Artykuły

Teatr porzebuje Smoleńska!

Teatr polski nie zareagował na 10 kwietnia 2010 r. Jakby nic się nie wydarzyło. Smoleńsk przeszedł w polskim teatrze właściwie niezauważony. Tymczasem w Polsce nie może dziś istnieć teatr "odrzucający" temat Smoleńska - pisze Redbad Klijnstra w Gazecie Polskiej Codziennie.

Nie przestaje mnie dziwić, że teatralność całej sytuacji związanej ze Smoleńskiem nie zainspirowała do żadnej głębszej refleksji i wypowiedzi. Zwłaszcza że teatralne elementy tej sprawy są widoczne na pierwszy rzut oka.

Sytuacja polityczna jako teatr

Bliskość między teatrem a polityką jest w dzisiejszych czasach szczególnie widoczna. Jeden z najważniejszych elementów współczesnej polityki - czyli konferencja prasowa - jest w swojej istocie spektaklem o iście teatralnych regułach. Role są rozpisane, liczą się gesty, mimika, przyjmowane pozy, ... transmitowane następnie przez media. W Polsce teatralność polityki osiągnęła wyjątkowe rozmiary. Można powiedzieć, że znaczną część swojej polityki premier Donald Tusk tworzy właśnie w ramach kolejnych konferencji prasowych. Improwizując odpowiedzi na pytania, dostosowując się do poruszanych przez media problemów, tworzy nową rzeczywistość, do której dopiero potem jego współpracownicy, ukryci za kulisami, dostosowują prawo i tworzą ustawy. W ten sposób przebiegała przecież cała gra między premierem a prezydentem Lechem Kaczyńskim, która skończyła się tragedią w Smoleńsku.

Zaczęło się od wywołanej ad hoc awantury o samolot, którym mieli lecieć najważniejsi przedstawiciele państwa polskiego, i z którego usiłowano wykluczyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego, następnie gra o fotel w Brukseli. Wszystkie te próby zdyskredytowania przeciwnika politycznego, jakim był dla Donalda Tuska prezydent, tworzono doraźnie. Później szukano do nich usprawiedliwienia prawnego. Liczył się głównie przekaz medialny wytwarzany przez premiera podczas kolejnych konferencji. Teatralność politycznych rozgrywek w Polsce była w tym kontekście uderzająca. Ich konsekwencją okazał się Smoleńsk. Tylko że nie był to koniec teatru politycznego. Wojna na symbole i gesty przeniosła się z poziomu wewnątrzpolskiego na poziom już międzynarodowy. Rozpoczął się teatr między Polską a Rosją. Tylko Polacy i Rosjanie byli w stanie wzajemnie zrozumieć różnego rodzaju "aluzje". To, czy prezydent leży w błocie, czy w ruskiej trumnie, czy przy jego zwłokach zorganizowana jest warta honorowa - wszystko to ma ogromne znaczenie i jest przez obie strony bezbłędnie odczytywane. Cała sytuacja po 10 kwietnia pokazała, że Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę, iż najmocniej uderzyć w Polaków, upokorzyć i zdominować można symbolicznie, mieszając ich wartości z błotem. Gra polsko-rosyjska od 10 kwietnia była niesłychanie teatralna i dramatyczna. Przypomnijmy sobie te przerażające rosyjskie syreny, wyjące w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. Syreny - jak ryk tego, co nieodwracalnie utracone.

Teatralna polskość

Zważywszy na tak silny teatralny aspekt tego, co się działo zarówno przed Smoleńskiem, jak i po nim - jako jego bezpośrednia kontynuacja, tym bardziej uderzająca jest obojętność polskiego teatru na to wydarzenie. Zwłaszcza że teatr w normalnych warunkach, takich jakie panują np. w Holandii, jest medium artystycznym, które najszybciej jest w stanie zareagować i opisać dane zjawisko społeczne. To jest wręcz istota teatru. Ta obojętność polskiego teatru na Smoleńsk poza tym, że zastanawia, przynosi wymierne szkody. Po pierwsze wciąż pozbawia ludzi możliwości głębszego zrozumienia tego, co się stało w Smoleńsku i po nim. Zwróćmy uwagę, że teatr, w porównaniu np. z filmem, jest przestrzenią wymagającą od widza większego skupienia, a więc bardziej zrytualizowaną, w pewnym aspekcie bardziej sakralną, oczekującą od uczestnika dostrojenia się do siebie. Aktorzy, akcja są dużo bliżej widza. Dlatego teatr bardziej niż film może spróbować pozwolić ludziom doświadczyć głębszego poziomu identyfikacji z dramatem rozgrywającym się na scenie. Dramatem, który może przybliżać choćby to, co przechodzą dziś członkowie rodzin ofiar 10 kwietnia. Teatr jest w stanie pozwolić dotrzeć widzowi do skrajnie intymnych, jednostkowych aspektów tej tragedii. Forma i środki, jakimi operuje teatr, także są w stanie lepiej niż film pokazać to, jakie rzeczy rozgrywały się w czasie katastrofy smoleńskiej. Można, używając różnego typu środków jednocześnie, na kilku miejscach sceny, pokazywać zdarzenia, jakie rozgrywały się w jednym czasie tej tragedii.

Teatr wydaje się też wręcz stworzony do przedstawienia zakulisowych, iście szekspirowskich rozgrywek, mechanizmów władzy i perspektywy gabinetów politycznych, które w sytuacji 10 kwietnia odegrały tak ważną rolę. W tym kontekście film staje się wręcz upośledzonym względem teatru sposobem mówienia o 10 kwietnia 2010 r.

Co więcej, ta opisana wyżej rola teatru jest w kontekście polskim szczególnie ważna. Pamiętajmy, że teatr winien reagować na to, co się dzieje wokół nas znaczącego, na wszystko, co ma wpływ na naszą rzeczywistość - i o tym opowiadać. Teatr jest współczesną sublimacją prastarych zgromadzeń wokół ogniska, podczas których opowiadano sobie historie pomagające zrozumieć świat. Ale w Polsce nabrał on dodatkowego znaczenia. Polskość bowiem przetrwała poprzez teatr i w teatrze się chroniła. Polski teatr wyrósł z romantyzmu, z patriotycznych uniesień. Romantyzm jest tu podłożem, źródłem kodów. Teatr jest tak żywy wśród Polaków, bo trwa w tym narodzie pamięć o nim jak o spotkaniu, zgromadzeniu w ważnej sprawie. Sprawie nie-cierpiącej zwłoki, na ogół narodowej, doniosłej. Razem z Kościołem teatr był w stanie pomagać Polakom w ogarnianiu tak strasznych i niewyobrażalnych rzeczy, które działy się i dzieją na tych ziemiach. W wypadku 10 kwietnia 2010 r. jednak teatr polski skapitulował.

Potrzeba Smoleńska

Teatr jest jednak nie tylko niezbędny wspólnocie do zrozumienia Smoleńska, ale i tragedia smoleńska jest potrzebna teatrowi polskiemu. Bez niej, bez jej przetrawienia, teatr ten staje się niepotrzebny, wręcz karykaturalny. Ponieważ odrywa się od swojej publiczności. Ponieważ widzowie, chcąc nie chcąc, niezależnie od swoich deklarowanych poglądów i emocji, istnieją w przestrzeni, w której Smoleńsk jest tematem niezmiernie istotnym. Ta rzeczywistość ich współtworzy - a więc i Smoleńsk ich współtworzy. Teatr powinien z tym zjawiskiem się zmierzyć na poważnie. Tutaj zresztą dotykamy czegoś, co jest problemem systemowym, trwającym wiele lat. Smoleńsk tylko w sposób skrajny pokazał tę patologię. System teatralny i w ogóle obszar kultury (głównie jej finansowanie) są drastycznie upolitycznione. W ten sposób uzależnia się teatr od konkretnej opcji politycznej - a konsekwencje tego widzimy w jego podejściu do Smoleńska, w jego tchórzostwie, niepozwalającym mu zająć się tym tematem.

Przyznam szczerze, że ja nie jestem w stanie funkcjonować ze swoimi przekonaniami w obecnym systemie teatralnym, nie zdradzając ich. Co prawda, nie znam wielu wypadków bezpośredniej ingerencji władz w politykę teatrów, ale na pewno przez ostatnie lata udało się doprowadzić do samocenzury artystów, obawiających się o swoje finanse. Ten system jest tak niewydolny i niepewny, że właściwie jego trwanie można postrzegać jako warunkujące jakość, rzetelność i wolność teatralnej wypowiedzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji