Żuławski kontrowersyjny
Z dawna już oczekiwaną z wielkim zainteresowaniem premierą Moniuszkowskiego "Strasznego dworu" w Teatrze Narodowym znany filmowy reżyser Andrzej Żuławski święcił swój debiut na scenie operowej. Dyrygował zaś tym przedstawieniem młody kapelmistrz Piotr Wajrak, dla którego była to także pierwsza w życiu operowa premiera.
Ryzyko więc było duże, a reżyserski pomysł przeniesienia akcji z czasów wiedeńskiej wiktorii Jana Sobieskiego do epoki narodzin Moniuszkowskiego dzieła - co najmniej dyskusyjny. To bowiem, co w rezultacie oglądaliśmy na scenie - ciężko poranieni po przegranych bojach powstańcy spalone domostwa, żałoba narodowa i wszechobecna carska cenzura - nazbyt jaskrawo kontrastowało z pogodną i pełną wewnętrznego ciepła muzyką, a nieraz także z padającymi z tejże sceny słowami głównych bohaterów.
Były na pewno w tym przedstawieniu momenty frapujące niezwykłą fantazją i pomysłowością (m.in. przy zastosowaniu projekcji filmowych); były pięknie śpiewające chóry i efektowny mazur w ostatnim akcie, były ładne wokalne kreacje Dariusza Stachury w roli Stefana, Anny Lubańskiej (Jadwigi), czy Jerzego Ostapiuka (Skołuba). A jednak chyba nieliczni tylko spośród widzów opuszczali po nim teatr z uczuciem wewnętrznej satysfakcji i podniesienia na duchu... W najbliższych zresztą dniach zapewne omówimy ów spektakl obszerniej.