Artykuły

Porozumienie z widzem na dziś i jutro

"Wszak dawać wyraz chwili, to nie znaczy - fotografować. To wyzwalać myśl. Teraźniejszość osadzać w tradycji, wyprowadzać ją z niej. Tworzyć teatr dla współczesnych - to znaczy przywracać im poczucie równowagi i tożsamości, Duchowej. Moralnej. To znaczy - mówię o wartościach podstawowych. Prawdziwych. Niemal niezmiennych. Manipulowanie wartościami doprowadziło do spustoszenia moralnego. Zresztą, prawdziwymi wartościami manipulować się nie da. Oblicza zmieniają tylko prawdy jednodniowe. Wiem: to ostatnie zdanie zbudowane jest wbrew zasadom logiki, jest wieloznaczne. Ale może przez to wypowiada głębszą myśl: jednodniowe prawdy ulegają erozji, to one zmieniają - na dzień, na dwa - oblicza ludzi. A gdzie godność?"

Cytat powyższy pochodzi z wywiadu z Bohdanem Cybulskim, kierownikiem artystycznym i dyrektorem Teatru im. J. Kochanowskiego w Opolu wywiadu zamieszczonego w miesięczniku "Opole" w październiku 1980. Sięgnęłam do niego, gdyż wydał mi się ważki, wyrażający myśl ogólniejszą, wychodzącą poza teatr w dziedzinę twórczości w ogóle. I jeszcze dlatego, aby porównać w lutym 1982, wypowiedziane przed półtora rokiem artystyczne credo z teatralną praktyką powszedniego dnia.

*

Scena opolska, rozmiarami należąca do największych scen dramatycznych w kraju, stanowi od kilku lat {teatr oddano do użytku 7 lat temu) namacalny przykład, że można również poza największymi ośrodkami w kraju prowadzić teatr na dobrym, profesjonalnym poziomie. I że pojęcie teatru prowincjonalnego bardziej dotyka niektóre teatry warszawskie niż oddalony od stolicy o 325 km Teatr im. J. Kochanowskiego. Wszak prowincjonalność to wąski, ograniczony horyzont umysłowy, z którym kilometry nic wspólnego nie mają.

Wpisany w miasto, w sąsiedztwo kina, biblioteki, KW PZPR, oraz budującego się Spółdzielczego Domu Towarowego, ma gmach opolskiego teatru swój charakterystyczny wygląd, zdominowany wysokością wznoszącej się nad sceną sznurowni i przeszkleniem fasady. Ma też swoją treść. Składają się na nią: praca własna i przedstawienia cudze pokazywane tu gościnnie. Wystarczy przejrzeć kroniki sezonów aby zorientować się, że prawie wszystkie ważniejsze w kraju zespoły teatralne występowały na opolskich deskach.

Zapoczątkowana w 1975 roku, za poprzedniej dyrekcji Bogdana Hussakowskiego impreza Opolskie Konfrontacje Teatralne, poświęcona narodowej klasyce, włączyła Opole w rytm życia teatralnego w Polsce. Twórcza kontynuacja formuły, że teatr wartości stwarza i wartości przyciąga, pozwoliła od września 1979, już za następnej dyrekcji, skupić wokół teatru nowe nazwiska i nowe dokonania kulturalne.

"Król Edyp" Sofoklesa, "Odprawa posłów greckich" J. Kochanowskiego, "Sędziowie" S. Wyspiańskiego, "Opera za trzy grosze" B. Brechta, "Przygody Guliwera" J. Swifta, "Damy i Huzary" A. Fredry, ponadto Różewicz, Mrożek, Lorca, Żurek, Kofta - oto tytuły i autorzy określający krąg i pułap artystycznych ambicji zespołu. Prócz tego - działająca przy teatrze galeria sztuki, która jako zasadę przyjęła, że każdej premierze towarzyszyć winien wernisaż. Delikatny przymus edukacji kulturalnej stosowany wobec widza "zmusił" odwiedzających teatr do obejrzenia m.in. plakatów Franciszka Starowieyskiego, Waldemara Świerzego, Jana Sawki, Jerzego Czerniawskiego, projektów scenograficznych studentów ASP oraz wystawy fotografii. Premierom i wernisażom towarzyszą starannie przygotowane programy i katalogi (nie mówiąc o plakatach). Mają one tę zaletę, że są porządne, że nie cechuje ich tak powszechna u nas bylejakość i niechlujstwo. Tu widać starania o utrzymanie zawodowej poprzeczki na poziomie wyższym niż średni, krajowy. Od strony merytorycznej i wydawniczej.

Wyliczona ilość pozytywów ściągnięta do niewielkich rozmiarów prasowej publikacji, nie oddaje oczywiście bogactwa spraw i problemów jakimi żyje teatr. Odnotować jednak trzeba fakty zaistniałe, które tworzą wokół opolskiego teatru sprzyjającą aurę, kapitalik zaufania, który zjednuje widza.

Kiedy w lutym br. odwiedziłam teatr, trafiłam na tzw. dzień szkolny z młodzieżową publicznością oraz na przedstawienie grane pozą siedzibą, jako że Teatr im. J. Kochanowskiego prowadzi również działalność objazdową. 40 spektakli w miesiącu, z tego połowa albo i więcej w różnych miastach województwa. Nie wszędzie i nie ze wszystkim można jednakże wyjeżdżać. Zmiana warunków scenicznych częstokroć obniża rangę artystyczną przedstawienia, a tego zaakceptować nie sposób, jeżeli widza traktuje się serio.

*

Na dużej scenie najpoważniejsza pozycja repertuarowa bieżącego sezonu: "Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasińskiego w opracowaniu i reżyserii Bohdana Cybulskiego, ze scenografią Sławomira Dębosza i muzyką Jerzego Satanowskiego. I wybór dramatu, i propozycja inscenizatora korespondują z cytowanym na wstępie artystycznym credo. Poszukiwanie prawd uniwersalnych spowodowało, że utwór Krasińskiego przykrojony został "nożycami" inscenizatora do wymiaru moralitetu, a więc dramatu obrazującego walkę uosobionych sił dobra i zła o duszę człowieka. W pierwotnym zamyśle przedstawienie miało być grane w jednym z kościołów Opola, ale niska temperatura wnętrza i pogłos uniemożliwiły to przedsięwzięcie. Twórcy przedstawienia nie zrezygnowali jednak z "usakralnienia" przestrzeni scenicznej, nadając jej charakter kościelnego wnętrza. Światło i muzyka dopełniają atmosferę i przemieniają teatralne wnętrze w bardziej metafizyczne miejsce. Decyzja aby z "Nie-Boskiej" zrobić moralitet pociągnęła za sobą określone konsekwencje tekstowe

i dramaturgiczne. Pozbawiono utwór dramatyzmu rewolucji, a w zamian pokazano tragedię rodzinną z rewolucją w tle. Mimo klarowności przedstawionego na scenie wywodu i mimo wydobycia nowych jakości, inscenizacja ta budzi jednak niedosyt. Trudna dramaturgicznie tkanka utworu, jego historiozofia nie do końca wytrzymują narzuconą mu logikę moralitetu. Immanentna temu gatunkowi dychotomia wartości, łamie się właśnie przy rewolucji. W starciu sił

społecznych żadna ze stron nie jest przecież jednoznacznie dobra lub jednoznacznie zła. Zwycięzcy obciążeni są winą, a w pokonanych istnieje szlachetna powaga śmierci. Pytanie o to kto ma rację, zostaje otwarte.

Wiele należałoby jeszcze powiedzieć o tej "Nie-Boskiej". Nawet przy częściowym braku zgody z inscenizatorem, ogląda się to przedstawienie z dużym, autentycznym zainteresowaniem, pozostając pod wrażeniem jego scenicznej urody i oryginalnej propozycji intelektualnego przesłania.

Na małej scenie "dla oddechu" - "Na jedną kartę", melodramat Sienkiewicza, tyle że melodramat z tezą. "W momencie, kiedy zastanawiamy się nad przyczynami naszych narodowych niepowodzeń, to sztuczydło, tak anachroniczne w formie zadziwić może jaskrawością pytań, skutecznością penetracji" - pisze w programie reżyser przedstawienia Zbigniew Wróbel. I ma rację. Polityka niewiele ma wspólnego z moralnością - to przeświadczenie jako pewnik przylgnęło do naszej świadomości. Podążając za Sienkiewiczowską tezą z owej sztuki rozumiemy, że ludzkiej zgody na to być nie powinno i że z uporem dziecka należy domagać aby jedna była prawda i jedna uczciwość, nawet w polityce. Uświadamiamy sobie, że teza pozytywistycznego dramatu sprzed stu lat - teza o jednej uczciwości, będącej miarą godności człowieka, bez względu na meandry historii, nie jest wcale tak zmurszała i warto o niej przypominać.

I jeszcze "Pieszo" Sławomira Mrożka. Przedstawienie przygotowane na dużą scenę obejrzałam na wyjeździe, w Nyskim Domu Kultury. Reżyserował Bohdan Cybulski, a scenografię przygotował Sławomir Dębosz. Sztuka Mrożka opowiada o ludziach w momencie zakończenia wojny i w kilka lat później. Dramaturg daje w niej wyraz ich stanom psychicznym, marzeniom, nadziejom i wyobrażeniom o tym, jaka będzie ta nowa, powojenna rzeczywistość. Odsłania zależność istniejącą pomiędzy biologicznym wiekiem człowieka, a wpływem wojny na psychikę. Inaczej wojna działa na ojca, inaczej na dorastającego syna. Dla pierwszego - zakończenie wojny będzie nadzieją na powrót dobrych przedwojennych czasów, dla drugiego - nowa, powojenna rzeczywistość zbiega się z wejściem w dorosłe życie, które dopiero zacznie się formować.

Dla wszystkich postaci z tej sztuki koniec wojny oznacza równocześnie rozpoczęcie nowego rozdziału własnej biografii. Porucznik Zieliński z lasu stanie się obywatelem Zielińskim, przedwojenny nauczyciel przeobrazi się w Inteligenta z misją oświecania ludu. Superiusz, witkacowska postać, stojąca ponad wszystkim i wszystkimi, po wojnie odpłynie daleko do kraju, gdzie wszystko jest lepiej urządzone. Inni pozostaną na miejscu.

Rzeczywistość powojenna, która się stała realną i konkretną jest jak droga, po której idą pieszo ojciec i syn. Niosą swoje marzenia, buty mają za ciasne, ale idą. W zbudowanym na scenie sześcianie skupiają się niczym w akwarium różne wątki świadomości, różne postawy i różni ludzie. Można im się przez szybkę, jak rybkom, przypatrzeć.

Aktorsko jest to najbardziej wyrównane przedstawienie z tych, które w opolskim teatrze obejrzałam. Postacie są wyraźnie nakreślone i konsekwentnie grane, a Zdzisław Bebak jako Ojciec i Janusz Andrzejewski - Syn tworzą doskonały duet przewodni, wyznaczając szlak, po którym być może jeszcze ktoś podąży.

*

Kiedy zapytałam kierownika opolskiej sceny, jak ocenia swój teatr w trzecim sezonie działalności - zamiast odpowiedzi otrzymałam zaproszenie na spektakle. Zobaczyłam trzy z sześciu będących w bieżącym repertuarze. Wyjeżdżając pomyślałam, że w tym mieście istnieje grupa ludzi, którzy przy pomocy teatru potrafią naprawdę porozumieć się z widzem - i dzisiaj, i jutro.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji