Artykuły

Aktorski kosmos, czyli latanie z Aldoną

Lekkość jej scenicznego bytu sprawia, iż przeistacza się z postaci w postać szybciej niż w okamgnieniu; ot, kolejna metamorfoza, nowe przeobrażenie, następny wykreowany świat, a wszystko spięte talentem, temperamentem, a i ostrym zakrętem (liczba pojedyncza, by było do rymu), branym w aktorskim życiu niejeden raz. Bo pewnie nie byłoby Aldony Jankowskiej, scenicznej arcymistrzyni samotnego stawania przed publicznością, gdy nie rozmaite gorzkie lekcje, gdyby nie kabaret, nie jakże kształcące uprawianie stand-upu - o krakowskiej aktorce pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Jest Krystyna - księgowa, i to nawet nie główna, jest Jurij Gagarin, co to pierwszy poleciał w kosmos, ona zresztą ma na drugie imię Jurij (a nawet może Gagarin), są jej rodzice, co to ochrzcili córkę w każdej z czterech religii, żeby na przyszłość nie zamykać dziecku żadnej z dróg, jest gej, co też poleci, i są larwy - z Curacao, i jest Łajka, prawdziwa proletariacka suka, co to cieszy się, że zdechnie w słusznej sprawie, skoro ojczyzna dała jej szansę i wysyła w kosmos. Poplątanie z pomieszaniem, groteska i purnonsens, surrealizm i realizm, gra słów i gra z widzami. Tak, gra. Gra przede wszystkim. Bez niej by się ten tekst może i nie obronił, a na pewno by tak nie bawił, a chwilami nie trwożył z lekka, bo to zabawa z cyklu i śmieszno, i straszno. Tak, gra jest atutem tych 80 minut z okładem niczym uroda u Miss Świata. Rozstrzyga o wszystkim. Patrzymy i się zachwycamy. I oczy nam to się śmieją, to święcą blaskiem zdziwienia, że jak to możliwe, żeby aż tak umieć się przeistaczać z postaci w postać, z księgowej w jej rodziców, z Łajki w larwę, w geja, w Ahmeda nie tylko od kebabów, żeby mieć tyle głosów, twarzy, być tyloma wcieleniami bez żadnych przebiorek, zmian charakteryzacji, dekoracji. Ot, jedna aktorka monologująca (jej Łajka jest tak wspaniała, że aż szkoda że ją kosmos pochłonął), dialogująca, improwizująca, śpiewająca. Fruwająca po scenie, lewitująca. Może podobnie jak Krystyna chciała latać już jako niemowlę? Może też się dobrze zapowiadała, potrafiąc tak sprytnie wypaść z łóżeczka, że zawsze skutecznie; dystans krótki, ale lot zaliczony.

Jako aktorka także się przez lata dobrze zapowiadała. Poważne artystyczne stypendium w norweskim Bergen, teatry w Krakowie (w Ludowym Bianka w "Poskromieniu złośnicy" u Stuhra), parę lat w Grotesce (tu, ambitnie, wieczór z poezją Emily Dickinson, z muzyką Pawła Moszumańskiego), ale i lektury szkolne odgrywane gdzie się da i gdzie zapłacą, estrada, także ta ze sznurowatą, pospolitą podłogą, wodzirejowanie na balach i weselach (gdzie się da i gdzie zapłacą). I seriale. W ostatnich latach, bo kredyt był do spłacenia, przeżyła szał radości, wygrywając casting do programu "Szymon Majewski show", gdzie pokazała zdolności parodystyczne, potem wygrała kolejny casting - i trafiła do programu "Stand up. Zabij mnie śmiechem", by i w tym trudnym gatunku pokazać swe kompetencje.

Państwo już wiedzą - piszę o Aldonie Jankowskiej. Kto widział "Hotel Babilon", grany na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego arcyspektakl Miro Gavrana w reżyserii Pawła Szumca, ten wie, że ta dobiegająca pięćdziesiątki aktorka (wygląda tak, że z dumą ujawnia początek PESELU) w formie jest mistrzowskiej. Że lekkość jej scenicznego bytu sprawia, iż przeistacza się z postaci w postać szybciej niż w okamgnieniu; ot, kolejna metamorfoza, nowe przeobrażenie, następny wykreowany świat, a wszystko spięte talentem, temperamentem, a i ostrym zakrętem (liczba pojedyncza, by było do rymu), branym w aktorskim życiu niejeden raz. Bo pewnie nie byłoby Aldony Jankowskiej, scenicznej arcymistrzyni samotnego stawania przed publicznością, gdy nie rozmaite gorzkie lekcje, gdyby nie kabaret, nie jakże kształcące uprawianie stand-upu.

Po latach Aldona Jankowska znów staje na scenie krakowskiej Groteski; w monodramie o wspomnianej na wstępie Krystynie - "Lataj z Krystyną, czyli wszystko dobre, co się dobrze kończy". Pisać, że monodram ten, w reżyserii Andrzeja Sadowskiego, dowodzi Aldony Jankowskiej niebywałego talentu, byłoby banałem. On dowodzi czegoś więcej - że w aktorski los zawsze jest wpisana marszałkowska buława. Wie coś o tym Marian Dziędziel, co to jeszcze więcej lat czekał. I Jankowska już też wie, wie, że wszystko dobre, co się dobrze kończy. A będzie jeszcze lepiej!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji