowski, którego ta rola ewidentnie przerosła. Aktor nie jest ani przez moment przekonujący w swej grze. Wydaje się, że recytuje wyuczony na pamięć tekst bez wcześniejszej analizy. Jego interpretacja jest płytka i nieudana. Wielka szkoda, ponieważ przy odpowiedniej ilości pracy i skupienia ta trudna rola może stanowić dla każdego młodego aktora szansę na dowiedzenie swojego talentu.

Anna Cieślak wcieliła się w Elsinoe - siostrę tytułowego bohatera. Aktorka nie włożyła wystarczająco dużo sił w pracę nad swoją rolą. Wije się na scenie i mierzwi włosy, recytując tekst przy okazji. Posępna mina i wystudiowane erotyczno-kocie ruchy to nie wszystko, aby stworzyć przekonywującą kreację. Krystian Modzelewski jako cesarz Heliogabal w pierwszym momencie bawi: pojawia się na scenie w połyskującej bieliźnie i czerwonej płachcie. Nie wiadomo, skąd wziął się pomysł na taki kostium, ani jaka kryje się za tym ideologia. Pewne jest natomiast, że jego rola również nie należy do udanych. Wymienieni aktorzy nie poradzili sobie z tekstem Krasińskiego, który wymaga od artysty wyczucia i naprawdę dobrej dykcji. Pod tym względem, jako jedyna z młodego pokolenia, dobrze poradziła sobie Marta Kurzak wcielająca się w Kornelię.

Uznanie należy się Olgierdowi Łukaszewiczowi, który z niewielkiej roli biskupa Wiktora potrafił wykrzesać wiele. Szczególnie dobrze zaprezentował się Jerzy Schejbal. Ze swojej postaci, Masynissa, tworzył kogoś na kształt mistrza ceremonii - wnikliwego, czujnego obserwatora i komentatora zarazem.

Ciężko jest mówić o muzyce w tym spektaklu. Opowieści scenicznej nieustannie towarzyszy metaliczny, delikatny i urywany dźwięk, który z nowoczesnych urządzeń i instrumentów wydobywają dwaj bezimienni mężczyźni, przypominający typowych grajków starożytnego Rzymu.

Świetne wrażenie robi postmodernistyczna, chłodna, stalowa scenografia autorstwa Magdaleny Maciejewskiej. Decydując się na takie tło, Andrzej Seweryn (adaptacja i reżyseria) oświadcza widzom, że podobnie jak Krasiński i Szyfman, świadomie podejmuje w swej pracy dialog przeszłości z teraźniejszością. Surowa scenografia w konfrontacji z romantycznym językiem Krasińskiego przypomina mi styl Roberta Wilsona. Ten jeden z najwybitniejszych amerykańskich reżyserów teatralnych w swojej twórczości rezygnuje z bogactwa i wizyjności na rzecz prostoty i form geometrycznych.

W "Irydionie" istotną funkcję pełni gra światłem, która staje się dodatkowym sposobem na prowadzenie narracji. W spektaklu równie ważne są ciemność i mrok. Za sprawą oświetlenia udaje się twórcom w symboliczny sposób pokazać zmiany nastrojów i emocji bohaterów. Na przykład w momencie rozpoczęcia wojny nastaje półmrok, a na scenie dominują czerń i czerwień.

Bohaterowie dramatu Krasińskiego ukazani są jako marionetkowe postaci uwikłane w historię i czas. Obok ascetycznej, chłodnej i niczym nie zakłóconej formy scenicznej, tak charakterystycznej dla teatru postmodernistycznego, w spektaklu Seweryna język i jego XIX-wieczna forma staje się rodzajem "społecznego artefaktu". Zdaje się, że reżyser pragnie zwrócić uwagę widza na tradycję i jawną stylizację języka - jednocześnie zaznaczając, że ulega on przemianom, nie tylko w czasie, ale zmienia się wraz z ludźmi i kulturą.

Wybierając się na ten spektakl, należy mieć świadomość, że zdaniem widzów młodego pokolenia - i nie tylko - temat "Irydiona" może być nieaktualny, wręcz nudny, a język, jakim został napisany, może okazać się po prostu niezrozumiały.

Reasumując, pomimo pewnych niedociągnięć, "Irydion" w reżyserii Andrzeja Seweryna, to spektakl aspirujący do teatru na wysokim europejskim poziomie. Znakomita scenografia, ciekawe rozwiązania sceniczne, szereg niuansów i symboli, których widz musi się doszukiwać, by zrozumieć przedstawienie, to dowód na to, że Teatr Polski pod dyrekcją Andrzeja Seweryna jest w dobrych rękach. Niemniej jednak każdy z widzów, we własnym sumieniu, musi odpowiedzieć sobie na pytanie o zasadność i sens sięgania w dzisiejszych czasach po polskie dramaty ery romantycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji