Artykuły

Baby ach te baby

Trzy lata temu nawet się nie znały. Dzisiaj tworzą najsilniejszy głos kobiecy w polskim teatrze. I mimo że ostatnio zaprosiły także mężczyzn, to nazwy nie zmieniły. Bo to po wsze czasy będzie po prostu CHÓR KOBIET - pisze Mike Urbaniak w Przekroju.

Lucyna Ćwierczakiewiczowa, legendarna autorka wspaniałych XIX-wiecznych książek kucharskich, nie mogła przewidzieć, że jej przepis na babę stanie się częścią artystycznego kobiecego manifestu, że grupa "zwykłych kobiet" zjedzie z jej recepturą połowę świata, że baba stanie się przyczynkiem do rozmowy o roli kobiety we współczesnym społeczeństwie. A tak się, zupełnie przewrotnie, stało. Bo kobiety, jak ciasto na babę, urabiane są od początku ludzkości - rękami mężczyzn oczywiście. Lepienie, formowanie, wałkowanie, wkładanie w różne formy trwa nieustannie jak świat światem. Sama Ćwierczakiewiczowa, choć była wzorową gospodynią domową, nieustannie propagowała ideę emancypacji. Dziś jej receptury zestawione są w jednym dziele z Foucaultem i Simone de Beauvoir. I trzeba przyznać, że efekt jest piorunujący.

Tu mówi CHÓR

Zanim to się jednak stało, musiał powstać pomysł. Narodził się w głowie Marty Górnickiej, która chciała przywrócić współczesnemu teatrowi chór. Chór kobiecy, żeby była jasność. Sama była do tego świetnie przygotowana. Najpierw skończyła Szkołę Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie, potem reżyserię dramatu na stołecznej Akademii Teatralnej. Zainteresowania miała zawsze rozległe. Na koncie Górnickiej jest film "Łaknąć. Próba zapisu" według Sarah Kane, praca z aktorami nad głosem (m.in. z Redbadem Klijnstrą) czy płyta z songami Astora Piazzolli, którą zrobiła dla Polskiego Radia. Ale ciągnęła ją przede wszystkim reżyseria teatralna.

Jesienią 2009 r. ogłasza nabór do chóru. Na casting przyszła ponad setka kobiet. W różnym wieku, z różnych środowisk, zajmujących się różnymi rzeczami. Od szansonistki do matematyczki. - Babski kosmos! - śmieje się Górnicka.

Wymagania były sprecyzowane i dość dziwaczne na pierwszy rzut oka, a raczej ucha. Trzeba było bowiem przygotować na przykład przepis na dowolny specjał i go zaśpiewać. Ale nie tylko. Marta Górnicka prosiła kobiety, żeby mówiły jak komputer albo jak zwierzę sprzed tysiąca lat. To był wielki sprawdzian aktorsko-muzyczny, bo przyszły chór nie planował śpiewania kolęd i pastorałek. Dzisiaj chórzystki mówią, że zdawały sobie sprawę, czym to pachnie. Katarzyna Jaźnicka, na co dzień śpiewa w swoim zespole: - Od początku wiedziałyśmy, jaki jest temat, że będzie bardzo kobieco. Zaskoczone byłyśmy chyba tylko tempem, w jakim z czegoś, co miało być warsztatem, powstał spektakl. Justyna Chaberek, studentka kulturoznawstwa, potwierdza: - Od razu dostałyśmy libretto i wiedziałyśmy, w co wchodzimy. Tu nie było zaskoczenia. Marta Górnicka: - To był od początku projekt artystyczny, ale też polityczny, skierowany głównie do kobiet w Polsce. Dziewczyny o tym wiedziały.

GRUBE SPRAWY

Chórzystki zaczynają intensywną pracę na scenie Instytutu Teatralnego, który jest ich artystycznym domem. Po zaledwie pół roku i morderczych próbach, w czerwcu 2010 r., dają pierwszą premierę. "Tu mówi CHÓR" jest jak uderzenie w twarz. A raczej w ohydny ryj patriarchatu. CHÓR KOBIET krytykuje, wyśmiewa i grozi. Jęczy, mruczy i syczy. Czegoś takiego na deskach polskiego teatru nie było.

Na pokazy zaczyna przychodzić coraz więcej ludzi. Widownia jest bardzo wymieszana. Okazało się, że mężczyźni są także zainteresowani czymś, co w założeniu było bardzo dziewczyńskie. Prasa drukuje coraz więcej recenzji. Joanna Derkaczew pisze w "Gazecie Wyborczej": "Ten teatralno-społeczny projekt ma w sobie wiele ze zbiorowej terapii. Chwilami wydaje się, że nie pokazuje niczego poza starym ciężki twój los, kobieto, ale i siła w tobie niezwykła. Jednak energia bijąca z tego rozwrzeszczanego tłumu okazuje się porywająca. Wchodząca głęboko w ciało". Aneta Kyzioł w "Polityce": "CHÓR KOBIET jest wykrzyczaną, wyskandowaną, wyśpiewaną i wyszeptaną, na głosy, chórem i solo, kobiecą niezgodą na narzucane wizje kobiecości. Niezgodą, która buduje". Miesięcznik "Teatr", w swoim dorocznym podsumowaniu sezonu uznaje CHÓR KOBIET za jeden z najlepszych i najciekawszych spektakli teatru alternatywnego i muzycznego w Polsce. Ale nie wszyscy się zachwycają. Anna Jagłowska, chórzystka, na co dzień pracowniczka Urzędu Patentowego: - Usłyszałam też oprócz wielu pozytywnych głosów i takie, że to jest krzykliwe, zbyt mocne i w ogóle obrzydliwie feministyczne.

Feministyczne? A jakże! Chór wkrótce występuje na Kongresie Kobiet.

"MAGNIFICAT"

Tymczasem, siłą rozpędu i dużej kumulacji energii, Marta Górnicka zaczyna pracować nad kolejnym spektaklem, który otrzymał tytuł "MAGNIFICAT". Chce powiększyć chór i dokooptowuje kilka kobiet. Kiedy otrzymują libretto, te nowe, w większości, rezygnują, "stare" zostają. Są zaprawione w boju. Tekst rzeczywiście nie jest prosty, szczególnie dla kobiet w takim czy innym stopniu związanych przecież w większości z Kościołem katolickim.

Marta Górnicka: - Jedną z bohaterek tego projektu jest Matka Boska, czyli - według Kościoła - ikona, niedościgniony wzór do naśladowania. Niepokalana i jednocześnie matka. Jeden wielki konstrukt sprzeczności, który serwuje się kobietom. Ja nie mogę być dziewicą i matką jednocześnie, do tego milczącą, modlącą się i płaczącą brylantowymi łzami. "MAGNIFICAT" miał, w założeniu, rozmontować ten mit Matki Boskiej, kobiety niemożliwej, której wizerunek w Polsce wpływa przecież na kobiety.

Jak wyglądała praca nad tym spektaklem? Anna Jagłowska: - Jeśli chodzi o formę, to było łatwiej, bo już przeszłyśmy przez "Tu mówi CHÓR". W sferze ideologicznej trzeba się było z tym zmierzyć, co nie było proste. - Ja miałam z tym inny problem - mówi Justyna Chaberek. - Na początku "MAGNIFICAT" wydawał mi się za bardzo jeden do jednego, że to takie zwykłe uderzenie w Kościół. Miałam wątpliwości, czy to będzie interesujące artystycznie. Podczas prób okazało się jednak, że to wszystko działa. I dzisiaj chyba nawet wolę to grać. Katarzyna Jaźnicka: - Była jeszcze jedna trudność, o której warto powiedzieć: spotkanie z nowymi koleżankami. My już, mówię o pierwszym składzie, pracowałyśmy jak jeden organizm. Czujemy się, słuchamy. A tu nagle w ten organizm wchodzą "obce ciała". Proces polegał na "wchłonięciu" tych nowych dziewczyn.

Premiera "MAGNIFICAT" w czerwcu 2011 r. była artystycznym wdarciem się chórzystek na Jasną Górę, zdjęciem Czarnej Madonny ze ściany i roztrzaskaniem jej wizerunku w drobny mak. Ale nie ma w tym żadnej profanacji, chęci szokowania, raczej autentyczna, kobieca wściekłość. Jakby krzyczały: "Nie ma takiej kobiety! To wasz, mężczyzn, fantazmat".

Oczywiście, co było do przewidzenia, na "MAGNIFICAT" nie spada deszcz zaproszeń z kraju. Spektakl krytykujący instytucję Kościoła katolickiego jest zbyt ryzykowny. Jan Paweł II przecież całą Polskę zawierzył Najświętszej Panience.

Górnicka: - Ciekawe jest to, że za granicą nasze oba spektakle odbierane są po prostu jako wielkie eseje humanistyczne o człowieku. Ludzie reagują, wstają, klaszczą, krzyczą. Zdałam sobie wtedy sprawę, że chór działa. Naprawdę działa. Jest siła!

NAGRODY I WALIZKI

Co do tego nie ma wątpliwości. CHÓR KOBIET zostaje szybko zasypany zaproszeniami z zagranicy. Jest właściwie, z czego mało kto zdaje sobie sprawę, chyba najczęściej zapraszanym polskim teatrem. Nawet Krzysztof Warlikowski i Grzegorz Jarzyna, kierujący flagowymi Nowym Teatrem i TR Warszawa, nie grają tyle na całym świecie.

Trudno wręcz wymienić wszystkie miejsca, w których chór występował. Witano go entuzjastycznie na festiwalach teatralnych między innymi w Pilznie, Lyonie, Lille, Arras, Belfaście, Tokio, Berlinie, Lipsku, Dreźnie, Dusseldorfie, Monachium, Zurichu, Sarajewie, Kijowie czy New Delhi. Chórzystki zjechały także całą Polskę: od Gdańska do Krakowa, od Szczecina do Lublina, od Suwałk do Wrocławia.

Wszystko to jest karkołomnym zadaniem, bądź - jak mówią dziewczyny - logistyczną masakrą. Członkinie CHÓRU KOBIET śpiewają w nim bowiem w wolnym czasie, "po godzinach". Anna Jagłowska: - Właściwie całe moje życie od trzech lat jest podporządkowane chórowi. Nie pamiętam, kiedy miałam urlop, i po prostu odpoczywałam. Moje urlopy zawsze są planowane tak, że pokrywają się z naszymi występami. Do tego dochodzą próby w tygodniu czy weekendy. Nasze rodziny cierpliwie to znoszą. - Planowanie naszych wyjazdów, szczególnie zagranicznych, jest naprawdę trudne. Dziewczyny mają przecież swoje życie: studia, prace, obowiązki. Każda robi co innego. I zebranie ich na przykład na trzytygodniowe tournee po Francji było wielkim wyczynem - dodaje Górnicka.

CHÓR KOBIET od momentu powstania zagrał swoje dwa spektakle 200 razy. W zeszłym roku wrócił jeszcze z wojaży z główną nagrodą na szczecińskim Przeglądzie Teatrów Małych Form "Kontrapunkt", nagrodą za reżyserię i nagrodą publiczności przyznanymi na Koszalińskich Konfrontacjach Młodych "m-teatr" i Srebrnym Wieńcem Laurowym oraz nagrodą dziennikarzy Międzynarodowego Festiwalu MESS w Sarajewie. Samą Martę Górnicką nagrodzono też za reżyserię spektaklu "MAGNIFICAT" na Europejskim Festiwalu Młodych Reżyserów w Brunszwiku w Niemczech. Co dalej?

GDZIE CI MĘŻCZYŹNI

Dalej będzie rewolucja. I to na dwóch frontach. Po pierwsze, Górnicka postanowiła włączyć do chóru mężczyzn. Szukała panów po trzydziestce, którzy na przesłuchania musieli przygotować między innymi piosenkę, przepis na ulubioną potrawę, dziecięcą wyliczankę, a także zdanie w języku robotników. Po drugie, libretto oparła na twórczości Władysława Broniewskiego - poety, bądź co bądź, rewolucyjnego. Spektakl jest koprodukcją teatrów francuskich (w tym Teatru Narodowego w Strasburgu) ze wsparciem niemieckim. Trzecia premiera będzie nosiła tytuł "Requiemaszyna". O czym będzie? Marta Górnicka: - To rzecz o współczesnej pracy, o człowieku zakleszczonym między terrorem bezrobocia i totalnym przepracowaniem. Bo to są obecnie jedyne alternatywy dla niemal każdego z nas. Marzyłam, żeby to zrobić także z mężczyznami, to dla nas kolejny krok.

Panowie są tak samo różni jak panie. Jest i profesor fizyki, i prawnik, i anglista. Podczas prób pracują równie intensywnie jak ich koleżanki, bo pod koniec marca trzeba dać pierwszą premierę już w składzie mieszanym. Jak to radykalne posunięcie, czy włączenie mężczyzn zmieni chór, okaże się już za kilka tygodni. Jedno się z pewnością nie zmieni nazwa. To nadal jest i będzie CHÓR KOBIET.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji