Artykuły

Jak poderwać dziewczynę?

Właściwie dzisiejsze młode pokolenie wbrew wszelkim uczonym wstępom historyczno-literackim odbierze "Mandragorę" Niccolo Machiavellego jednoznacznie. Jest to po prostu recepta na tzw. podryw. W tym też kierunku poszła inscenizacja spektaklu w Teatrze Kameralnym we Wrocławiu. W przekonaniu owym utwierdzają stylowe co prawda, ale oczywiste w swe) wymowie kanzony Andrzeja Waligórskiego śpiewane przez Małgorzatę i Jacka Samborskich. Starsze pokolenie potraktuje może temat bardziej dociekliwie i główny wątek zamknie w odpowiedzi na pytanie: Jak uwieść cudzą żonę. Trochę rozczaruje się gdy stwierdzi, że możliwe jest to tylko wtedy, gdy ów mąż jest mocno w leciech posunięty. Nieliczni prawdopodobnie zajmą się sprawą najistotniejszą, choć także odległą od czasów nam współczesnych: poglądem Machiavelliego na temat człowieka i jego poczynań. Ten wybitny humanista rodem z Florencji przeszedł do historii jako apologeta obłudy i podstępu, pod warunkiem, że prowadzą one do zamierzonego celu. Posądzano go o cynizm, odsądzano od czci i wiary. Burzliwe czasy Odrodzenia rządziły się jednak własnymi prawami i w ich ramach Machiavelli był po prostu jedną z wybitnych indywidualności. A że nie miał najlepszego zdania o ludziaćh? Świadczy to tylko o świetnym zmyśle obserwacyjnym.

Powstała w pierwszym dwudziestoleciu XVI wieku komedia "Mandragora" z miejsca spotkała się z gorącym odbiorem i pozycja jej do dziś pozostała niezagrożona. Potwierdza to i obecna wrocławska realizacja. Reżyser Grzegorz Mrówczyński dobrze ustawił poszczególne postacie. Prowadzący intrygę Ligurio {Andrzej Wilk) przypomina trochę renesansowego Dyla Sowizdrzała, trochę zaś mozartowskiego Leporella. To on właściwie jest głównym architektem intrygi mającej pomóc Kallimachowi (Bogdan Koca) w Zdobyciu Lukrecji (Ewa Lejczakówna). Wspomniani aktorzy w miarę swych sił sprawnie wywiązywali się z powierzonych zadań. Można mieć do nich pretensje o stosowanie dość wąskiego wachlarza środków aktorskich, ogólne wrażenie jest jednak dodatnie. Wiadomo - młodzi swoją świeżością zniwelują pewne niedostatki warsztatowe. W słówkach pełnych uznania ocenić trzeba grę Andrzeja Polkowskiego (Messer Nicia). Aktor ten był w spektaklu gwiazdą pierwszej jasności. Pomijając nienaganną dykcję - rzecz dość rzadka w naszych teatrach - stworzył prawdziwą i chwilami nawet wzruszającą postać oszukanego męża, który pomaga w uwiedzeniu własnej żony. W małej roli

Sostraty - jak zwykle dobra Iga Mayr. Brat Tymoteusz, czyli Andrzej Mrozek tak przejął się w pewnym momencie duchownym strojem, że aż zaczął udzielać błogosławieństw w sposób zastrzeżony dla papieża. To poczucie wielkości znajdowało uzasadnienie w roli, gorzej że nie w grze aktorskiej. Wystąpili też Piotr Kurowski (Siro) i Irena Remiszewska (Kobieta).

Interesującą scenografię funkcjonalną i oddającą klimat sztuki zaprojektował Mariusz Chwedczuk. Muzyka Bogusława Klimsy, podobnie jak i wspomniane już kanzony stanowiły dodatkowy walor spektaklu.

Widowisko spotyka się z ciepłym przyjęciem publiczności. Nic dziwnego, problem jak "poderwać dziewczynę" jest zawsze aktualny. A przecież okazuje się, że można tego dokonać bez "mandragory" czyli miłosnego napoju z korzenia żeń-szeń. Pocieszający to wniosek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji