Artykuły

"Wnętrza" okazały się puste

"Wnętrza" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Daniela Popławska wchodzi na scenę Teatru Nowego w czarnej sukni z trenem niczym królowa. Prosty zabieg, który od pierwszej sceny określa charakter postaci. Ten klucz "sukienkowy" odnosi się do wszystkich osób dramatu. Mariusz Puchalski nosi garnitur w kolorze szarym, jak jego życie w cieniu żony. Maria Rybarczyk ubiera się kwieciście, córki - bez wyrazu, bez odrobiny indywidualnego charakteru.

"Wnętrza" Woody Allena to dramat psychologiczny, który nie jest w teatralnej modzie. I dlatego można się było spodziewać, że reżyser - Paweł Miśkiewicz - zrealizuje go po swojemu, niekoniecznie psychologizując na scenie. Reżyserowi nie wystarczyła rodzina, jej porządek, który się rozpadł.

Arthur (Mariusz Puchalski) nie ma odwagi powiedzieć wprost żonie - Eve (Daniela Popławska), że nie chce z nią dłużej żyć. Nagrywa swoją kwestię i przesyła pewnie e-mailem. Oglądamy to na ekranie laptopa. Ciekawy pomysł, choć znany z życia. Zdaje się, że młodym ludziom łatwiej powiedzieć, "to już koniec". Eve i Arthur osiągnęli pozycję zawodową, finansową, wychowali i wykształcili trzy córki, ale - jak mówią niektórzy - na miłość nigdy nie jest za późno. Arthur znajduje kobietę, która jest przeciwieństwem Eve. Pearl (Maria Rybarczyk) jest nie tylko "kolorowa" w sposobie ubierania się, ale i w sposobie bycia.

Oboje: Eve i Arthur mają problemy z porozumieniem się również z córkami, tak je wychowali. One - mają problemy z porozumieniem się między sobą. To dość częsty przypadek, zwłaszcza, jeśli jedna odniesie sukces na jakimś polu, a inna nie.

Nie wiem, dlaczego Miśkiewicz przestraszył się psychologizmu? Sam wybrał ten tekst. Sam deklarował przed premierą, że interesuje go to "laboratorium rodzinne". Czyżby relacje rodzinne pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny były za wątłe, że dopisał im wątek transcendentny? A może nie wypadało mu zrobić dramatu rodzinnego, poszukać skojarzeń i rymów z współczesnością, z tym, co się dzieje za oknem? Aktorzy poszliby chętnie tym tropem, co widać było szczególnie w grze Danieli Popławskiej, Marii Rybarczyk czy Mariusza Puchalskiego, którzy delikatnie szkicowali swoje postaci, nadając im aurę tajemniczości i niedopowiedzenia, którzy starali się wyjść poza tani psychologizm.

Film "Pan B." zrealizowany a podstawie opowiadania Woody Allena w konwencji detektywistycznej wydaje się dość sztucznie doczepionym komentarzem do życia bohaterów, którzy próbują posklejać i poukładać swoje życie samodzielnie, a nie pod dyktando despotycznej matki i żony, jej układanki doprowadziły do rozkładu wszelkich więzi. Jeśli reżyser chciał powiedzieć, że w rodzinie, której życie "reżyserowała" dotąd despotyczna i przewidywalna w każdym calu matka, zabrakło absolutu, to trochę za mało.

Jeśli Miśkiewicz chciał być w zgodzie z obowiązującą w polskim teatrze modą, że nie ma dobrego przedstawienia bez filmu, bez projekcji wideo, to się pomylił.

Życie dopisało do filmu "Pan B." pointę w postaci abdykacji papieża, co pokazuje, że nic nie jest dane na zawsze. Ale ten kontekst ma zupełnie inny wymiar.

Nie przekonują mnie też zabiegi przełamania z trzaskiem sceny. Chyba tylko po to, by wytrącić widza ze śledzenia akcji. Nie przekonują mnie zabiegi z drzwiami (to przecież nie jest farsa). Chociaż sytuacja, kiedy Daniela Popławska przechadza się z tyłu sceny (widzieli to tylko widzowie z lewej strony widowni) jest bardzo intrygująca.

"Wnętrza" okazały się puste. Trudno mi w to uwierzyć. Liczyłem, że z pomocą reżysera odnajdę w nich coś ważnego. Niestety, pozostał niedosyt i kilka ciekawych scen aktorskich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji