Artykuły

Konstantin Bogomołow i gejowski spisek na Kremlu

W Moskwie zakończył się festiwal Złota Maska pokazujący to, co ma najciekawszego do pokazania rosyjski teatr. Dziś to najciekawsze można streścić jednym nazwiskiem: Bogomołow - pisze z Moskwy Paweł Goźliński w Gazecie Wyborczej.

- Ten kraj to paradoks - mówi mi Słynny Rosyjski Pisarz i wlewa do ust kolejną łyżkę najdroższego barszczu w najdroższej moskiewskiej restauracji, gdzie kelnerzy w liberiach, meble i stiuki tworzą scenografię oficerskiego klubu z początków XIX wieku. Tuż obok trwa protest współorganizowany przez słynny Teatr.doc (barierki, policja, "czynnik społeczny" z opaskami na ramionach pilnujący "praworządności" - wolność ściśle reglamentowana). Mową wiązaną oraz pieśnią żąda się tam wolności dla wciąż przetrzymywanych uczestników ubiegłorocznych manifestacji na placu Błotnym. "Swaboda!" - krzyczą demokraci, socjaliści, anarchosyndykaliści i Bóg wie kto jeszcze.

- Właściwie to tam powinienem być - mówi Słynny Pisarz, po czym dodaje, że jednak nie wierzy w demokratyczną ewolucję. Wybuch - tak. Kiedyś. Może. Na razie po euforii wielkich manifestacji wiosną i latem 2012 roku więcej jest chyba rozczarowania niż rozbudzonych nadziei. "Różowe zagrożenie" na razie nie występuje w większym stężeniu. Opozycyjny bloger Nawalny siedzi, właśnie zaczął się jego proces. Trwa "unarodowianie" organizacji pozarządowych. Ale z drugiej strony znajomy opowiada mi, jak to jeden z czołowych aktywistów wybrał się w tydzień po protestach do Wielkiego Kanionu, żeby odpocząć. - Wyobrażasz sobie Wałęsę, jak w środku strajku w stoczni jedzie do Jastarni?

Dorian Grey w dzisiejszej Rosji

W teatrze też paradoksy. Na szacownej scenie moskiewskiego Teatru Artystycznego kierowanego przez wiekową gwiazdę ekranu i scen Olega Tabakowa, który otwarcie wspierał w wyborach Putina, grany jest spektakl, o którym przeczytałem, że jest "najbardziej radykalną rzeczą, jaką do tej pory pokazano w Rosji". Nigdy bym w to nie uwierzył, patrząc na afisz zapowiadający "Idealnego męża" Oscara Wilde'a w reżyserii Konstantina Bogomołowa. Ale Bogomołow z Wilde'a zostawił tylko schemat: jest mężczyzna z żoną i pozycją, jest przyjaciel, jest szantażysta, skandal wisi w powietrzu.

Tylko że zamiast angielskich wyższych sfer mamy najwyższe sfery dzisiejszej Rosji. Mąż, były mafioso, to dziś jeden z liderów Kremla. On ma władzę, jego żona - oligarcha w spódnicy - monopol. Ich jedyne dzieci nazywają się gotówka i luksus. Trawestując Wilde'a, można rzec, że w ich życiu "każdy problem można rozwiązać za pomocą karty kredytowej".

Ale małżeństwo jest - także w teatralnej estetyce - białą przykrywką. Mąż od dawna związany jest ze swoim byłym cynglem, dziś pierwszym pieśniarzem Rosji (jego szansony to czysty kicz, który na scenie rzecz jasna zmienia się w kamp w postaci czystej). Związek to zakazany, ujawnienie grozi upadkiem, trzeba działać.

Równolegle rozgrywa się historia władcy Kremla - swoistego Doriana Greya. Wszedł on w alianse z rosyjskim artystą, który zmalował mu portret dający wieczność (czytaj: władzę aż do śmierci). Ale że artysta, mimo odznaczeń i apartamentu z widokiem sprezentowanego mu przez władzę, zaczyna bruździć, trzeba się go pozbyć. Zajmie się tym elegancki pop będący wcieleniem postaci idealnego czyściciela granego przez Harveya Keitla w "Pulp Fiction". Artysta zostanie przez popa pożarty. Dosłownie.

Są jeszcze czechowowskie trzy siostry, które do Moskwy już przyjechały i w Café Vogue z buzią w ciup, noworuskim akcentem, na szpileczkach i w ciuchach od jakiejś Prady rozprawiają o tym, jak to dobrze byłoby przez całe życie pracować, pracować, pracować.

Farsa? Karykatura? Chciałbym zobaczyć u nas tak ostro wchodzący w konflikt z teraźniejszością kawał inteligentnego teatru. Do tego tak perfekcyjnie zagrany. Formalnie nie ma tu nic nowego, Bogomołow pełnymi garściami czerpie chociażby z teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Tyle że świat wyglądający, jakby go zaprojektowała Małgorzata Szcześniak - z sypialnią i łazienką w ruchomych akwariach - został doskonale wkomponowany w pudełko sceny Teatru Artystycznego. I wszystko działa. Nie trzeba - jak u nas - jeździć pod Warszawę, żeby zobaczyć kolejnego Warlika.

Tekst też został poddany swoistej "warlikowskiej" obróbce. Tyle że efekt jest inny - zamiast labiryntu znaczeń jest dobrze skrojona komedia.

Tu nie ma pęknięć: kolażowy tekst stworzony z tekstów Wilde'a, Czechowa, Szekspira, Tarantino i rosyjskich reklam (także wyborczych) jest spójny i przejrzysty. A jednocześnie wywrotowy - tak jak dobry teatr być powinien. Bogomołow nieustannie przypomina widzowi: to nie jest tak, jak ci się zdaje. Wydaje ci się, że oglądasz demaskację homosprzysiężenia rządzącego na Kremlu? Halo, halo - miłość dwóch starych gejów jest jedynym prawdziwym uczuciem, jakie zjawia się w tym świecie piętrowej hipokryzji. Kiedy więc z tekstami Romea i Julii na ustach umierają jeden po drugim, ich wyznania brzmią przejmująco. Płeć zostaje zawieszona, przestaje mieć znaczenie.

Ale Bogomołow to Bogomołow, na jednej przewrotce nie kończy, bo oto na szklany grobowiec kochanków opada wielka flaga Rosji (jeśli na dany spektakl przyszli kremlowscy oficjele - na wszelki wypadek spada flaga brytyjska).

Cerkiew w teatrze

Śmiech jest najlepszym lekiem na strach - mówi Bogomołow swoim przedstawieniem. I dodaje w wywiadzie dla magazynu "Snob" (wbrew nazwie to naprawdę doskonałe pismo): "To, co robię na scenie, jest powrotem do prawdziwego powołania teatru, do jego karnawałowej istoty, gdzie tradycyjny porządek zostaje obrócony do góry dnem, żeby pokazać jego śmieszności, pęknięcia, absurdy. Rosyjski teatr zapomniał o tej misji, zmienił się w świątynię, filię Cerkwi, w której kapłanem są aktorzy i reżyser, a widzowie biorą udział w oficjalnym rytuale. W Rosji wszystko podporządkowane jest takim rytuałom. Ich naruszenie kończy się tak, jak sprawa Pussy Riot".

Bilety na spektakl Bogomołowa są wyprzedane do końca roku. Koniki żądają za nie astronomicznych pieniędzy. Ale jakieś 20 proc. widzów wychodzi w trakcie, choć przecież wiedzą, na co przychodzą. Bogomołow już kolejny spektakl poświęcił rozbrajaniu mitologii, na której budowana jest tożsamość współczesnej Rosji. W swoim genialnym "Learze. Komedii" - pokazywanym w Moskwie w ramach zakończonego właśnie festiwalu Złota Maska, a w Polsce rok temu na Festiwalu Szekspirowskim i za chwilę w ramach organizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza przeglądu "Da, da, da" (16 maja - 2 czerwca w Warszawie) - odważył się z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej zrobić przewrotną, rodzinną farsę.

Umierający na raka Lear-Stalin (grany przez ostrzyżoną na siwego jeża genialną Rozę Chajrullinę) odzyskuje władzę dzięki córce, która wraca do ojczyzny na czele hitlerowskich wojsk pod rękę z mężem - nietzscheańskim Zaratustrą. Rzeczywiście, w tym przedstawieniu dokonuje się przewartościowanie wszystkich wartości. Ale i tak największe oburzenie wzbudziła - daleka od dosłowności - scena tortur na Łubiance.

Jak rodziło się pokolenie cyników

Na tegorocznej Złotej Masce pokazano jeszcze jeden spektakl Bogomołowa: "Rok, w którym się nie urodziłem". Rozgrywa się on w podglądanym przez tuzin kamer mieszkaniu partyjnego aparatczyka. Znów mamy historię rodzinną - rozgrywającą się w tym czasie, gdy u nas dojrzewa opozycja i niezależne związki. Ale kres kariery partyjnego urzędnika o gogolowskich rysach w wersji Bogomołowa staje się przede wszystkim opowieścią o formowaniu się pokolenia cyników, które dziś rządzi Rosją.

Po tym przedstawieniu Bogomołow powiedział, że dalej w moskiewskim Teatrze Artystycznym posunąć się nie da. Że scena, w której piękna komsomołka na tle manifestacji z okazji Dnia Zwycięstwa robi striptiz, jest granicą urzędniczej tolerancji (scenę, w której owa komsomołka wymiotuje do płonącego na wieki wieków na placu Czerwonym ognia pamięci, dyrektor wyrzucił). A jednak na tej scenie rok później Bogomołow zrobił "Idealnego męża"... Więc co z tymi urzędnikami? Śpią? A może dobrze się bawią? W każdym razie ostatnio zabrali się za przekleństwa. Specjalnym dekretem zostały zakazane w miejscach publicznych. Na scenie również.

W Polsce po "Da, da, da" Bogomołow wyreżyseruje jeszcze "Lód" Sorokina w warszawskim Teatrze Narodowym. Już nie mogę się doczekać tej premiery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji