Zdruzgotany
ury 25. Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu przyznało specjalną nagrodę Wojciechowi Brzezińskiemu, aktorowi Teatru Współczesnego w Szczecinie, za wykonanie piosenki "River Phoenix"
Ewa Podgajna: Jak Pan trafił na wrocławski festiwal?
Wojciech Brzeziński: Zostałem zaproszony przez radę programową festiwalu, od razu do drugiego etapu konkursu. Taką propozycję złożono w tym roku trzem osobom.
Przygotował Pan dwa utwory.
- Pierwszym był kolaż dwóch piosenek. Stworzyłem historię Jackie z repertuaru Tiger Lillies połączoną z piosenką o marynarzu Jana Kondraka. Nauczyłem się grać na harmonii. Pojawiła się krew. Stworzyłem coś nowego: moją własną odpowiedź na hasło "piosenka aktorska". Piosenka "River Phoenix" miała być dodatkiem, dość istotnym, ale jednak dodatkiem.
Tymczasem wyróżniono Pana właśnie za nią. To jest piosenka, którą znam z płyty.
- Była częścią programu zaduszkowego, który powstał na przełomie 1997/98 r. na podstawie tekstów Józka Kurowskiego, autora właśnie "River Phoenix", i drugiego poety poznańskiego Szymona Muchy, z muzyką mojego brata Olka Brzezińskiego. W 2001 r. nagrałem ją na swojej płycie "Od wschodu do wschodu". Można ją jeszcze kupić w kasie Teatru Współczesnego.
Czym jest piosenka aktorska?
- Mój światopogląd na temat piosenki aktorskiej został doszczętnie zdruzgotany. Dla mnie chłopak, który wychodzi z gitarą i śpiewa, nie ma wiele wspólnego z piosenką aktorską, tylko z autorską. Po tym, co się wydarzyło, mam dwa wyjścia: albo dać sobie spokój z piosenką aktorską, albo wręcz przeciwnie, zrobić aktorsko-muzyczny program. I kto wie, czy on nie powstanie