Artykuły

Mógł zrobić romans. Wybrał kamienistą drogę

- Reżyser i aktorzy mają obowiązek dochowania wierności wielkiej literaturze, ale nie na poziomie słowa czy formy, która często jest archaiczna, tylko na poziomie sensu i ducha. Ważne jest, by głębokie spojrzenia wielkich pisarzy w istotę rzeczy funkcjonowały także współcześnie - mówi reżyser Jacek Orłowski przed premierą spektaklu "Karamazow" w Teatrze im. Jaracza.

Łukasz Kaczyński: Nieczęsto realizuje Pan spektakle, ale jeśli, to przeważnie w Łodzi. To skutek braku czasu czy drobiazgowego analizowania problemu?

Jacek Orłowski: Jedno i drugie. Z Bronisławem Wrocławskim pracujemy już po raz trzynasty, od czasu spektaklu "Tutam", mojego debiutu, który odbył się dwie dekady temu w łódzkim Teatrze Powszechnym. Potem było wiele spektakli, nie tylko monodramy Bogosiana, ale i "Wujaszek Wania" czy "Śmierć komiwojażera", który był też dobrym startem Irka Czopa po przyjściu do "Jaracza". Ostatnie cztery lata byłem dziekanem wydziału reżyserii w krakowskiej szkole teatralnej. Toczyłem tam "boje" z przekonaniem, które już się na szczęście kończy, jakoby była jedyna droga do rozumienia literatury klasycznej - przepisanie jej, ściągnięcie jej świata do naszego poziomu.

Ale stratą jest np.okrojenie antycznej tragedii "Medea" do sztuki o zdradzonej kobiecie i jej szalonym mężu. W wielkich dziełach jest za to coś takiego, jak świat autora, który tworzą jego wrażliwość, poruszane problemy, sposób ich rozpracowania. Reżyser i aktorzy mają, moim zdaniem, obowiązek dochowania wierności wielkiej literaturze, ale nie na poziomie słowa czy formy, która często jest archaiczna, tylko na poziomie sensu i ducha. Ważne jest, by głębokie spojrzenia wielkich pisarzy w istotę rzeczy funkcjonowały także współcześnie. To jedyna droga, by nasza kultura i widzenie świata nie spłaszczyły się.

Poprzednim Pana spektaklem w Łodzi był "Przypadek Iwana Iljicza" na podstawie opowiadania Tołstoja.

- "Przypadek..." był czymś ekstremalnym, bo to była moja pierwsza adaptacja i znałem tradycję wystawiania tego tekstu w Polsce. Bronisław Wrocławski jest, moim zdaniem, jednym z najlepszych od strony warsztatu aktorów w Polsce. To majster pierwszej klasy. Dlatego, za punkt honoru powziąłem, by nie powtarzać tego, co już przerobiliśmy i przeżyliśmy. Szukałem materiału, który będzie wyzwaniem, ryzykiem. Także ryzykiem klęski, bo trzeba się z nim liczyć. Sądzę jednak, że rolą nauczycieli, intelektualistów, ale i teatru jest wyprowadzić z każdego, nawet starego tekstu, współczesne pytania, by widz pomyślał, że ten Tołstoj ma mu jednak coś do zaoferowania. Rolą teatru jest ożywić te pytania i być przy tym blisko ducha tekstu, bo cóż mi dziś po Czechowie, jeśli nie widzę próby dotarcia do jego wizji, tylko widzę reżysera "Gwizdalskiego", który użył Czechowa do własnej wizji? Żyjemy w świecie, w którym brak czasu i roztrzepanie sprawia, że coraz częściej zdajemy się na cudze zdanie. Nie interesuje nas muzyka Bacha, tylko komentarze do niej. Niech tak będzie, ale to rodzaj pułapki, bo odcina nas od źródła wielkiej sztuki, powoduje spłycanie przekazu.

Z "Braci Karamazow" wyjął Pan tylko wątek ojcobójstwa, piętna krwi karamazowskiej, odrzucając np. kwestie społeczne, rosyjskość i inne problemy, które podjął Dostojewski.

- Powieść można czytać kilka miesięcy. Tomasz Mann pisał, że powinno się ją czytać tak długo, jak autor pisał. Teatr zaś ma swoje granice. Wybierając pewien wątek daję pewne wskazanie, że w relacjach ojciec - synowie będą szukał istoty sprawy. Wspomniany Tołstoj w miarę wyraziście formułuje swe przesłanie, jasno się za czymś opowiada i buntuje. Co innego Dostojewski. Nie tylko dlatego, że "Bracia Karamazow" to dzieło nieskończone, bo zapowiedziana była druga część. Dostojewski stworzył dzieło polifoniczne, które nie ma wyraźnego przesłania, w którym zderza sprzeczne punkty widzenia. Nie jest tubą idei, tylko polem badawczym, na które wprowadza sprawy dla niego ważne: czy jest Bóg i co znaczy iść za jego ideą, co znaczy iść tylko za rozumem i jak to się w człowieku odbija itd. To dialog bez puenty, bo u jego podstaw jest pytanie o sens życia i czym jest rzeczywistość.

Jak zatem przenieść na scenę ducha Dostojewskiego?

- Właśnie - jeśli nie ma przesłania, to czemu być wiernym. Dla mnie jest to wierność otwartości jego powieści. Dostojewski stara się być w miarę możliwości obiektywny w uznaniu argumentów człowieka wiary i ateisty. Dlatego szukałem też adekwatnej formuły spektaklu, która powinna być otwarta. To będzie w pewnym sensie rozwinięcie pomysłów z "Przypadku Iwana Ilijicza". W punkcie wyjścia będą aktorzy, którzy podejmują na naszych oczach tę historię, wchodzą w nią i ze swojej perspektywy, współczesnych ludzi, starają się dotrzeć do tajemnicy tych postaci. Na potrzeby pracy z aktorami używam terminu "przejść drogę duchowych doświadczeń".

Wybierając obsadę szukał Pan konkretnych cech, emocjonalności?

- To jedyna droga, bo aktora widzimy w jego żywej istocie na scenie. Z góry wiedziałem czego będę chciał od tych postaci. Czasem można mieć pytanie czy aktor to w sobie nosi. Marek Nędza czy Hubert Jarczak to są tak młodzi ludzie, że trudno mówić, że ma się pełną wiedzę na ich temat. Zwłaszcza, że postaci Dostojewskiego to Himalaje sztuki aktorskiej. Dostojewski jest tak trudny, bo zawsze posługuje się sytuacją kryzysową, która wyzwala w jego postaciach szczególne stany psychiczne. Ale w Himalajach nigdy nie wiadomo jak to będzie (śmiech). Posłużyłem się intuicją i zaufaniem.

"Epoka przejściowa". Tak Dostojewski określa czas akcji powieści. Przejściowość właściwa jest także naszym czasom.

"Świat wyszedł na nową ulicę" mówi Dymitr. Pojawia się też określenie "ludzi wypuszczonych na wolność", którzy nie mają już żadnych barier. Dlatego uważam, że Dostojewski jest tak aktualny i może okazać się dla widza atrakcyjny. Trwamy w między-epoce, w której stare formy i wartości kultury Zachodu uległy erozji, nowe nie wykształciły się. Rozpad ludzkich relacji i wartości jest stanem powszechnie dziś odczuwalnym, trudno znaleźć pewny punkt oparcia. Pracując ze studentami widzę jak żarliwie rzucają się na wszelkie próby uporządkowania świata.

Przenosząc na scenę Dostojewskiego, wszedł Pan na kamienistą drogę...

- Bardzo zależy mi, by nie był to spektakl hermetyczny, tylko dla zainteresowanych Dostojewskim. Mogłem pójść w romans i zostawić atrakcyjne dla widza wątki miłosne, ale wybrałem to, co jest istotą sprawy. Nie rezygnuję z problemów, zagęszczam je. Gdybym znał już odpowiedzi na pytania stawiane przez pisarza, to chyba bym się nie podjął tej realizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji