Walka o nowego człowieka
DATA pierwszej wojny światowej, a później - zmagania rewolucji z kontrrewolucją, wytworzyły w Związku Radzieckim specyficzne zjawisko masowej bezdomności dzieci. Władza radziecka, odziedziczywszy w smutnym spadku po czasach chaosu, tysiące młodocianych wykolejeńców, słynnych "bezprizornych", bezpośrednio po Rewolucji stworzyła specjalną komisję do walki z bezdomnością dzieci. Na czele tej komisji stanął Feliks Dzierżyński,
DATUJĄC od upadku masy zdeprawowanych, często nawet posuwających się do przestępstw, dzieci, zakładano liczne kolonie wychowawcze. Kierownikiem jednej z takich kolonii pod Połtawą na Ukrainie został Antoni Semionowicz Makarenko.
Na skutek zastosowania prawdziwie komunistycznej metody wychowawczej, popartej ogromną wiarą w człowieka i miłością do młodzieży, Makarenko, w ciągu 8 lat istnienia kolonii, przekształcił zastęp nieletnich przestępców i zdeprawowanych dziewcząt w pełnowartościowych obywateli.
Wspomnienia i doświadczenia z okresu pełnego zmagań, drobnych rozczarowań i wielkich zwycięstw zawarł Makarenko w świetnej trzytomowej książce pt. "Poemat Pedagogiczny". Tytuł dzieła najlepiej charakteryzuje atmosferę twórczego romantyzmu, szlachetnej walki o największe dobro jakim jest głęboko ideowy człowiek, aktywny budowniczy pięknego jutra.
Adaptacja powieści na scenę nie jest łatwa; cóż dopiero mówić o przełożeniu na język sceniczny tak porywającej książki, pełnej wiary w człowieka, twórczej filozofii nowoczesnych założeń pedagogicznych. Aby nie skrzywdzić sztuki, nie powinno się jej właściwie porównywać z książką Makarenki, gdyż zdajemy sobie sprawę z tego, że pełnowartościowa adaptacja "Poematu Pedagogicznego" dla potrzeb teatru jest niemożliwa. Cóż zrobić jednak, kiedy sugestia przeczytanej książki Makarenki jest tak wielka, że nie sposób oddzielić "obrazu swojej wyobraźni" od tego co się widzi na scenie.
Jerzy Rakowiecki kondensując 800 stron tej przepięknej książki w ramach 6-ciu niedługich obrazów scenicznych, uciekł się zupełnie słusznie do syntezy. Syntezy nie tylko akcji, lecz również i postaci, przedstawiając w każdym prawie młodym bohaterze swej sztuki kilku bohaterów dzieła Makarenki.
O ile ta synteza akcji i postaci na ogół się Rakowieckiemu udała,o tyle nie potrafił on ze zrozumiałych względów, pokazać na przestrzeni tak wielkiego skrótu metody pedagogicznej Makarenki.
Wychowankowie kolonii im. Gorkiego (a zwłaszcza, dziewczęta), są z obrazu na obraz bardziej zdyscyplinowani, lepiej myślący, lepiej wychowani, wreszcie lepiej ubrani, ale co wpływa na tę ich przemianę, jakie wewnętrzne konflikty doprowadzają do tych przemian, tego nam na scenie nie pokazano. Nie ujrzeliśmy też metod wychowawczych Makarenki, ani narastania jego doświadczenia pedagogicznego i co raz to dogłębniejszego poznawania natury ludzkiej, co jest z takim mistrzostwem przedstawione w oryginale.
Jedną z najbardziej pasjonujących cech "Poematu Pedagogicznego" jest ciągłe narastanie spięć dramatycznych, narastanie nowych trudności i zwycięskie ich pokonywanie.
Rakowieckiemu tego narastania spięć dramatycznych, sugestywnego oddania przekształcania się mentalności wychowanków makarenkowskiej kolonii, wystarczyło tylko na pierwsze trzy obrazy, spięte przez reżysera wrocławskiego spektaklu w jeden akt. Ten pierwszy akt robi naprawdę wstrząsająco wrażenie, jest mocny, wzruszający i sugestywny. Pozostałe dwa akty (obrazy) osłabiają znacznie to wrażenie. W ostatnich dwóch obrazach bohaterowie "Poematu Pedagogicznego" są już właściwie wychowani. Do kolonii Makarenki na scenie nie przybywają nowi wychowankowie i życie pełne coraz to nowych walk, nowych zmagań w książce Makarenki, zamienia się w teatrze w sielankę przerwaną tylko przyjazdem zbiurokratyzowanej inspektorki Komisariatu Oświaty, nie rozumiejącej twórczej metody pedagogicznej Makarenki, i ucieczką jednego z chłopców.
Z konieczności też niektóre epizody z książki nabrały w adaptacji scenicznej cech momentów kulminacyjnych, przysłaniających całość. Tak na przykład scena uderzenia jednego z chłopców przez Makarenkę, drobny epizod w "Poemacie Pedagogicznym", ale świetnie przygotowany, uzasadniony i rozwiązany, nabrał w sztuce niepotrzebnego smaku porywczej awantury. W książce rozumiemy, że chłopcy ustąpili przed "sprawiedliwym gniewem człowieka", w sztuce nie mamy tego przekonania. Nie czujemy też na scenie tak ważnego ducha kolektywu, a co najważniejsze brak owego wspaniale rodzącego się, jasno skrystalizowanego patriotyzmu dla socjalistycznej ojczyzny.
Czyż więc wobec tylu zastrzeżeń, sztuka jest bezwartościowa? Nie!
Odwrotnie. Posiada ona duże wartości, a tylko konfrontacja z oryginałem nasuwa recenzentowi tak wiele wątpliwości.
Prawdziwą zaletą sztuki jest jej głęboki optymizm, szczera wiara w człowieka, pełne napięcia dramatyczne węzły pierwszego aktu, wzruszająca prostota i radość młodości,dzięki czemu wychodzi się z teatru w nastroju pogody i wiary w twórcze siły człowieka. W adaptacjach scenicznych niezwykle ważna jest praca teatru, którego zadaniem jest dopowiedzieć to, czego nie udało się wyrazić autorowi adaptacji. Pomówimy o realizacji "Poematu Pedagogicznego" w następnym felietonie.