Artykuły

Wrocław. "Dzieci z Bullerbyn" w Polskim

Lasse, Bosse i Ölle, Anna, Britta i Lisa chwilowo zmienili adres - z małej szwedzkiej wioski przenieśli się do Wrocławia. Wszystko po to, żeby zdobyć serca bardzo młodych widzów.

Spektakl reżyseruje Anna Ilczuk, aktorka Polskiego. Jest on pokłosiem czytanej próby kilku opowiadań z książki Astrid Lingren, które na Scenie Kameralnej odbyło się kilka tygodni temu. Ilczuk oglądała je z pierwszego rzędu. Obok siedziały dwie dziewczynki.

"Dzieci z Bullerbyn" przeczytała za późno. Miała 9 lat

Na początku ich recenzja była miażdżąca. - Proszę pani, a dlaczego oni nie nauczyli się tekstu na pamięć? - zapytała jedna z nich, wskazując na aktorów, w dziesięć sekund po tym, jak ruszyła akcja.

Ale po zakończeniu miały zupełnie inne pytania. Po pierwsze, czy będzie druga część. I po drugie, kiedy teatr znowu zagra "Dzieci...".

Wtedy Ilczuk zrozumiała, że w tym tekście jest potencjał, który może zdobyć serca widowni w wieku 6-12 lat, dla której dotąd Polski nie miał propozycji. I tak jak inne wrocławskie profesjonalne sceny pozwalał, żeby tę publiczność podkradały mu rozmaite parateatralne kombinaty, serwujące pod przykrywką edukacji produkcje, które z teatrem nie mają nic wspólnego.

- Sama "Dzieci z Bullerbyn" przeczytałam za późno - przyznaje reżyserka. - Miałam dziewięć lat i to była taka musztarda po obiedzie. Bo nauczyłam się czytać wcześnie, jako czterolatka, i w podstawówce sięgałam już po całkiem dorosłe lektury.

Tęsknili odrobinę do słonecznego świata

W spektaklu zobaczymy Martę Ziębę (Lisa), Dagmarę Mrowiec (Britta), Sylwię Boroń (Anna), Michała Mrozka (Lasse), Andrzeja Kłaka (Bosse) i Marcina Pempusia (Ölle), aktorów kojarzonych ze spektaklami Krystiana Lupy czy Moniki Strzępki, takimi, które raczej jątrzą, niż koją. Tym razem na scenie opatulonej przez scenografa Mateusza Stępniaka patchworkowymi kołdrami ma być inaczej - ciepło, miło i bezpiecznie. Bo przecież Bullerbyn to azyl, do którego tęskni większość dzieci i dorosłych - świat oswojony, w którym nic nie uwiera, gdzie liściki do przyjaciół wysyła się za pomocą sznurka zawiązanego między oknami, a wyprawa w świat kończy się w stogu siana.

Ilczuk przyznaje, że żaden z aktorów nie miał wątpliwości, że chce wejść w ten klimat. - Mało tego, to oni natchnęli mnie do tego pomysłu - mówi. - Wydaje mi się, że po tych wszystkich wyzwaniach tęsknili odrobinę do takiego jasnego i słonecznego świata. I tylko Andrzej Kłak narzekał, że rola Bossego odrobinę go przygniata - podczas ferii w teatrze dziewczynki nie dawały mu spokoju, domagając się, żeby powtarzał do znudzenia kwestie ze spektaklu.

Nie ma nic gorszego niż 40-latka udająca dziewczynkę

Wyzwaniem był wybór odpowiedniego języka - dorośli aktorzy grają tutaj małe dzieci. - Nie ma nic gorszego, jak czterdziestoletnia aktorka, która mizdrzy się przed publicznością, udając dziewczynkę - przyznaje Ilczuk. - Żeby tego uniknąć, sięgamy po środki, którymi posługujemy się w dorosłych przedstawieniach: aktor jest pośrednikiem między postacią a widownią. Wiem, że stoimy przed ogromnym wyzwaniem - z takim sześciolatkiem nie ma zmiłuj. Zmęczy się, to wyjdzie albo zacznie rozrabiać. Może też wstać i głośno obwieścić: "Nudzi mi się!".

Pierwsze spektakle "Dzieci z Bullerbyn" zaplanowano na godz. 17 w sobotę i w południe niedzielne. Premierę 27 marca na Międzynarodowy Dzień Teatru. Dzieci współtworzą scenografię spektaklu - do ich dyspozycji scenograf pozostawił ogromną płachtę. Do grupy scenograficznej można zgłaszać się za pośrednictwem strony www.teatrpolski.wroc.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji