Artykuły

Przemijanie i miłość do detali

Thorton Wilder nieoczekiwanie stał się dostawcą repertuaru Współczesnego. Po premierze "Długiego obiadu świątecznego" Maciej Englert przedstawił - tym razem na dużej scenie - "Nasze miasto", sztandarowy dramat pisarza, ale ostatnio mniej chętnie grywany. Dostrzegano w nim niegdyś niepokojącą nitkę metafizyczną, ale dzisiaj ten właśnie motyw okazał się najbardziej martwy. Potwierdziła to i ta premiera: scena z duchami na cmentarzu oraz sekwencja ukazująca powrót nieboszczki do świata żywych irytują dzisiaj sentymentalizmem i mgławicową metaforyką.

A jednak trud inscenizacji "Naszego miasta" nie okazał się daremny. W dramacie Wildera ocalała przede wszystkim aura przemijania jako odwieczna metafora ludzkiego losu. A do tego także magia teatru - powoływanie na scenie minionych już światów, budowanie teatru pamięci i posługiwanie się "scenografią" akustyczną. Ten do pewnego stopnia ryzykowny pomysł okazał się nadal płodny. Mogło to grozić teatrem radiowym na scenie, ale okazało się cudowną grą wyobraźni, pełną uroku, ciepła i subtelnych emocji. Duża w tym zasługa Zbigniewa Zapasiewieza, który w roli Reżysera wyczarowywał nastroje, podtrzymywał klimat, zaznaczał lekko ironiczny dystans, a także współczuł z bohaterami opisywanych, błahych wydarzeń. Błahostki to drugi walor tego spektaklu, wydobywającego z czułością pozornie nic nie znaczące detale, w których tkwi prawda życia. Dzięki temu "Nasze miasto" stało się parabolą doświadczeń każdego człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji