Artykuły

Zemsta na niedowiarkach

Wojciech Adamczyk, reżyser, dla którego "Zemsta nietoperza" stanowi pierwsze doświadczenie z widowiskiem muzycznym, śmiało będzie mógł się chwalić, że miał w tej dziedzinie bardzo udany debiut. Premiera w Teatrze Muzycznym zawdzięcza dobre przyjęcie przede wszystkim jemu, a także Janinie Niesobskiej, autorce choreografii i ruchu scenicznego. Oboje stworzyli inscenizację, jakiej dawno w tym teatrze nie było. Muzyczny udowodnił niedowiarkom, że stać go na dobre realizacje.

Oprawa plastyczna "Zemsty" jest błyszcząca, kolorowa i wesoła. Scenograf Wojciech Jankowiak połączył ciężkie elementy obudowujące scenę z lekkim wyposażeniem. Salony, stanowiące miejsce akcji, mają więc okazałe, wytapetowane bądź lustrzane ściany z mnogością wyjść i okien, za to mebli w nich niewiele (np. kanapa "wjeżdża" dopiero na słowa "Może pan usiądzie"). Dzięki temu na scenie jest dość miejsca dla chóru i baletu, a aktorzy poruszają się swobodnie. Kostiumy, zaprojektowane przez Martę Hubkę, przypominają dobre czasy, kiedy nie brakowało pieniędzy na kulturę. Przepiękne suknie, fraki, szlafroki, stroje popołudniowe itp. przykuwają oczy jakością materiału, krojem, kolorem. Jest bogato, tak, jak powinno być na scenie operetkowej.

W tej pięknej oprawie rozgrywa się widowisko pełne ciekawych pomysłów, roztańczone, z tempem i werwą. Oprócz oryginalnej muzyki "Zemsty nietoperza" realizatorzy wykorzystali inne utwory Straussa, m.in. walca "Nad pięknym, modrym Dunajem" i polki. Balet ma więc co robić, a Niesobska dopasowała efektowne układy choreograficzne do aktualnego, stale rosnącego poziomu tego zespołu. Świetna była poranna gimnastyka "elementu przestępczego"! Chór i soliści też są w ciągłym ruchu, w spektaklu prawie nie ma scen statycznych. Gdy solistka - np. w jakimś trudnym fragmencie arii - jest "unieruchomiona", to przy niej tańczy i skacze parę osób z baletu, więc scena żyje.

Doskonale wyreżyserowane są wszystkie postaci dramatu. Na każdą reżyser miał jakiś pomysł, każdej wyznaczył zadania wymagające sporych umiejętności aktorskich i ruchowych. Nie wszyscy, rzecz jasna, poradzili sobie z realizacją tych zadań, zwłaszcza soliści występujący w tzw. drugiej premierze. Małgorzacie Czajkowskiej "nie leży" chyba rola pokojówki, a Krzysztof Marciniak byt na scenie tak nieznośnie sztywny, że trudno było się domyślić charakteru odtwarzanej przez niego postaci. O wiele lepsi i zabawniejsi byli w tych rolach Mieczysława Andrzejak i Wojciech Zyffert. Tadeusz Lewandowski w porównaniu z rewelacyjnym Romanem Baranowiczem wypadł bardzo blado. Ciekawe i prawdziwe byty postaci głównych bohaterów, odtwarzanych w obu wieczorach przez Beatę Zyffert t Feliksa Gałeckiego. Rewelacyjny okazał się pomysł na księcia Orłowskiego. Partia skomponowana jest na sopran, rolę tę więc odtwarza zwykle kobieta. Tu realizatorzy odstąpili od tradycji i zaprosili aktora dramatycznego. Jacek Łuczak śpiewał wprawdzie "zwykłym", nieszkolonym głosem, ale robił to z wdziękiem, a jego kreacja była jednym z najmocniejszych punktów przedstawienia. W mniejszych rolach dobrze wypadli: Izabela Stefańska, Ziemowit Wojtczak, Jerzy Nejman i Ireneusz Pietras. Spektakl, tak ciekawy w warstwie inscenizacyjnej, nie byt, niestety, najlepszy od strony wokalnej. Orkiestra, dobrze przygotowana i prowadzona przez Kazimierza Kryzę, akompaniowała śpiewakom, z których nie wszyscy poradzili sobie z tą jedną z najtrudniejszych operetek. Dotyczy to zwłaszcza Beaty Zyffert, śpiewającej, co prawda, czysto, ale głosem o nieprzyjemnej, zgrzytliwej barwie, męczącym dla słuchacza zwłaszcza w "górach". Podobne zastrzeżenie odnosi się do Wojciecha Zyfferta, który był bardzo dobry jako postać, ale śpiewał fatalnie. Mieczysława Andrzejak zaczęła nieźle, ale dokończyła spektakl głosem zmęczonym i "wyciśniętym", i pod tym względem Małgorzata Czajkowska górowała nad nią zdecydowanie, śpiewając głosem czystym i świeżym. Wokalnie znacznie lepszy od dublera był także Krzysztof Marciniak. Feliks Gałecki radził sobie bez zarzutu w obu wieczorach.

Do tradycji wystawiania "Zemsty" należy, że uroczystym, premierowym akcentem jest udział gwiazdy. Do tej "roli" Teatr Muzyczny zaprosił Joannę Woś, która zaśpiewała swą popisową arię z "Traviaty", udowadniając, że w pełni zasługuje na takie wyróżnienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji