Artykuły

NIEDOLE NIECNOTY

"La Traviata" Verdiego to jedna z najczęściej granych oper na świecie. 25 lutego zobaczymy ją na deskach Opery Narodowej w reżyserii Mariusza Trelińskiego.

Najpierw była Marią, potem Małgorzatą, by stać się Violettą. W każdym wcieleniu trudniła się jednak najstarszym zawodem świata.

Wszyscy nad Wisłą wiedzą, ale może przypomnę, że "La Traviata" (Zabłąkana), opera napisana przez Giuseppe Verdiego w 1853 roku, to muzyczna wersja "Damy kameliowej", słynnej powieści Aleksandra Dumasa syna. Dumas napisał ją zainspirowany dramatycznym romansem z Marie-Alphonsine Duplessis, luksusową damą do łóżkowego towarzystwa. W powieści przechrzcił ją na Marguerite Gautier, ale - jak sam przyznawał - pisząc, nie był jeszcze na tyle dojrzałym autorem, by zmyślać, więc po prostu opowiadał prawdę.

Kurtyzana jako bohaterka? W literaturze XIX wieku nie było to żadnym novum. Być może biorąc za wzór najsłynniejszą nawróconą jawnogrzesznicę, biblijną Marię z Magdali, pisarze w wiekach poprzednich czynili prostytutki głównymi heroinami. Niewykluczone, że pierwszą była XV-wieczna Celestyna, jeden z archetypów hiszpańskiej literatury - była dziwka, rajfurka i "naprawiaczka utraconej cnoty". Jednak trudno uznać ją za bohaterkę budzącą sympatię. Jednak już Moll Flanders (bohaterka Daniela Defoe) czy Manon Lescaut (z powieści wielebnego Antoine'a Prevosta) - tak. Święta dziwka z czasem stała się regularną główną postacią dzieł literackich, teatralnych czy filmowych - by przypomnieć Sonię Marmieładową ze "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego, Holiday Golightly ze "Śniadania u Tiffany'ego" Trumana Capote, Cabirię z filmu F. Felliniego, Vivian z "Pretty Woman" czy wreszcie Satine z musicalu "Moulin Rouge". Może nie każda z wymienionych pań trudniła się prostytucją, jednak każda czerpała korzyści finansowe z towarzyszenia mężczyznom. I każda okazywała się w głębi serca aniołem. Niektóre zrywały z procederem, łącząc się w szczęśliwym związku z umiłowanym. Historia Marie-Alphonsine Duplessis i jej literackiego alter ego, Marguerite Gautier, nie należy do szczęśliwych. Historyczny pierwowzór, ukochana kurtyzana młodego Dumasa, prostytutka od 16. roku życia, zmarła na gruźlicę w wieku 21 lat. Ten sam tragiczny los dotyka bohaterkę na kartach powieści Dumasa (i w libretcie opery Verdiego). Tragiczna miłość, jaka połączyła młodzieńca z dobrej rodziny z luksusową ladacznicą, to - wydawałoby się - wspaniały temat na operę. Rzecz w tym, że w owym czasie bohaterkami oper bywały królowe, boginie i inne niekoniecznie realne figury. Verdi jednak nie miał wątpliwości: obejrzana przezeń w Paryżu sztuka "Dama kameliowa" na podstawie Dumasowskiej powieści nadawała się znakomicie. Był rok 1852, impresario naglił, by na karnawał w Wenecji roku następnego kompozytor przygotował kolejne dzieło. Nadworny librecista Verdiego, Francesco Maria Piave, podjął się zadania. Ledwie jednak Verdi przesłał szkic treści, w Wenecji zapanowało oburzenie: cóż za nieobyczajny temat! Cenzorski duch wstąpił w producentów karnawału, którzy zażądali: skoro już mamy zajmować publiczność jakąś dziewką ucieszną, niechże rzecz dzieje się półtora wieku wcześniej.

Skąd ten opór? Przecież temat, jak napisano wyżej, nie był tabu... Należy jednak pamiętać, że o ile w wiekach wcześniejszych opera i inne przedstawienia muzyczne skierowane były albo do dworu (nierzadko zepsutego), albo do plebsu (stojącego twardo na ziemi), o tyle wiek XIX przyniósł w dziedzinie odbioru dzieł muzycznych zasadniczą zmianę. Sam Giuseppe Verdi był jednym ze sprawców i beneficjentów tego stanu rzeczy. W owej epoce do wielkich pieniędzy i głosu doszło mieszczaństwo. Jako względnie świeżo wyemancypowana klasa cierpiało na kompleksy nuworyszy i chciało poczuć blichtr, zbudować własne świątynie. Ponieważ gmachy giełd i parlamentów zaspokajały tylko część tych marzeń, pobudowano teatry i sale koncertowe. Zbiegło się to w czasie z wyrastającym z ducha romantyzmu kultem artystów jako ludzi, którym dostępne są nadprzyrodzone talenty i doznania, artystów-bożyszczy. Czyli to, co dzisiaj określamy jako system idoli. Idolami byli tenor Enrico Caruso, skrzypek Niccolo Paganini, pianista i kompozytor Ferenc Liszt... Idolem stal się też Giuseppe Verdi, choć sam się na scenie nie produkował.

A ponieważ artyści byli bogom podobni, zaś sale koncertowe i opery - świątyniom, wszystko musiało sprzyjać pełnemu namaszczenia kultowi. To w XIX wieku zgaszono światła nad publicznością, by sztuka była lepiej wyeksponowana. A skoro w świątyni byliśmy, należało i tematy podporządkować wzniosłej scenerii. Stąd temat "Traviaty" - zbłąkanej moralnie dziewczyny - musiał budzić sprzeciw. Pierwsze przedstawienia okazały się fiaskiem. Nie tylko zresztą ze względu na konsternację publiczności, ale błędy obsadowe. Verdi musiał wymienić primadonnę, całość zatytułował asekuracyjnie "Violetta" (ponieważ główna bohaterka u Piavego zmieniła personalia na Violettę Valery) i... od razu poszło. Wkrótce nastąpił efekt kuli śniegowej: fama arcydzieła Verdiego poszła w świat, kompozytor powrócił do pierwotnego tytułu i przywrócił pierwotny czas akcji, czyli połowę XIX wieku. Dziś "La Traviata" jest jedną z najczęściej granych oper na świecie - ustępuje tylko dwóm dziełom Giaccomo Pucciniego "Madame Butterfly" i "Cyganerii". A skoro o Puccinim mowa - dopiero 30 lat po Verdim drugi maestro zdecydował się na opowiedzenie własnej historii kobiety wszetecznej profesji, pisząc "Manon Lescaut"... Wcześniej na ten sam temat operę "Manon" napisał Jules Massenet - ale także grubo po Verdim.

"Traviata" była też od lat elementem żelaznego repertuaru warszawskiego Teatru Wielkiego - Opery Narodowej. Publiczność mogła się czuć bezpieczna, na deskach gmachu przy placu Teatralnym królowały sprawdzone hity. Ale powracającego tu półtora roku temu na stanowisko dyrektora artystycznego Mariusza Trelińskiego bynajmniej to nie cieszyło. Zapowiadał, że przewietrzy afisz Opery Narodowej, że wpuści dużo pozycji spoza klasycznego kanonu. Stąd zbliżająca się premiera "Traviaty" Verdiego wzbudziła pytanie, czy Treliński nie skapitulował, ulegając wymogom widowni.

- Nigdy nie mówiłem, że repertuar klasyczny w ogóle zniknie - mówi "Newsweekowi". - Nie można zakłócać proporcji, to byłoby szaleństwem. Klasyczne opery też często mówią coś ważnego o nas samych, jeśli spojrzymy na nie głębiej. Dla reżysera "Traviata" to fascynująca opowieść o przygotowaniu do śmierci. - Vio-letta wie, że jest umierająca, uświadamia to sobie, przechodząc wszystkie etapy, od buntu przez wyparcie po pogodzenie się - opowiada Treliński. - Udało mi się chyba zbudować opowieść o tym, jak ważne jest życie i jak śmierć przywraca proporcje w jego postrzeganiu. W ten sposób historia Violetty i Alfreda staje się opowieścią o nawróceniu, przyjęciu prawdziwej hierarchii wartości.

Spektakl z pewnością zrobi wrażenie - Treliński kolejny raz współpracuje ze znakomitym słowackim scenografem Borisem Kudlicką. Po szerokiej na 46 metrów scenie przesuwać się będą obrazy ilustrujące kolejne sceny. Wszystko będzie w ciągłym, choć gasnącym stopniowo ruchu - od początkowego wybuchu energii i fałszu życia do finalnego wyciszenia i prawdy ostatecznych rozstrzygnięć. - Perspektywa śmierci będzie widoczna od początku, bo ona jest tu zwierciadłem, w którym oglądamy wszystkie decyzje bohaterki - mówi reżyser.

Oczywiście, nie sama muzyka i scenografia sprawiają, że już teraz o "Traviacie" Trelińskiego mówi się jak o wielkim wydarzeniu. Sprawia to także obsada. W tytułowej roli wystąpi gwiazda mediolańskiej La Scali Aleksandra Kurzak - nasz eksportowy sopran (Violetta to bowiem - co jest wyjątkiem na tle innych operowych ladacznic - nie mezzosopran, ale sopran). A w rolach Alfreda i jego surowego ojca Giorgia pojawią się tenor Sebastien Gueze, młody francuski artysta, nagradzany przez samego Placida Domingo, oraz baryton Andrzej Dobber, od niedawna związany z Metropolitan Opera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji