Artykuły

Aktorzy sceny rzeszowskiej - Robert Żurek

- Początki nie były łatwe. Tak naprawdę, to kompletnie nie zdawałem sobie wówczas sprawy, na co się zdecydowałem i na czym polega praca aktora. Okazało się, że bardzo dużą trudność sprawia mi uzewnętrznienie emocji przy oich kolegach i profesorach, a umiejętność ta jest niezbędna w zawodzie aktora - opowiada ROBERT ŻUREK, aktor Teatru im. Siemaszkowej w Rzeszowie, o studiach w szkole teatralnej.

Jak to się stało, że został Pan aktorem?

- Tak naprawdę, to był zupełny przypadek, bo wcale nie planowałem zostać aktorem. W ostatniej klasie liceum wziąłem udział w konkursie poezji rosyjskiej, bo chciałem sobie podnieść ocenę końcową z tego przedmiotu. Wygrałem go, a nagrodą główną była możliwość studiowania na wydziale rusycystyki bez konieczności zdawania egzaminów wstępnych. Gdy zostałem zapytany przez komisję konkursową czy z tej możliwości skorzystam, bez namysłu odparłem, że nie. Zapytany, co zatem zamierzam robić, palnąłem dla żartu, że zostanę aktorem. Potem jednak zacząłem się nad tym zastanawiać i stwierdziłem, że może to być faktycznie ciekawe, a że egzaminy do szkoły teatralnej odbywały się wcześniej niż egzaminy na archeologię, którą też rozważałem, postanowiłem do nich przystąpić. Udało mi się za pierwszym razem i tak zaczęła się moja przygoda z teatrem. Początki nie były łatwe. Tak naprawdę, to kompletnie nie zdawałem sobie wówczas sprawy, na co się zdecydowałem i na czym polega praca aktora. Okazało się, że bardzo dużą trudność sprawia mi uzewnętrznienie emocji przy oich kolegach i profesorach, a umiejętność ta jest niezbędna w zawodzie aktora. Po pierwszym półroczu dostałem ostrzeżenie, że jak nie będzie postępów, o wylatuję. Jako że z natury jestem osobą upartą i przekorną, więc zawziąłem się w sobie, powiedziałem "nie, to w takim razie pracujemy" i porządnie wziąłem się do roboty. Właśnie wtedy zaczęła się dla mnie prawdziwa nauka, dzięki której dotarłem szczęśliwie do końca studiów. Tuż po dyplomie rozpocząłem pracę w teatrze w Tarnowie, gdzie pracowałem 14 lat, a od 3 lat jestem wiązany z rzeszowskim teatrem.

Robert Żurek - urodził się w Wadowicach, obecnie mieszka w Rzeszowie. Ukończył PWST w Krakowie. W latach 1996 - 2010 związany był z Teatrem im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, a od 2010 roku pracuje w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. W swoim dorobku aktorskim ma prawie 100 niezapomnianych ról. Na scenie rzeszowskiego teatru wystąpił m.in. w: "Odprawie posłów greckich

! (musicalu sarmackim), "Słodkich latach 20., 30....", "Miłoszu", "Żarze" oraz "18729", gdzie wcielił się w rolę prof. Józefa Szajny. W tym sezonie miał aż trzy premiery: "Śmierć pięknych saren", "Autor" j "Zemsta". W każdym spektaklu stworzył oryginalną postać. Obecnie można go podziwiać w spektaklach: "Hamlet. Tragiczna historia księcia Danii", "Hetery", "Ożenek", "Śmierć pięknych saren", "Autor", "Zemsta".

Niezapomniane wspomnienia ze sceny...

- Takich wydarzeń jest całe mnóstwo. Pamiętam przezabawną sytuację ze spektaklu, Antygona". Graliśmy w nim w klasycznych lnianych strojach, a że w teatrze było zimno, kolega grający ślepca Tyrezjasza schodząc ze sceny, zakładał na siebie błękitny szlafrok, żeby się ogrzać. W jednej ze scen wchodzi Tyrezjasz i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zapomniał ściągnąć tego szlafroka. A żeby było jeszcze zabawniej, na plecach miał ogromny napis "Super Boy". Domyślacie się zapewne Państwo, jaka była reakcja wszystkich. Przez dobre kilka minut kompletnie nie dało się grać, bo wszyscy się histerycznie śmiali. Mało tego, kolega do końca nie zorientował się, dlaczego wszyscy tak zachodzą się śmiechem. Pamiętam jeszcze jedną zabawną sytuację również z tego spektaklu. Mieliśmy scenę, do której wychodziliśmy w maskach i na znak dany światłem mieliśmy podchodzić i rzucać do dołów olbrzymie kukły (graliśmy chowanie zmarłych). Pech chciał, że założyłem sobie tę maskę do góry nogami... Stoję tak na tej scenie i widzę ciemność. Przestałem tak do końca, dziwiąc się, że nie ma światła i dopiero koleżanka inspicjentka, widząc co się dzieje, wciągnęła mnie za rękę za kulisy. Przychodzi mi na myśl jeszcze jedno zabawne zdarzenie również z, Antygony". Grałem w niej zmarłego Polinejkesa. Moje zadanie było bardzo krótkie i wydawać by się mogło, proste. Gdy zapadała ciemność, miałem wbiec na scenę, położyć się jako zwłoki, nadchodziła Antygona, obmywała mnie, a gdy znów zapadała ciemność, miałem zbiec ze sceny. Niestety, grając na wyjeździe nie spostrzegłem, że zejście jest z innej strony niż w naszym teatrze. Tak więc zapada ciemność, błyskawicznie wstaję, biegnę i... trafiam na ścianę. Nagłe wchodzi światło i oczom widzów ukazuje się taki oto obrazek: trup w przepasce na biodrach błądzi rękami po ścianie, próbując wyjść. Co ja się wtedy wstydu najadłem (śmiech).

Rubryka teatralna powstała we współpracy z Panem

Dr. Przemkiem Kolasą, za co redakcja składa

podziękowania Panu Przemkowi. /

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji