Artykuły

Krasiński i Radiczkow

307 premier przygotował białostocki Teatr im. Aleksandra Węgierki w toku swej działalności w Polsce Ludowej. Uroczystym niejako podsumowaniem tego okresu stał się rozłożony na cały rok "Sezon trzydziestolecia": przypomniano w tym czasie widowni białostockiej, że teatr ten - obok lubelskiego - należał do pierwszych, jakie powstały na wyzwolonych ziemiach Polski w 1944 roku, że szczególnie w pierwszych latach był on szkołą talentów, zasilającą wiele innych teatrów kraju.

Do interesujących akcentów białostockiego "Sezonu trzydziestolecia" wypada policzyć dwie ostatnie premiery teatru: polskie prawykonanie sztuki pisarza bułgarskiego Jordana Radiczkowa "Styczeń" (w przekładzie Donki i Andrzeja Madejów) oraz "Nie-Boska komedię" Zygmunta Krasińskiego.

Przed laty widziałem w teatrze białostockim bardzo interesującą inscenizację "Dziadów" Mickiewicza reż. J. Zegalskiego - z Krzysztofem Ziembińskim w roli Gustawa-Konrada. Dziś ten sam aktor występuje tu w roli Hrabiego Henryka. Wybór dramatu Krasińskiego dowodzi, jak ambitnie teatr mierzy. "Nie-Boska komedia" jest dziś nie tyle problemem teatralnym, ile ideowym. Reżyser staje wobec historiozoficznego pesymizmu hrabiego-poety, który, z wielką przenikliwością dostrzegał dziejową konieczność upadku ery feudalnej, a jednocześnie nie dostrzegał w budzącym się ruchu rewolucyjnym ludów europejskich żadnych wartości. które by mogły zrekompensować poczucie zmierzchu cywilizacji. Demonizował dążenia mas ludowych, przepowiadał klęskę ich przywódców, szukał ratunku w wyidealizowanym chrystianizmie. W kategoriach politycznych był więc hrabia Krasiński reakcjonistą, jako jednak przenikliwy obserwator epoki, a także znawca nowoczesnej, heglowskiej filozofii dziejów, dobrze rozumiał i przewidywał konieczność zmiany, tj. odejścia swojej formacji; mylił się o tyle, że sądził, iż można rozwój procesu historycznego "oszukać", przenosząc go z poziomu ludzkiego na boski.

Reżyser Mirosław Wawrzyniak odczytał Krasińskiego dokładnie, ale stanął wobec niego trochę bezradny. Pozostawił na gruzach Okopów św. Trójcy generała Bianchettiego, zimnego "technologa" wojen; to taki Fortynbras, mocny w ręku, który przecież nie jest w stanie odpowiedzieć na żadną z wątpliwości, obudzonych w czasie kontaktu ze sztuką Krasińskiego. Rodzi się więc niedosyt, mimo iż przedstawienie jest interesujące, sprawne, ma bardzo plastyczne sceny zbiorowe (układ Leszka Czarnoty), kilka dobrych ról (Hrabia Krzysztofa Ziembińskiego, retoryczny Pankracy Stanisława Jaszkowskiego, Żona Barbary Komorowskiej, Anioł Stróż, Zły Duch i in. Heleny Wizło), dalej ciekawie rozwiązany teatralny problemat Orcia, wreszcie piękną scenografię Ryszarda Kuzyszyna.

"Styczeń" Jordana Radiczkowa - to już inny świat. Współczesna bajka z filozoficznym podtekstem, wesoła a niezmiernie także smutna, bo mówi o życiu, a skoro o życiu, to także i o śmierci, podbudowana ludowym humorem i czystym nonsensem. Radiczkow jest oryginalnym pisarzem, jego bohaterowie tkwią korzeniami w klimacie ludowej kultury bułgarskiej, a zarazem są uniwersalni. Tę sztukę warto grać z akcentem na automatyczność reakcji i absurd sytuacji, jednak reżyser Lech Komarnicki (podobnie scenografka, Liliana Jankowska) postawił na rodzajowość i nawet na psychologizowanie - przez co osiągnął efekt zaledwie połowiczny. To niech jednak nie znaczy, że robota jest chybiona: "Styczeń" jest w dorobku teatru białostockiego pozycją wartościową, a liczy się przecież także inicjatywa wystawienia sztuki z repertuaru bratniego kraju.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji