Artykuły

Zwycięstwo przez łzy

"Baba Chanel" w reż. Nikołaja Kolady w Teatrze im. Jaracza. Pisze Łukasz Kaczyński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

Miasto macie nie za wesołe, a jeszcze mieszkańców przygnębiacie tak dołującym repertuarem - orzekł Nikołaj Kolada, reżyser, dramatopisarz, prominentna postać rosyjskiego teatru, i wprowadził do "Jaracza" swoją sztukę "Baba Chanel". Takiego tekstu, konwencji i gry dawno tu nie oglądaliśmy.

W okazałych wnętrzach dzielnicowego domu kultury (scenografia projektu Justyny Łagowskiej) jubileusz "Olśnienia" przerywa przybycie ubóstwianego kierownika chóru. Obwieszcza on wzmocnienie zespołu o młodą solistkę. Ta "zdrada" i groźba utraty pozycji rodzi bunt krewkich emerytek. Jasne staje się też, że dotychczasowymi uszczypliwościami maskowały niezgodę na starość, marginalizację i śmierć...

Spektakl jest wypadkową tekstu bliskiego mentalności rosyjskiej, oczekiwań i metod pracy reżysera oraz nawyków (w najlepszym tego słowa znaczeniu) aktorów "Jaracza".

I stąd zapewne czasem niepełne jeszcze wejście w postaci aktorów, nawykłych do "duchowych zmagań na najwyższym diapazonie emocjonalnym". Tu musieli znaleźć złoty środek między dość grubym kreśleniem postaci a niuansami: na tyle wyraźnymi, by pasowały do zaordynowanej przez Koladę przesady i dość powierzchownymi, by nie wysubtelniały postaci.

Najstarszą, Kapitolinę, Barbara Marszałek obdarza rozkapryszeniem niedoszłej liderki chóru, połączonym z nieprzewidywalnością właściwą tym, którzy stoją na progu życia i śmierci. Zofia Uzelac czyni z Iraidy nieco egzaltowaną, dbającą o etykietę matronę o subtelności dziewczynki. Buchająca żądzą Sara Mileny Lisieckiej obłędnie recytuje poezje Cwietajewej, ale umie też puścić "wiązankę" rasową grypserą. Żyje w oparach iluzji, w których władna jest nawet wziąć Siergieja pod but. Miłująca porządek Nina (Bogusława Pawelec) to zahukana, układna poczciwina, która zabija samotność nocnymi rajdami po mieście (choć niedowidzi). Jej przeciwieństwem jest nieco otępiała Tamara Doroty Kiełkowicz, władcza starościna zespołu. W niej potrzeba porządku idzie w parze z dyscypliną. Babcie nie są najlepszymi śpiewaczkami, ale należy się im coś od życia. Póki ono trwa. I po to jest Siergiej, niespełniony dyplomowany "artysta", grany na granicy ostrej karykatury i farsowości, na jakimś aktorskim "haju" przez Mariusza Ostrowskiego: rozdygotany i frenetyczny. Sprowadza on Rozę, a ta wprowadza swoje rządy. Ewa Audykowska-Wiśniewska czyni Rozę duchem przywołanym z czasów "ruskich bazarów", kwintesencją stereotypu słodkiej "suki". Jednym prowokacyjnym przełożeniem nogi zbija ona argumenty pieklących się babuleniek. Z jej twarzy, niczym na drewnie malowanej, wieje chłodem, jak od lalki. Ale Kolada sięga głębiej.

Trudno jednak zrozumieć takie zabiegi reżyserskie jak formowanie szkolnych ławek czy gremialne wzdychanie śpiewaczek do Siergieja. "Rosyjskości" takich jak dosadny humor, jest więcej. Mimo tej przesady, role i to nie tylko chórzystek, napisał Kolada wręcz z czułością. W finale ugną się one i zgodzą na usunięcie w cień, byle tylko zostać w zespole. Zwyciężą jednak nad tym co doczesne - w świecie, po którym każdy nosi swoje rany...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji