Artykuły

Ludzie sztuki mają dosyć rządów Platformy

Ludzie sztuki mają dosyć rządów Platformy. Mnożą się listy, protesty, apele - pisze Krzysztof Feusette w Sieciach.

Teatr Telewizji umarł, teatry dramatyczne ledwo zipią, domy kultury, także w stolicy, tną wydatki tak bardzo, że kolejne premiery amatorskich zespołów nie dochodzą do skutku nawet wtedy, gdy koszt premiery nie przekracza tysiąca złotych. Polski Instytut Sztuki Filmowej przyznaje pieniądze na "znakomite scenariusze", ale ostatni festiwal w Gdyni był najsłabszy od lat. W literaturze brakuje wydarzeń choćby rangi debiutu Doroty Masłowskiej. Muzyka poważna cichnie, bo nawet największe orkiestry nie mają na pensje. Muzyka rozrywkowa obniża poziom z roku na rok, a jej promotorzy pod ciężarem nowego podatku VAT wycofują się z imprez masowych.

Swoje wydatki na kulturę obcinają miasta. Galerie w Zamościu zostały wezwane przez lokalne władze, by skupiły się na sprzedaży obrazów, a nie na ich eksponowaniu. W Płocku trzeba będzie zlikwidować 200-letnią Bibliotekę Zielińskich. Na stronie Towarzystwa Naukowego Płockiego ludzie kultury przypominają; "Dwukrotnie przerwano działalność TNP - po powstaniu listopadowym i w okresie II wojny światowej. Dziś można zadać sobie pytanie: jaki zaborca chce likwidacji Biblioteki Zielińskich?". Znani artyści przywołują analogie do wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, bo tylko wtedy środowisko kulturalne było tak zjednoczone w oporze wobec działań partii rządzącej, wtedy PZPR, dziś "platformy biurokratów i arogantów" - jak nazywa PO niedawna jej zwolenniczka, Agnieszka Holland.

Ludzie kultury przegrywają kolejne potyczki z władzą, która ustępuje dopiero pod wpływem argumentów siłowych. W ostatniej chwili minister Michał Boni wycofał się z oprotestowanych przez środowiska kulturalne zapisów w nowej ustawie o prawie autorskim w Internecie. Rząd wyraźnie wystraszył się medialnych konsekwencji sprzeciwu gwiazd ekranu wobec jego polityki kulturalnej - niespójnej, nierozsądnej i krótkowzrocznej.

Im głupiej, tym Lepiej.

To już kolejny list, jaki wystosowało do premiera Donalda Tuska środowisko polskich artystów w związku z całkowitym zaniechaniem przez rząd jego powinności wobec kultury. Po głośnej odezwie ludzi teatru, domagających się zrealizowania obietnic partii rządzącej, dotyczących funkcjonowania teatrów publicznych, ale także ich finansowania i przejrzystości w działaniach platformerskich władz samorządowych, do gorących krytyków rządu dołączają filmowcy, kompozytorzy, pisarze i fotograficy Przed kilkunastoma dniami opinia publiczna poznała treść dokumentu o nazwie "Apel reprezentantów środowisk kreatywnych do prezesa Rady Ministrów, pana Donalda Tusk", opatrzonego mottem autorstwa jednego z najpopularniejszych dziś pisarzy polskich - Andrzeja Sapkowskiego: "Możemy nosić chińskie ciuchy, jeździć czeskimi autami, patrzeć w japońskie telewizory, gotować w niemieckich garnkach hiszpańskie pomidory i norweskie łososie. Co do kultury, to jednak wypadałoby mieć własną". Apel podpisali m.in. Jacek Bromski - prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Maciej Englert - prezes Unii Polskich Teatrów; reżyserzy: Agnieszka Holland i Krzysztof Krauze; kompozytorzy: Jan A.P Kaczmarek, Krzysztof Knittel - prezes Polskiej Rady Muzycznej, Jerzy Kornowicz - prezes Związku Kompozytorów Polskich, Krzysztof Sadowski - prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Są podpisy Jolanty Rycerskiej - prezes Związku Polskich Artystów Fotografików, Sergiusza Sterny-Wachowiaka - prezesa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Macieja Strzembosza - prezesa Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych. Poważni przeciwnicy nawet dla tak bardzo medialnej władzy...

"Wyrażamy przede wszystkim niepokój, że Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji powstało po to, by tworzyć w Polsce raj dla piratów internetowych" - mówi w rozmowie z "Super ExpressemM Jacek Bromski. "Od sprawy ACTA trwa już sytuacja, w której Boni co innego mówi, a potem co innego robi. [...] Przed wyborami podpisaliśmy z premierem Pakt dla Kultury, który miał gwarantować jej rozwój. Wybory minęły, przyszło ACTA i okazało się, że jest kolejna grupa społeczna, której trzeba się podlizać, więc twórcy poszli do lamusa i można im zabierać te minimalne prawa, które mają, i fundusze na wsparcie kultury. To cynizm polityczny i lekceważenie podstawowych obowiązków rządu, wśród których kultura zajmuje czołowe miejsce. [...] A może rację mają ci, którzy twierdzą, że im głupszy naród, tym łatwiej się nim Platformie rządzi" - podsumowuje Jacek Bromski.

Artyści przeciw decydentom

W liście do premiera przedstawiciele związków twórczych apelują m.in. o "przyjrzenie się działalności lobbystycznej w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. Jest rzeczą niedopuszczalną, by w kluczowych dla polskiej kultury kwestiach, głównymi ekspertami i partnerami MAiC byli przedstawiciele zagranicznych koncernów, które niczego dla polskiej kultury nie wytwarzają, a jedynie komercjalizują jej dorobek, wyprowadzając zyski za granicę". I cytują Winstona Churchilla. "Gdy w czasie II wojny światowej minister obrony Wielkiej Brytanii zaproponował premierowi Winstonowi Churchillowi ograniczenie wydatków na kulturę, Churchill zapytał go: A o co wtedy będziemy toczyć tę wojnę?!. [...] Apelujemy o pilne podjęcie rozmów z reprezentantami naszych środowisk, zwłaszcza że w trakcie spotkania z filmowcami kilka lat temu i przy podpisywaniu Paktu dla Kultury, deklarował Pan większe zainteresowanie naszymi problemami i konieczność cyklicznych spotkań. Czekamy na realizację tych deklaracji".

To nie pierwszy apel ludzi kultury do Donalda Tuska, by zaczął realizować przedwyborcze obietnice z Paktu dla Kultury. Pół roku temu swój pełen oburzenia list otwarty przesłali mu ludzie teatru. Trudno nie dostrzec, że nigdy wcześniej środowisko kulturalne nie było w Polsce tak zjednoczone. Przeciwko polityce rządu PO-PSL zaprotestowali nawet jego niedawni pupile, jak najważniejszy członek Honorowego Komitetu Poparcia Bronisława Komorowskiego, Andrzej Wajda, czy Tomasz Karolak, jedna z głównych twarzy przedwyborczej trasy premierowego Tuskobusa. W lipcu 2012 r. ludzie teatru pisali do prezesa Rady Ministrów: "My, ludzie teatru, chcemy podzielić się swoim głębokim zaniepokojeniem dotyczącym funkcjonowania teatrów publicznych w Polsce. Dlatego pierwszy raz od czasu stanu wojennego - jako środowisko - próbujemy mówić wspólnym głosem. [...] Większość decydentów zachowuje się tak, jakby w ogóle nie miała potrzeby korzystania z kultury niekomercyjnej. Zakłada więc, że społeczeństwo również nie ma takich potrzeb. [...] Nie rezygnujmy z artystów, rezygnujmy z niekompetentnych decydentów".

Pod listem podpisało się kilkaset osób - aktorzy (m.in. Mariusz Bonaszewski, Stanisława Celińska, Magdalena Cielecka, Adam Ferency, Katarzyna Figura, Olgierd Łukaszewicz, Maja Ostaszewska, Dorota Segda, Danuta Szaflarska, Jerzy Trela) i reżyserzy (m.in. Grzegorz Jarzyna, Jan Klata, Maja Kleczewska, Krystian Lupa, Magdalena Piekorz, Andrzej Wajda, Krzysztof Warlikowski}. Od 1989 r. nie było w polskiej kulturze zagrożenia, które by aż tak zjednoczyło najwybitniejszych ludzi polskiego teatru. Ich środowisko poparli wtedy najbardziej znani recenzenci: Łukasz Drewniak, Joanna Derkaczew, Wojciech Majcherek, Roman Pawłowski, Jacek Sieradzki i wielu innych.

Premier podpisuje pakt

A miało być zupełnie inaczej. Szły wybory. 14 maja 2011 r., w samo południe, w Muzeum Narodowym w Warszawie został podpisany dokument, którego egzemplarz trafił do Skarbnicy Narodowej, gdzie, jak trajkotały media, "przechowywane są także rękopisy Kochanowskiego, Mickiewicza i Norwida". Jak dziś wygląda realizacja owego Paktu dla Kultury? W swoim głośnym już liście, opublikowanym na portalu Natemat.pl, aktor Jacek Poniedziałek pisał potem do ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego: "1 proc. na kulturę? Pała. Nowa ustawa medialna, która miała powstać zgodnie z ustaleniami Kongresu Kultury Polskiej w 2009 r.? Pała. Siedziba dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie? Pała. Siedziba dla Nowego Teatru? Pała. Utrzymanie padających jak muchy festiwali teatralnych i muzycznych? Pała. Powstrzymanie masowej likwidacji domów kultury? Pała. Realizacja choćby jednego postulatu Paktu dla Kultury podpisanego rok temu? Pała".

A przecież szef rządu, podpisując Pakt dla Kultury, kokietował jak rzadko kiedy: "Mam pełną świadomość po pierwsze tego, że dzisiaj wygrywają Obywatele Kultury, że dzięki wam ja także dostałem w pewnym sensie szansę, nawet jeśli przed tą szansą czasami się broniłem. Dostałem szansę podpisania tego paktu. [...] Ten pakt rodził się nie tylko w serdecznej dyskusji ludzi, którzy wiedzą na co dzień, co znaczy oddawać swój czas, swoją energię, swoje życie na rzecz kultury. [...] Ten pakt jest po to, by dzisiejsza czy późniejsza władza nie mogła kuglować liczbami" - doceniał premier przeciwnika, który nagle stał się przyjacielem.

A przyjaciel odwzajemniał serdeczności. "To bardzo piękny dla nas dzień" - cieszyła się Agnieszka Holland. "Mam nadzieję, że to początek pewnego procesu, który nie zakończy się nigdy. Jest to piękny dzień dlatego, że [...] po raz pierwszy od 1980 r. powstał ruch społeczny, który podpisał porozumienie z władzą". Kasandryczna przepowiednia, zważywszy, że porozumienie Tuska z ludźmi kultury w opinii tej samej Agnieszki Holland, ale rok później, skończyło się podobnie jak tamto z Sierpnia '80.

Reżyserka "W ciemności" nie kryła rozczarowania już na początku 2012 r. "To, co robi się ze sztuką w tym kraju i w Warszawie, jest skandaliczne. Mamy bezdomnych twórców, którzy są jednymi z najlepszych w Europie, a we własnym kraju nie mają gdzie grać. [...] Problemem tej władzy jest to, jak traktuje ludzi kultury. [."] Może to jest tendencja w Platformie, żeby odciąć przymiotnik Obywatelska i zamienić to na platformę kolesiów albo na platformę biurokratów, albo na platformę arogantów. Bo Obywatelska to ta partia już dawno nie jest. Jeśli w ogóle kiedykolwiek była" - denerwowała się Agnieszka Holland. Niedawno powtórzyła swoje zarzuty, za co została zaatakowana przez tego, który z kulturą od dawna nie ma nic wspólnego. Stefan Niesiołowski zarzucił artystce, że nie interesuje jej Polska, a jedynie "córunia, która jest lesbijką". Premier przeprosił, ale czy jest po sprawie? Czy jego przeprosiny załatwiają kwestię niedotrzymanych obietnic składanych ludziom kultury i Polakom, którzy dostrzegają jej wielką rolę w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, tożsamości narodowej i jej wielowiekowego bogactwa? Wolne żarty.

Kultura wyłącznie stadionowa

W sieci trwa już kolejna akcja przeciwko "kulturalnej" polityce rządu PO-PSL: "Poczytaj Boniemu" - dotycząca szkolnych bibliotek. Na Facebooku czytamy: "Weźcie udział w akcji przeciw ogłupianiu narodu! Minister Michał Boni stworzył projekt mogący prowadzić do likwidacji bibliotek szkolnych. Jeśli nie ma innej możliwości, aby minister zapoznał się z literaturą i odszedł od tego pomysłu służącemu ogłupianiu narodu, włącz się w akcję czytania Boniemu. Niech pozna smak książek!".

W odpowiedzi na akcję ministerstwo zapewniło, że nie planuje likwidacji szkolnych bibliotek. Ale czy ktoś z ludzi kultury jeszcze wierzy w zapewnienia tego rządu? Warto przy tym pamiętać, że dramatyczna sytuacja dotyka nawet twórców mocno wcześniej proplatformerskich, spośród których wielu wciąż jednak otrzymuje jakieś dotacje z ministerstwa kultury, od władz samorządowych albo z Unii Europejskiej. Artyści nie-platformerscy nie mogą liczyć na nic, poza ostracyzmem co bardziej wystraszonych kolegów, którzy wciąż mają nadzieję, że rząd przypomni sobie jeszcze o kulturze. Lejdis and dżentelmen, skoro nie przypomniał sobie nawet w okresie "zielonej wyspy", tym bardziej nie przypomni sobie w czasie wielkiego kryzysu. Jeśli nie zaczniemy natychmiast reanimować polskiej kultury, za chwilę trzeba ją będzie pochować. I stanie się to zapewne w deszczu krokodylich łez premiera Tuska i jego ministrów, dla których, jak słusznie zauważa Jacek Bromski, najlepszą promocją Polski w świecie ma być... piłka nożna. To dlatego domy kultury musiały przegrać z Orlikami. Jeśli ktoś uważa, że gole, choćby i z przewrotki, lepiej rozwijają dzieci niż zajęcia muzyczne, plastyczne, teatralne czy literackie, jego sprawa. Tylko czy ktoś taki powinien być szefem rządu 38-milionowego kraju?

Gdy w czasie wojny zaproponowano Churchillowi ograniczenie wydatków na kulturę, odpowiedział: "A o co wtedy będziemy toczyć wojnę?"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji