Mały Bies Fiodora Sołoguba
Takie nagromadzenie zła i brzydoty musi wywołać szok i odruchowy sprzeciw. Ardalion Pieredonow nie wierzy w nic a podejrzewa wszystko. "Wszystko, co dociera do jego świadomości, przeistacza się w ohydę i brud". W rosyjskiej literaturze nie było przed nim istoty równie godnej pogardy, bezwzględnego chama, notorycznego lenia i sadysty gotowego naigrawać się z każdego cierpienia, służalca i wazeliniarza. Do tego "cały świat" - prowincjonalna dziura w zabitej dechami guberni - podziwia Ardaliona, boi się i łasi, zabiega o jego względy. Miasteczkiem, gubernią, stolicą, cesarstwem rządzi strach i "bumaga" - urzędowy papier, od którego zależy wszystko, nawet życie. Na szczycie tej piramidy siedzi ktoś -- abstrakcyjny i odległy, jak moskiewska księżna, i to on pociąga za sznurki. To niemożliwe, aby istniały kobiety tak prymitywne i upodlone jak Barbara. Ni siostra, ni żona - wisi na tym samym sznurku, za który usiłuje pociągnąć Ardalion. Nie ma głupców takich jak Wołodin. Mógłby zostać królem intrygantów, gdyby nie patologiczne tchórzostwo, podszyte bezinteresowną złośliwością. To niemożliwe, żeby obskurnego pokoju, którego ściany Ardalion i Barbara obrzucają odpadkami, ani na chwilę nie rozświetlił promień światła...
"Małego biesa" czyta się inaczej poprzez kartki książki niż ogląda na telewizyjnym ekranie. U Sołoguba wszystko rozpoczyna się banalnie. Obrazki rodzajowe jak u Turgieniewa, nostalgia prowincji wprost z Lermontowa. Mroki duszy nieprzeniknione jak u Dostojewskiego. I tak uspokojeni przez autora nagle pojmujemy, że w tej wizji nikt nie będzie zbawiony.
W teatrze - grozy tego stwierdzenia nie da się tak długo ukrywać. Wszystko od początku musi zostać ucieleśnione i pokazane: brzydota ciał, ohyda ludzkich myśli, okrucieństwo czynów. Tej rzeczywistości nie uleczy zjadliwa satyra Gogola, utopijne rewolucje, wiara Tołstoja w przemianę człowieka, ani czechowowskie recepty na naprawę zwichniętych mechanizmów społecznych. Sołogub kwestionuje idealny ład dziewiętnastowiecznych "lekarzy społeczeństwa", w którym usunięcie przyczyn oddala tragiczne skutki. "Mały bies", "niedotkniątko" - z kocimi oczami, z głową baranka, z twarzą Barbary, Wołodina, Ardaliona - to metafizyczne zło, równie silne i tryumfujące jak dobro. W "Małym biesie" nawet silniejsze.
Sołogub patrzy na obrazy, od których inni odwracali wzrok, i dokonuje niesamowitego odkrycia. Zbrodnia popełniona przez Ardaliona jest jego pierwszym i ostatnim ludzkim odruchem.