Artykuły

Rzecz o strachu

"Reformator" Mykoły Kulisza opowiada o prze­rażeniu tak ogromnym, że prowadzi do obłędu. Akcja sztuki, wyreżyse­rowanej w Starym Tea­trze przez Rudolfa Ziołę, toczy się na Ukrainie w czasach NEP-u. Tytułowy bohater, chłopski filozof Małachij Mynowicz Stakanczyk, dwa lata rewo­lucyjnej zawieruchy spę­dza w zamurowanej ko­mórce, z której wychodzi opętany misją reformy człowieka.

Nie maszyny, nie przemysł jest ważny, lecz naprawa człowieka - nawołuje samozwańczy narodowy komisarz ludowy Małachij I (Jerzy Trela). Tego nowego człowieka pra­gnie wykreować za pomocą dekre­tów. Takich samych, jakimi posłu­gują się nowi władcy, którzy zni­szczyli dawny porządek i których straszliwą moc widzi na każdym kroku. Świat, który zwariował i sta­nął do góry nogami, paraliżuje go do tego stopnia, że jedynym ratunkiem wydaje się uwierzyć w sens prze­mian. Uwierzyć, czyli także zwario­wać - podpowiada Kulisz, który obdarza swojego bohatera przekonaniem, że jest w stanie "przemie­nić ludzi w anioły". Slogany komuni­stycznej ideologii nakładają się nie­szczęsnemu reformatorowi z biblij­nymi. Przyznając - za swoimi zwy­cięskimi nauczycielami - że "religia to opium dla mas", zwalcza Cer­kiew, co nie przeszkadza mu w fina­łowej scenie utożsamiać się z Chrystusem.

Małachij Jerzego Treli jest człowiekiem zupełnie oderwa­nym od realnego świata. Sku­piony na swojej misji niczym somnambulik krąży po scenie zatrzymując wzrok jedynie na tych ludziach, którzy mogą po­służyć jako dowód konieczności reform. Działa jakby obok rze­czywistości i często po prostu śmieszy.

Rozpad porewolucyjnego świata oddają fragmentaryczne, zagracone i programowo bied­ne dekoracje Andrzeja Witkow­skiego. Scenograf sięga po sym­boliczny skrót: w pierwszym ak­cie goście zasiadają przy stole sporządzonym naprędce z drzwi, w drugim - gabinet se­kretarza partii dekoruje socrea­listyczne malowidło, na którym (w świetlaną przyszłość?) maszerują postaci pozbawione tu­łowia i głowy.

Groteskowa scena w szpitalu psychiatrycznym, kiedy Małachij namaszcza się na narodo­wego komisarza ludowego i dramatyczny finał należą do sil­nych momentów przedstawie­nia. Żywą i malowniczą postać madame z domu publicznego stworzyła Maria Zającówna-Radwan. Oszczędnie i bezpreten­sjonalnie nakreślona została postać Kuma (Zbigniew Kosowski), który stara się ściągnąć nieszczęsnego reformatora na łono rodziny. Niestety większość scen zbiorowych cechuje statyczność albo - przeciwnie - nerwowa, chaotyczna krzą­tanina, a postaciom pierwszego planu często towarzyszy bez­radny tłum, który nie bardzo wie, co ze sobą zrobić.

Tekst dramatu, który w zna­czący sposób przyczynił się do tego, że w 20. rocznicę rewolucji jego autor trafił przed pluton egzekucyjny, stracił polityczną aktualność. Sztukę odczytujemy dzisiaj jako studium opętania ideą i narastającego szaleństwa, które - dzięki Jerzemu Treli - okazuje się momentami przej­mujące.

RUDOLF ZIOŁO:

- Sztukę Mykoły Kulisza przywiozłem z Moskwy, gdzie studio­wałem reżyserię. Istniała wtedy - uzasadniona oczywiście warto­ścią artystyczną - pokoleniowa moda na literaturę radziecką drugiego obiegu. Chciałem zrealizować tę sztukę wcześniej - kon­tynuując tematykę podejmowaną przeze mnie na deskach Teatru im. Słowackiego - niestety czasy były bardzo niesprzyjające. Rea­lizacja tego spektaklu dzisiaj wynika tyleż z powodów sentymen­talnych, co z chęci poddania się dość ryzykownemu testowi, który wykazałby, czy możliwy jest powrót do teatru podejmującego pro­blematykę losu człowieka uwikłanego w polityczne choroby XX wieku. Ta próba staje się tym bardziej ryzykowna dlatego, że wy­maga dotarcia do problemu poprzez szatę historyczną. O wiele ła­twiej byłoby wyreżyserować sztukę ukazującą temat ze współcze­snej perspektywy.

Przystąpiłem do pracy z ogromną nadzieją, że nie nastąpiła jeszcze agonia naszego myślenia o problematyce moralnej w związ­ku z politykami, że nie zostaliśmy zbyt zaszczuci codziennością. W postać reformatora wciela się Jerzy Trela - myślę, że jest to ide­alny odtwórca tytułowej roli.

TADEUSZ BRADECKI:

- "Reformator" Mykoły Kulisza jest drugim przedstawieniem - obok "Snu srebrnego Salomei" Juliusza Słowackiego w reży­serii Jerzego Jarockiego - którym Stary Teatr podejmuje ostatnio temat ukraiński. Zainteresowanie Ukrainą nie jest sprawą przypadku - to nasi najbliżsi sąsiedzi, o których tak naprawdę nie wiemy prawie nic. Przed laty istniały wprawdzie obowiązkowe wymiany spektakli między Teatrem im. Słowac­kiego a Teatrem im. Iwana Franki w Kijowie, ale tych wizyt nie można rozpatrywać inaczej niż w kontekście politycznym. Dzi­siaj, gdy żyjemy w Europie, która zmienia swe granice i sens współistnienia państw, sprawy ukraińskie powinny być dla nas ważniejsze niż to, co na przykład dzieje się w nieco odleglejszej Rosji.

Premiera "Reformatora" wiąże się z planowanym "Spotkaniem z Ukrainą", które odbędzie się w Starym Teatrze 18 i 29 lutego. Dwudniowej dyskusji na temat kultury naszych wschodnich sąsia­dów towarzyszyć będą spektakle "Maklena Grasa" Mykoły Kulisza oraz "Igraszki dla Fausta" według Dostojewskiego w wykonaniu ukraińskich teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji