Artykuły

Recepta na intrygę

Dobrze skrojona farsa - jeśli tylko sprawnie ją na scenę przysposobić - jest pozycją wygodną dla teatru, gdyż farsy-samograja nie sposób "położyć". Gdy warunki rynkowe wkroczą już do teatrów, będzie farsa sposobem na kasę i wdzięczność publiki. Są już tego zapowiedzi, przykładem kieleckie "Szelmostwa Skapena" - jedna z ostatnich już premier w starym teatrze.

Molierowski tekst, wywodzący się z ducha włoskiej commedii dell'arte, zawiera spory ładunek komizmu, niewiarygodnych perypetii bohaterów. Do tego dochodzi kolorowe opakowanie dla hecy: falbany u sukienek, żaboty przy koszulach, scenograficzny landszafcik (autorstwa Ryszarda Strzembały). W sumie 2 godziny w świecie nieustającej zabawy i gry. Tyle tylko że ów efekt kosztował zespół kierowany przez Wojciecha Boratyńskiego kilkanaście tygodni pracy, a w dawnym teatrze rodził się w niespełna tydzień (jeszcze na początku tego wieku obowiązywał rytm cotygodniowych premier).

Molier pisząc "Szelmostwa Skapena" pamiętał o idei commedii dell'arte: improwizacji aktorskiej. Po prawdziwej dell'arte pozostały bowiem zaledwie ogólnie naszkicowane scenariusze przedstawień, których kształt sceniczny zależał od inwencji aktorów.

Reżyser jednak jeśli oczekiwał tego, że aktorzy sami wyreżyserują przedstawienie przeliczył się. Nie każdy z aktorów ma poczucie komizmu, inwencję i zdolności. W rezultacie w różny sposób i z różnym skutkiem ratowali się. Najmniej wdzięczne role kochanków (Ewa Józefczyk, Ewa Rączy, Andrzej Cempura i Leszek Jancewicz) wypadły najskromniej, choć A. Cempurze należą się brawa za żart - charakteryzację á la Jan Kazimierz.

Jak to w farsach, spore zadania stały przed odtwórcami ról służących. Wykorzystali ją Janusz Głogowski i Marek Sobczyk. Skapen mógł być popisową rolą Edwarda Kusztala,okazał się tylko niezłą. Ten interesujący artysta nierzadko zbierał przygany, że szarżuje na scenie. Tym razem, gdy powinien dać upust żywiołowości, czekał na inspiracje reżysera, a te nie nadeszły. Rola Krzysztofa ma jednak szansę się rozwijać - wraz z kolejnymi spektaklami aktor nabierze pewności, że cały ratunek w komizmie.

Prawdziwym beneficjantem przedstawienia okazałsię Zdzisław Nowicki (Geront). Prawda, że tekst mu sprzyjał, a np. brawami przy otwartej kurtynie musi podzielić się i z Kusztalem, i z Molierem. Nowicki udanie (zwłaszcza mimiką) wykreował postać dusigrosza. Kolejna dobra rola.

Powstało przedstawienie przeciętne. A i tak godne jest ono pochwały - pozwala bezproblemowo spędzić czas w teatrze. Zatem podziękowania dla W. Boratyńskiego, że zechciał realnie spojrzeć na swoje umiejętności zawodowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji