Artykuły

Nowa sztuka Słobodzianka o Stalinie

- Bolszewickie wartości są mi wstrętne - deklaruje Tadeusz Słobodzianek. Premiera jego nowego dramatu - o najbardziej okrutnym bolszewiku w dziejach - 6 kwietnia.

Tawerna Tilipuczuri stoi do dziś w samym centrum Tbilisi, zaraz przy głównym placu - mówi Tadeusz Słobodzianek. To tu na przełomie 1906 i 1907 roku swoje wesele zorganizował Iosif Dżugaszwili, dla przyjaciół Koba. Świat poznał go lepiej po 1922 roku jako Józefa Stalina.

Od sceny weselnej w Tilipuczuri, w której młody Stalin obściskuje się z żoną Kato, a następnie tańczy w myśl obyczaju z matką, rozpoczyna Słobodzianek najnowszą sztukę "Młody Stalin". To jego pierwszy wystawiany dramat od czasu głośnej "Naszej klasy", która w 2010 roku dostała nagrodę Nike.

Nowa sztuka opowiada o formowaniu się rewolucjonisty, który wciąż ma wybór: zostać głową rodziny czy wejść na drogę krwawej rewolucji, która przyniesie światu bolszewickie "zbawienie". To próba analizy zarówno politycznej, jak i psychologicznej postaci młodego buntownika. Słobodzianek z jednej strony pokazuje, jak Stalina kształtował marksizm, ale i studia w prawosławnym seminarium. Z drugiej zastanawia się, jak na jego psychikę mogło wpłynąć dzieciństwo w domu pełnym pijaństwa i ojcowskiej przemocy. Pokazuje też hulaszcze życie zawodowych rosyjskich rewolucjonistów i fascynację Europy Zachodniej takimi postaciami jak Lew Trocki.

Stalin na imieninach

"Młody Stalin" to dla Słobodzianka w sporym stopniu osobiste rozliczenie z przeszłością. Jego rodzice byli zesłańcami, którzy za działalność w AK spędzili w sowieckich więzieniach i stalinowskich łagrach 12 lat życia. Wywiezieni w 1944 roku, wrócili do Polski pod koniec lat 50. Słobodzianek urodził się w Jenisejsku na Syberii w 1955 roku, dwa lata po śmierci dyktatora. - Jeszcze długo po śmierci Stalin był duchem, który dominował nad wszystkim w mojej rodzinie - przyznaje Słobodzianek. - Rodzinne imprezy, święta czy imieniny zawsze kończyły się wspominaniem łagrów i Stalina. To robiło się coraz bardziej groteskowe, ale dla mojego ojca i jego przyjaciół to była najważniejsza rzecz w życiu. Totalne uzależnienie. Bez Stalina nie potrafili spędzać wolnego czasu. To była przedziwna fascynacja ofiary oprawcą. Buntowałem się przeciw tej martyrologii! Chciałem się z tego wyzwolić. Ta sztuka to ostateczna próba wyzwolenia. Rodzaj samooczyszczenia.

W ramach promocji sztuki autor chciał nawet zawiesić na Pałacu Kultury i Nauki ogromny portret młodego Stalina, podobny do tego, który wisiał tu zaraz po wybudowaniu PKiN. - Ale zarządcy budynku się przestraszyli - mówi Słobodzianek. - To miał być żart, rodzaj happeningu, próba odczarowania tego miejsca, pokazania, że o Stalinie możemy już mówić swobodnie. Ale chyba nie możemy. To wciąż w nas mocno tkwi.

- Co pan ma na myśli? - pytam.

- Stalinizm wciąż jest obecny w naszym życiu. Począwszy od architektury: przecież nie stać nas na wysadzenie Pałacu Kultury, dlatego musimy go oswoić. Poza tym odziedziczyliśmy stalinowski model biurokratycznej machiny, która działa do dziś w szkolnictwie wyższym czy służbie zdrowia. A także w teatrze, gdzie funkcjonuje system państwowych dotacji, mający oparcie w ideologii i dużo kosztujący podatnika.

Sympatyczny łajdak

Jest w tym jakiś chichot historii, że w 2013 roku młody Stalin grany przez Marcina Sztabińskiego szamocze się na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego w PKiN, zbudowanym przez Józefa Stalina dla przodowników pracy. Pytam autora, dlaczego opowieść o Stalinie miałaby być aktualna dziś.

- Bolszewizm to był eksperyment, który pogrążył miliony istnień ludzkich - mówi dramaturg. - A mnie fascynuje, dlaczego ludzie do takiej utopii dążą, dlaczego w tym grzęzną. Ten mechanizm wciąż się

TADEUSZ SŁOBODZIANEK: - Stalin był duchem, który dominował nad moją rodziną. Ta sztuka to próba wyzwolenia - powtarza, a ja napisałem tę sztukę, żeby przyjrzeć się temu, dlaczego ludzie wciąż na nowo chcą sami sobie zrobić krzywdę.

- I młody Stalin jest na to odpowiedzią? - pytam.

- To opowieść o świecie w trakcie przełomu - odpowiada Słobodzianek. - Pokazuję ludzi, którzy chcą podpalać, wysadzać w powietrze, rabować banki. I pytam, czy gdzieś na świecie nie rośnie przypadkiem nowy Stalin. Mało mamy dziś rewolucjonistów? Choćby ludzi, którzy namawiają, żeby nie płacić kredytów? Bunt przeciw kredytom, które sami zaciągnęliśmy, to wyraz naszych czasów. Pytam, co może z tego wyniknąć. Chcę teatru, który zadaje widzom pytania o teraźniejszość.

Słowacki reżyser Ondrej Spiśak, który pracuje ze Słobodziankiem od wielu

lat, dodaje, że takich Stalinów wciąż rodzi się dużo: - Oczywiście mamy demokrację i w Unii Europejskiej trudno o taką dyktaturę, ale wciąż pojawiają się charyzmatyczni przywódcy, którzy potrafią oczarować i podporządkować sobie tłum wizjami utopii. W tym sensie ta sztuka jest ostrzeżeniem.

Słobodzianek dodaje, że jego zdaniem teatr powinien zadawać widzom prowokacyjne pytania, a odpowiedź na nie może rozwiązać problem, gdzie postawić krzyżyk na kartce wyborczej.

- Słucham?! - pytam zaskoczony. -Jaka jest tu rola teatru?

- Teatr służy do budowania samowiedzy, świadomości, kim się jest, tożsamości politycznej, społecznej, seksualnej, intelektualnej - przekonuje Słobodzianek. - To oznacza, że stajemy się człowiekiem w pełnym wymiarze, także w sensie obywatelskim i zaczynamy rozumieć, na czym polega nasza odpowiedzialność. Teatr musi prowokować do dyskusji, także tej wewnętrznej z samym sobą.

- Czyli po obejrzeniu "Młodego Stalina" nie będziemy głosować na radykałów z szalonymi pomysłami na przyszłość - mówię.

- Teatr powinien pokazywać różne aspekty i prowokować ludzi do dyskusji - mówi Słobodzianek. - Paradoksalnie mój młody Stalin stawia sobie wiele ważnych pytań. Odwołuję się trochę do powieści łotrzykowskiej, której bohater to taki sympatyczny łajdak obnażający wady świata. Pokazuje, że ci, którzy próbują go wychowywać i karać, nie są wcale lepsi od niego.

Stalin dla mieszczuchów

Podczas czytania tekstu na scenie Przodownik na Mokotowie w Tadeusza Słobodzianka wpatrzonych było kilkanaście zaciekawionych par oczu licealistek i studentek. - Ta sztuka rozpoczyna się na przełomie 1906 i 1907 roku i trwa dziewięć miesięcy, do narodzin syna Stalina - tłumaczył im autor. - Co do syna Stalina, to w czasie II wojny światowej dostał się do niemieckiej niewoli. Niemcy chcieli go wymienić na marszałka Paulusa, jednak Stalin nie zgodził się na wymianę. Jego syn popełnił w końcu samobójstwo.

Młode dziewczyny słuchają tej historii po raz pierwszy. Widać, że pisarz odkrywa świat, o którym nie musiały dotąd wiedzieć. W Teatrze Dramatycznym, którego dyrektorem został niedawno, Słobodzianek chce opowiadać historie i dla młodych, którzy np. o Stalinie wiedzą niewiele, i dla dojrzałych, którym oferuje nową interpretację historii.

Kiedy Słobodzianek obejmował posadę dyrektora Dramatycznego, krytykowano jego nową wizję jako zbyt konserwatywną i zachowawczą, niepozostawiającą miejsca na teatralny eksperyment. - Jestem zmęczony teatrem poszukującym i niczego nieznajdującym - przyznaje Słobodzianek. - Opinia środowiska nie jest dla mnie tak ważna, jak zadowolenie przeciętnego widza. Będę więc robił teatr oparty na dobrej literaturze: polskim dramacie, nowych tłumaczeniach klasyków i adaptacji literatury. Nie będę robił teatru dla teatrologów, którzy widzieli 25 wystawień "Edypa" i trudno ich zaskoczyć.

- Zeszłoroczny manifest Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego "Teatr nie jest produktem, widz nie jest klientem" mógł być skierowany przeciwko panu! - mówię. - Może rzeczywiście nie należy traktować teatru jak jeszcze jednej dziedziny wolnego rynku?

- Przecież cięcia w budżecie nie są żadną represją władzy wobec teatru, tylko zmierzeniem się z rzeczywistością kryzysu - twierdzi Słobodzianek. - Artyści nie są wybrańcami i nie są lepsi od np. nauczycieli. Są dziś ważniejsze potrzeby niż wyrafinowany teatr. Znam wybitnych artystów na Zachodzie, którzy ze względu na kryzys i niestabilny zawód nie kupują samochodów, nie budują w wieku 35 lat dacz, tylko skupiają się na rozwoju. Dla nich bycie artystą nie jest niczym nadzwyczajnym.

- I dlatego zrobi pan mało prowokacyjny teatr dla wygodnego mieszczucha? - pytam.

- W historii nie było innego teatru niż mieszczański, od antycznego, przez Szekspira, Moliera, po Geneta - mówi dramaturg. - Nawet Strzępka i Demirski robią teatr dla mieszczan, niezależnie od tego, czy ci mieszczanie mieszkają w blokach, czy willach. Tak, chcę robić przedstawienia dla lemingów, które przychodzą śmiać się z siebie i patrzeć na siebie krytycznie. Alternatywą dla teatru mieszczańskiego jest teatr dworski, zaspokajający oczekiwania barona. Nawet jeśli ten baron nazywa się Maciej Nowak [szef Instytutu Teatralnego - przyp. red.], to wciąż jest to teatr dworski. W moim teatrze jest miejsce i dla Krystiana Lupy, i dla Pawła Demirskiego, i Agnieszki Glińskiej, i Ondreja Spiśaka. Prosty miernik tego wszystkiego to widzowie. Jeśli będą przychodzić, sztuka zostanie.

Tymczasem na scenie młody Stalin w czasie własnego wesela angażuje się w podpalenie Tbilisi: płoną cerkiew i komisariat.

- Napisałem sztukę o najbardziej zwycięskim człowieku lewicy wszech czasów - mówi Słobodzianek. - Czy to się naszej kawiorowej lewicy podoba, czy nie, mnie bolszewickie wartości są wstrętne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji