Artykuły

Refleksja po obejrzeniu "Braci i sióstr" w Opolu

"Bracia i siostry" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Pisze Jakub Derbisz w Odrze

Zrealizowany w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego spektakl "Bracia i siostry" nie jest, ani nie stara się być, adaptacją "Braci Karamazow" i "Trzech sióstr", jest to raczej próba odtworzenia efektów interpretacji tych dwóch tekstów. Ich autorska lektura, przefiltrowana przez ustawienia hellingerowskie, a podkreślona metodą pięciu rytmów (opracowana przez Gabrielle Roth forma medytacji w ruchu), znacznie oddaliła się od swego literackiego źródła.

Sytuacją wyjściową spektaklu jest samotność w świecie po końcu świata, w świecie ponowoczesnym - bez tradycji i ciągłości. Bohaterowie, uwięzieni w przestrzeni podziemnego parkingu, zdają się wyczekiwać na zewnętrzną interwencję, wyjaśniający gest pierwszego poruszyciela; zawieszeni w niebycie, powoli zdają się uświadamiać sobie własną sytuację. Świat, o jakim słyszeli, a w jakim przyszło im dorastać, przestał istnieć. Przyszedłem na świat żywy, lecz teraz jestem umarły - mówi prorok tej niewielkiej, archetypicznej społeczności. Samotność popycha każdego z bohaterów w ramiona drugiego, w objęcia innego, tak jakby "ja" nie mogło istnieć bez "ty". Jednak w rodzących się tu relacjach trudno doszukać się szczerości. Nawet pozornie czyste uczucie najmłodszych, niezłamanych przez życie, okazuje się tylko próbą sił. Zachowania wyglądają na wyuczone, gesty na teatralne, słowa brzmią mechanicznie - tak ukształtowana społeczność uwięziona jest w dyskursie i przez dyskurs zdaje się ograniczona. Ślad, pamięć, rola, powtórzenie - każdy podejmowany wysiłek jest performatywnym kłamstwem, wykonanym bez przekonania i wiary w realizację. W ten sposób tworzą się i umierają kolejne konstelacje związków, w nieustannym poszukiwaniu odrobiny szczęścia. "Chciałabym coś poczuć, na chwilę się zapomnieć" - mówi bez przekonania jedna z bohaterek. W tak ujętym powolnym wygasaniu jednostki na pierwszy plan wysuwa się instrumentalizacja drugiego: uprzedmiotowienie człowieka dla realizacji własnych celów - pozbawione skrupułów używanie ludzi. "Moralność nie wymaga wzajemności" - mówi Zygmunt Bauman; w świecie przedstawianym moralność to słowo brzmiące obco, nic nieznaczące. Pozostało tylko nierozwiązywalne zadanie logiczne: "ja i on. ja i moje ja wewnętrzne oraz on i jego wewnętrzne ja. my i oni. obcy".

Tak przedstawiony świat jawi się jako miejsce pozbawione jednego promienia nadziei, czy też jednego z trzydziestu sześciu sprawiedliwych. Wykreowany ciąg zdarzeń tragicznych, ciągłe powtarzanie o dominacji kłamstwa zamyka drzwi wyjściowe z takiego świata. Z początku jeszcze spójny, z każdą chwilą zmierza on ku formalnemu rozbiciu. Gest ten jednak nijak się ma do tonacji komunikatu. Niemal od początku twórcy grają na wysokich nutach; patos i tragizm na krok nie odstępują bohaterów. W takim świecie nietrudno o szaleństwo. Pytanie, które nasuwa się dość szybko, odnosi się do relacji ze światem rzeczywistym. Jak ma się ten pesymizm do szarej (jeszcze nie czarnej) codzienności każdego z nas? Czy rzeczywiście żyjemy w niekończącym się kłamstwie, w świecie serialowych dialogów i ciągłego pozoru? Pojawiają się wątpliwości. Rozbicie formalne przy takiej bezpośredniości tekstu nie służy nadbudowie, znacznie spłaszczając treść komunikatu. Banał przeświecający spod powierzchni kolejnych epizodów nie prowadzi do niczego ponad frustrację odbiorcy. "Nie mogę, nie chcę, nie wytrzymam", i w końcu życie staje się celą bez wyjścia. Przekonanie o równej niepełnosprawności każdego z bohaterów - każdego z nas -wywołuje wspomnienie kolejnych artystycznych diagnoz. Ile to razy słyszeliśmy o braku sensu, braku celu, panującym złu i braku nadziei. Czy ten kolejny już głos brzmi bardziej wiarygodnie niż inne? Wątpliwość bliska pewności wynika z nieprzekonującej bezpośredniości płynącej z opolskiego przedstawienia Mai Kleczewskiej. Sytuacji nie ratuje oczyszczające zakończenie, odwołanie do szczerości i do serca, choć przez chwilę brzmi dość wyraźnie, niknie w nadmiarze rozbitego fatalizmu. Decyzja o kształcie przyszłego świata, wraz z zakończeniem spektaklu, złożona zostaje na rękach odbiorcy. "Co dalej?" - pada pytanie z pogranicza dwóch rzeczywistości; odpowiedzią jest głucha cisza braw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji