Artykuły

Bez żartów

W dniu urodzin Jadwigi Romańskiej wszystko było jak Bóg przykazał, to znaczy - kiedy Grzegorz Mielczarek, Krzysztof Orzechowski i Anna Polony wiersze Słowackiego, Miłosza i Leśmiana dla jubilatki Romańskiej czytali - to czytali. Gdy Bylica na fortepianie grał, to na fortepianie, nie na liściu - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Jadwiga Romańska! Anna Polony! Halina Jarczyk! Trzy damy sztuki, a każda dama z wykrzyknikiem. Pierwsza - damą operowego śpiewu jest, niepowtarzalną.

Druga - niepowtarzalną damą teatru, fantastycznym chuchrem teatru, w ścisłym znaczeniu słowa "teatr", co oznacza, że ani u Garbaczewskiego, ani u Zadary, ani u żadnego innego nosiciela wełnianej czapy - nie wystąpi nigdy. No i niepowtarzalna skrzypaczka i aranżer. Tak właśnie - aranżer, nie aranżerka. Gdyśmy z Haliną tuż przed początkiem ostatniego Salonu Poezji w najdalszym kącie sobie stali, wraz z pianistą Jackiem Bylicą, Halina okrutnie się oburzała: - Co to za debilizm, krzyczała, co to za kretynizm ten feminizm, rzężący o jakieś nowoczesne w języku polskim "panie ministry", "panie marszałkinie", "panie rzeźniczki"! I co jeszcze - unosiła się malowniczo Halina - co jeszcze, może jeszcze: "tatusinie", "górniczki", lub "marynarki"!... Jacek Bylica nie reagował. Ja też nie. I mieliśmy rację.

Byliśmy spokojni, bo co jak co, lecz sytuacja, kiedy na Salonach Poezji baba naraz staje się chłopem, choćby tylko stylistycznie - to rzecz absolutnie niemożliwa. Tak więc w dniu urodzin Jadwigi Romańskiej (a przy okazji były to też urodziny Jarczyk) wszystko było jak Bóg przykazał, gdy oddzielał światło od ciemności.

To znaczy - kiedy Grzegorz Mielczarek, Krzysztof Orzechowski i Anna Polony wiersze Słowackiego, Miłosza i Leśmiana dla jubilatki Romańskiej czytali - to czytali. Gdy Bylica na fortepianie grał, to na fortepianie, nie na liściu. Identycznie z Jar-czyk i skrzypcami. Dalej - nikt nie sugerował, że gdyby Jarczyk grała na żyrandolu, a Polony mówiła nie ustami, a nogami, to byłoby ciekawiej. Z tego samego powodu - zwie się on normalnością - widzowie siedzieli na krzesłach. Gdy zaś ktoś poczuł potrzebę - w zgodzie z płcią osoby siedzącej obok mówił: "Przepraszam panią" lub "Przepraszam pana". Nigdy na odwrót. I trudno się dziwić - Salony Poezji, a jest ich na świecie kilkadziesiąt, to miejsca, gdzie ani z ludzi, ani ze świata nikt nigdy nie robi sobie jaj. Ta naczelna zasada Salonów - idealnie pasowała do urodzin Romańskiej. Bo Jadzia, gdy w operze śpiewała, to śpiewała, a nie smarkała. I dlatego dziś już nie chadza do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji