Artykuły

Śląsk: piąty, teatralny punkt widzenia

- Chodzi o to, by stworzyć nową, teatralną mitologię Śląska, to, co się udało Kutzowi wcześniej w filmach. Chcę pokazać scenicznie ten świat pomiędzy światami, historię zawieszoną pomiędzy realnością a czymś magicznym. Nie budujemy tu żadnych familoków i kopalń - mówi reżyser ROBERT TALARCZYK przed premierą "Piątej strony świata" w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Na tę premierę w Katowicach zjadą goście z czterech stron Polski. W piątek Kazimierz Kutz zasiądzie na widowni Teatru Śląskiego i zobaczy prapremierowo świat, który opisał w debiutanckiej powieści "Piąta strona świata" wydanej w 2010 roku. Adaptację i inscenizację przygotował Robert Talarczyk, aktor i reżyser z Katowic, który m.in. współtworzył teatralnego "Cholonka" w teatrze Korez czy zaprosił do Teatru Polskiego, w którym jest dyrektorem, Ingmara Villqista ze spektaklem "Miłość w Konigshutte".

Rozmowa z Robertem Talarczykiem [na zdjęciu]:

Aleksandra Czapla-Oslislo: Ma pan tremę?

Robert Talarczyk: Olbrzymią, i to z wielu powodów, bo jeżeli Pan Bóg "Piątej strony świata", czyli Kazimierz Kutz, mówi, że jestem jedyną osobą, która powinna to zrobić, to z jednej strony przyjmuję to jako największy komplement, jaki może się zdarzyć, a z drugiej strony czuję odpowiedzialność. Poza tym rzecz dotyczy książki, która zanim jeszcze się ukazała, stała się kultową i została uznana natychmiast za jedną z najważniejszych powieści dotyczących Śląska. A jakby tych komplikacji było mało, zabrałem się za adaptację powieści iście ateatralnej. Są w niej przecież może ze trzy dialogi. Pamiętam dobrze, że gdy kupiłem książkę, Kutz wpisał mi dedykację "Robertowi, na którego liczę". Jak widać, mam aż nadto powodów do tremy.

Jak to jest z tą "Piątą stroną świata"? Czy to podróż po wyimaginowanym, magicznym świecie, czy też może najprawdziwsza, z historyczną dbałością, opowieść o Śląsku?

- Z jednej strony mamy tu hiperrealizm: brudny, brutalny, górniczy itp., a z drugiej anioły unoszą się nad głową, duchy się pojawiają ni stąd, ni zowąd i siadają z żywymi przy stole. Czasem, jak pracuję nad śląskimi rzeczami, to sam mam wrażenie, że ktoś zagląda mi zaa pleców. Dla mnie to normalne. Wracając do spektaklu, mam wrażenie, że ten marquezowy magiczny świat wymiesza się z brutalną rzeczywistością. Chodzi o to, by stworzyć nową, teatralną mitologię Śląska, to, co się udało Kutzowi wcześniej w filmach. Chcę pokazać scenicznie ten świat pomiędzy światami, historię zawieszoną pomiędzy realnością a czymś magicznym. Nie budujemy tu żadnych familoków i kopalń. To będzie przedstawienie prawie bez scenografii, z wizualizacjami i kostiumami Ewy Sataleckiej, z istotnym słowem, ruchem scenicznym i muzyką.

Mówi się, że pisana latami powieść Kutza jest jak aneks do wszystkich jego filmów, że dopełnił swój scenariusz.

- Śląsk w filmach Kutza jest inny od tego, który proponuje w powieści. W "Piątej stronie świata" mamy perspektywę kogoś, kto się rozczarował zarówno Polską, jak i na przykład tym, jak traktowano powstańców śląskich. Mam wrażenie, że Kutz tym razem wypowiedział to, czego nie mógł powiedzieć wcześniej, lub nie chciał. W pewnym momencie odrobina goryczy Kutza i mój entuzjazm wobec Śląska gdzieś się spotkały i skrzyżowały. Zauważyłem, że im Kutz jest starszy, tym bardziej wobec swojego świata staje się bezczelny. Mówi więcej, ostrzej i zabiera głos w sprawach, o których wcześniej milczał.

Mówił mi pan kiedyś, że wielbi świat z filmów Kutza z tymi powstańcami w zakrwawionych koszulach, ale sam ma nieco inny wizerunek Śląska. Dlaczego?

- Nie miałem takich powstańczych doświadczeń familijnych, jak postacie z filmów Kutza. W mojej rodzinie też mamy swoje małe bohaterskie opowieści, choć był to zupełnie inny heroizm. Wychowywałem się koło kopalni Wujek i wszyscy mężczyźni w mojej rodzinie tam pracowali. Godnie się tam zachowywali podczas pamiętnych wydarzeń z 16 grudnia 1981 roku. Mój ojciec świętej pamięci opowiadał mi historię, jak uratował życie kilku górnikom, którzy byli wtedy na dole, bo musieli pilnować maszyn. Jakiś obłąkany zomowiec wleciał i chciał wrzucić petardy do szybu. Ojciec powstrzymał go prawie siłą i mu perswadował, że jeśli to zrobi, to zabije ludzi, którzy są pod ziemią. Sam z kolegami oglądałem pacyfikację z dachu pobliskiego budynku. Dzisiaj widzę, że stanie na tym dachu było niebezpieczne i idiotyczne, ale wtedy mieliśmy w sobie odwagę i wielką ciekawość.

Niektórzy pewnie westchną: "Co? Znowu o tym Śląsku?". Co takiego ma w sobie "Piąta strona świata" czego nie miał np. "Cholonek"?

- "Cholonek" jest zupełnie inny od "Piątej strony świata". Przyznam się, że byłem nawet trochę zawiedziony, że został tak bezkrytycznie przyjęty. Myślałem, że choć troszkę Ślązaków oburzy, a szybko się okazało, że to spektakl wielbiony i kultowy.

Powieść Kutza jest dużo szlachetniejsza, opowiada o ludziach, którzy są często z lumpenproletariatu, ale to ludzie tęsknie spoglądający za tym, by być wyedukowanymi. By móc jak najbardziej świadomie służyć swojej ojczyźnie, swojemu kawałkowi świata. Jeden z bohaterów czyta Goethego, drugi zachwyca się "Ludźmi bezdomnymi", inny studiuje manifesty komunistyczne, ale wszyscy, o dziwo spotykają się razem, razem funkcjonują i egzystują.

Swoją drogą tak jest i w rzeczywistości, podobnie było przecież ze spotkaniem Janoscha i Kutza. Są na antypodach widzenia Śląska - spotkali się pierwszy raz, siedli i już wiedzieli o sobie wszystko. Dwóch "świętych starców", którzy mają te same korzenie, a przy tym dwie wybitne jednostki dla Śląska. Jeśli mnie się uda w jakimś małym stopniu dołączyć kiedyś do tych dwóch wybitnych wariatów, to będzie duże zwycięstwo.

Zatem jeśli "Piąta strona świata" zyska status spektaklu kultowego, to nie będzie pan miał pretensji?

- Tu nie ma takiego założenia. Kiedy robiliśmy "Cholonka", to był okres, że na topie były krupnioki i serial "Święta wojna" - a przecież to nie tak... Od tego czasu powiedzieliśmy już sobie i innym parę rzeczy o Śląsku i chyba nie musimy do tego wracać. Zamiast tłumaczenia, dlaczego jesteśmy inni, teraz chcemy deklarować, że ta inność to nasza wartość. Jak pojechałem na studia do Wrocławia, to się wstydziłem, że jestem Ślązakiem, i musiało upłynąć dobrych parę lat, zanim doszedłem do wniosku, że to nie moja wada.

"Piąta strona świata" jest napisana zupełnie innym literacko językiem niż "Cholonek". Trochę się boję o tych, którzy myślą, że to będzie w jakimś sensie kontynuacja, spektakl z żartami, anegdotami i świniobiciem. Chcę "Piątą stroną świata" pokazać Polakom, że jest kolejny punkt widzenia na naszą historię, że może być inaczej, niż się powszechnie myśli, i nie jest to tylko "ukryta opcja niemiecka". To zdecydowanie jeszcze bardziej skomplikowane, niż się wydaje to np. Kaczyńskiemu czy komukolwiek innemu.

Nieczęsto się zdarza, że autor przychodzi na próby oraz że sam jest znanym reżyserem teatralnym. Główny bohater, narrator (w tej roli Dariusz Chojnacki) to alter ego Kazimierza Kutza. Na ile on sam brał udział w tej inscenizacji?

- Zrobiłem jedną z pierwszych adaptacji, ale mu się nie podobała. W związku z tym pojechałem do niego do domu, rozmawialiśmy o tym kilkanaście godzin, wiele mi opowiadał i pod wpływem tych rozmów i ponownej lektury parę rzeczy zrozumiałem na nowo. Napisałem kolejną wersję, a on ją zaakceptował. Pojawił się też na próbach, miał kilka sugestii, które wynikają z tego samego: ważne, byśmy w podobny sposób na pewne sprawy patrzyli, żeby dla mnie i dla niego były ważne te same opowieści. Wbrew temu, co on deklaruje, to bardzo istotne dla niego przedstawienie. Kutz publicznie przyznaje przecież, że nie będzie już robił filmów, spektakli, może jeszcze napisze książkę.

Czy traktuje to jako pewnego rodzaju testament, czy to faktycznie jedna z ostatnich rzeczy artystycznych, jaka się stanie za jego udziałem? Co ma się wydarzyć po premierze?

- Kutz opowiada o swojej piątej stronie świata, która jest w Szopienicach na Roździeniu, ja mam swoją piątą stronę świata na Załęskiej Hałdzie, Brynowie, Ligocie, a Dariusz Chojnacki, młody aktor, który gra główną rolę, opowiada o swojej piątej stronie świata, którą ma w Zabrzu Kończycach. Cokolwiek się wydarzy po premierze, chciałbym, by ludzie wychodzący z tego przedstawienia - a są Ślązakami lub ludźmi mieszkającymi tu - byli dumni z tego, że żyją w miejscu, które jest pozornie brzydkie i z pokręconą historią. By poczuli, że - jak to mówi dosadnie Janosch - z miejsca zwanego "dupą świata" mieli wrażenie, że Śląsk jest niczym innym jak pępkiem świata.

***

Dariusz Chojnacki, odtwórca głównej roli w "Piątej stronie świata":

- Chcę, żeby Ci, którzy przyjdą na spektakl, przyjrzeli się sami sobie, swojej tożsamości. Jeszcze nie wszystkie tematy mamy przerobione. Toczy się bez wątpienia dyskusja między Ślązakami a Polakami, a mamy jeszcze sporo do przedyskutowania w gronie Ślązaków i mieszkańców tego regionu. Powinniśmy rozmawiać o naszej historii, szczególnie tej, której nie ma w podręcznikach i nie uczy się jej w szkołach - chciałbym, by spektakl był impulsem do tego typu rozmów

***

Kutz w telewizyjnej Dwójce

Kazimierza Kutza, reżysera, polityka i człowieka czynu, można będzie zobaczyć i posłuchać w niedzielę w Programie 2 TVP. Wywiad z nim poprowadzi Aleksandra Klich, autorka jego biografii i dziennikarka "Gazety Wyborczej". Program wchodzi w skład nowego cyklu poświęconego najwybitniejszym postaciom polskiej kultury. Przygotowały go wspólnie Telewizja Polska i Narodowy Instytut Audiowizualny. Artyści naszych czasów. TVP 2, 17 lutego, godz. 17.20.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji