Artykuły

Zakłamana pamięć

Szkoda takiego aktora jak Ferency dla kilku kłamstw wypowiedzianych na scenie - o spektaklu "Cudotwórca" w reż. Wawrzyńca Kostrzewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Katarzyna Niedurny z Nowej Siły Krytycznej.

Podobno każde kłamstwo można sobie wmówić, a każdy wariograf - oszukać. Sztukę tę w pełni opanowali bohaterowie "Cudotwórcy" wystawianego na deskach Teatru Dramatycznego.

Frank (Adam Ferency) potrafi uzdrawiać ludzi. Wraz z kochanką Grace (Marta Król) i konferansjerem Teddym (Andrzej Blumenfeld) objeżdża miasta, wsie i speluny Zjednoczonego Królestwa - zarabia w ten sposób na życie i stara się jakoś wiązać koniec z końcem. - Źle wykorzystałem swój dar - powtarza często, bo dręczą go coraz to nowe wątpliwości. Nie wie, skąd czerpie swą moc, ani czy ma prawo ją wykorzystywać.

Po wejściu ma widownię zastajemy na scenie nieruchomych aktorów. Ożywają dopiero za sprawą snopu światła. Nie odgrywają scen z życia postaci, lecz opowiadają historie zapisane w ich pamięci. A ta potrafi oszukiwać. Opisy tych samych zdarzeń, dokonywane kolejno przez trójkę bohaterów, znacząco się od siebie różnią. Swoją opowieścią starają się uczynić życie bardziej znośnym, omijają więc tematy, które bolą ich najbardziej: konflikty z rodzicami, miłość, śmierć dziecka. Widzowie ze strzępków sprzecznych informacji, próbują zbudować prawdę, ale czy to możliwe skoro postacie chowają się za odgrywanymi rolami: cynicznego artysty, wesołego marzyciela i skłonnej do poświęceń kobiety. Klisze suną po scenie, aż się chce wierzyć, że pod tym kostiumem jest coś więcej.

Widz zaczyna więc wnikliwie obserwować, próbując odpiąć guzik wykonanej z nadziei marynarki Teddy'ego i zajrzeć pod udręczoną sukienkę Grace. Prześlizgujemy się wzrokiem do miejsc starannie ukrytych, a tam... wielkie nic. Nawet zaczerwienić się nie można.

Na scenie ustawiono rzędy zmurszałych teatralnych krzeseł - widownia zasiada naprzeciwko widowni. Dlaczego? Odpowiedź trudno odnaleźć w spektaklu. Wygląda na to, że Teatr Dramatyczny miał akurat na zbyciu kilka starych krzeseł - skoro wyglądały estetycznie, postanowiono ustawić na scenie. Teatralność zachowań postaci, przedstawienie życia jako ciągłej autokreacji kłóci się z taką scenografią.

W wizualno-znaczeniowej pustce elektryzuje jedynie Adam Ferency. Jego niesamowita gra aktorska ciągnie to przedstawienie o, delikatnie rzecz ujmując, nieobecnej reżyserii. Pozostałe postacie wydają się przy nim blade i niewiarygodne. Nie wiadomo, dlaczego chodzą po scenie, stają, siadają i mówią. "Cudotwórca" jest spektaklem jednego aktora i tylko z nim widz ma ochotę na coś więcej.

Teddy z chwili na chwilę coraz częściej wyśpiewuje skoczną piosenkę o człowieku żyjącym na wrzosowiskach, jego śmierci, zjedzeniu zwłok przez robaki, zjedzone przez kaczki, zjedzone przez innego człowieka. Życie zatacza kręg. Wędrowna trupa postanawia wrócić do początku podróży - zielonych łąk Irlandii. Wiadomo, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Podobnie jak nic dobrego nie wynika z tego spektaklu. Szkoda takiego aktora jak Ferency dla kilku kłamstw wypowiedzianych na scenie. Reżyser zapomniał o tym, że warto zadać pytanie, dla którego warto byłoby się udać po wariograf.

Podobno każde kłamstwo można sobie wmówić. Ciekawe, czy dam radę kiedyś siebie przekonać, że ten spektakl mi się podobał?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji