Artykuły

Dramat samotności

Zygmunt Krasiński stworzył swoją "Nie-Boską komedię" mając lat 21, a tym przecież utworem wszedł do historii literatury polskiej i na sceny teatralne. Bo zdumiewająca jest wierność teatru wobec tego utworu bardzo trudnego w realizacji, wielowątkowego, o różnorodnych, nierzadko pogmatwanych, podtekstach filozoficznych. Na tegorocznych konfrontacjach inscenizację największego dramatu trzeciego z polskich wieszczów zaprezentował w reżyserii Ryszarda Majora szczeciński Teatr Współczesny. Przedstawienie rozgrywa się przez długie prawie 3 godziny w scenografii Jana Banuchy, wyposażającego scenę w ogromny, czarny lekko uniesiony krąg ze wzniesieniem pośrodku, który grać będzie rolę ołtarza, łoża, grobu. Poza obwiedzionymi czerwoną linią drzwiami-szubienicą nic już nie przyciąga uwagi widza i nic nie wspomaga aktorów, pozostających sam na sam z tekstem i odbiorcą. Sporo ciekawych efektów osiąga natomiast gra świateł, którymi realizator operuje precyzyjnie w spektaklu. W interpretacji Ryszarda Majora "Nie-Boska" jest traktatem o samotności człowieka, owej zagubionej w czarnym kręgu jednostki, pogrążonej w swej obcości z woli Boga. Ocierający się o sprawy uczucia i doznania innych Hrabia Henryk (Mieczysław Franaszek), choć uczestniczy w nich tak czy inaczej, na zawsze pozostaje obcy, odległy choćby na wyciągnięcie ręki. Nie zapadnie naprawdę ani w domowe szczęście, ani w rewolucyjny wir, ani w poezję - zdradziecką uwodzicielkę. Ten człowiek wyrokiem nieba zostaje skazany na samotność.

Ascetyczne, surowe przedstawienie "Nie-Boskiej komedii" nie zachwyciło tym razem publiczności. Zarzucano realizatorom niedostateczną motywację wybranego odczytania dramatu, zwyczajne dłużyzny, wreszcie - bardzo uproszczoną interpretację pewnych wątków. Moim zdaniem na wszystkie niedopracowania inscenizacyjne nałożyło się przede wszystkim słabe aktorstwo odbierające postaciom indywidualność a sporom - temperaturę. Właściwie żaien z bohaterów nie został obdarzony szczególnym jakimś wyrazem i nie zapadał w pamięć. Może tylko Mirosław Gawęda w roli Orcia - głęboko nieszczęśliwy, wrażliwy chłopiec, prawdziwie nas poruszający w scenie śmierci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji