Artykuły

Natalia Babińska: Historia Halki po prostu mnie kręci

- Ja to widzę tak: wiejska dziewucha na własnych nogach idzie długie kilometry, żeby znaleźć swojego ukochanego, po czym sama dobija się do zamku, żeby wydrzeć go z sali balowej. Jaka to musi być determinacja i jaka to musi być siła? Stoi pod zamkiem i krzyczy: "Wpuszczajcie mnie! Tam jest ojciec mojego dziecka!". Gdy w końcu ją wpuszczą, a Janusz ją odrzuci, jest wściekła. Bo to, moim zdaniem, bardzo temperamentna góralka - mówi NATALIA BABIŃSKA, reżyserka "Halki" w Operze Nova w Bydgoszczy.

Jutro premiera opery Moniuszki, która otworzy jubileuszowy XX Bydgoski Festiwal Operowy. To będzie wyjątkowa "Halka", jakiej publiczność dotychczas nie znała. Niektórzy mogą być nią zachwyceni, inni być może wyjdą w trakcie spektaklu

Z Natalią Babińską [na zdjęciu]* rozmawia Joanna Lach:

Joanna Lach: "Halka" to trochę ramota, cepelia i muzeum. Nie lepiej było wziąć się za Pucciniego albo Mozarta?

Natalia Babińska: "Czarodziejski flet" Mozarta zrobiłam rok temu, a Puccini jest tak świetny muzycznie i dramatycznie, że reżyser pozostaje w cieniu i niewielkie ma pole do popisu. Poza tym prawie każdy reżyser po niego sięga. A "Halka" jest wyzwaniem.

Dużo pięknych tańców, staropolskiego przepychu, kontuszy. Gdzie tu wyzwanie?

- Problem w tym, że tak naprawdę nikt nie wie, czego od tej "Halki" chce. Ja wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, żeby dla współczesnego widza tę staropolszczyznę zrobić tak, żeby go nie zanudziła. W świecie kina, telewizji i efektów specjalnych trudno go zaciekawić i dawną sztukę zrobić tak, żeby była atrakcyjna także dziś. I to jest właśnie to wyzwanie. A po drugie - historia Halki mnie po prostu kręci.

Mnie jakoś nie bardzo. Dziewczyna uwikłana w społeczne konwenanse próbuje walczyć o zakazaną miłość i przegrywa, popełnia samobójstwo, skacząc z urwiska do górskiej rzeki. To historia, jakich w operze mnóstwo.

- Ja to widzę tak: wiejska dziewucha na własnych nogach idzie długie kilometry, żeby znaleźć swojego ukochanego, po czym sama dobija się do zamku, żeby wydrzeć go z sali balowej. Jaka to musi być determinacja i jaka to musi być siła? Wcześniej dla realizatorów Halka była często biedną, skrzywdzoną gołąbeczką przedstawianą w lirycznej konwencji. Niektórzy najchętniej zrobiliby z niej obłąkaną. A wystarczy przyjrzeć się jej sytuacji, żeby zobaczyć, że to jednak silna kobieta. Stoi pod zamkiem i krzyczy: "Wpuszczajcie mnie! Tam jest ojciec mojego dziecka!". Gdy w końcu ją wpuszczą, a Janusz ją odrzuci, jest wściekła. Bo to, moim zdaniem, bardzo temperamentna góralka. Ale może widzowie czekają właśnie na liryczną gołąbeczkę, a nie temperamentną góralkę? Tak "Halka" była przecież wystawiana przez lata.

- To tylko stereotyp, który cały czas pokutuje. Sama przekonałam się, jak bardzo utartej est takie myślenie, rozmawiając chociażby z pedagogami podczas mojej pierwszej realizacji "Halki" trzy lata temu w Warszawie. Już wówczas historia góralki mnie urzekła. Nie mogłam tego zrozumieć, bo dla mnie to partia wybitnie dramatyczna, która jest w stanie unieść cały utwór. Moim zdaniem takie ujęcie daje pole do popisu dla reżysera i solistów.

To dlaczego nikt wcześniej nie dostrzegł silnego charakteru Halki?

- Obok Chopina twórczość Moniuszki w Polsce jest wynoszona na piedestał świętości narodowej. Więc nie wolno tego tykać, najlepiej nic z tym nie robić, wystawiać to tak samo, jak przez lata. Każda zmiana to niemal zamach na tę świętość. Wielu twórców ma tego świadomość. Wolą nie brać się w ogóle za "Halkę". Boją się, że jeśli zrobią ją w tradycyjnym duchu, to wpadną w pułapkę cepelii i oczywiście narażą się tym na krytykę. Jeśli uwspółcześnia operę na siłę, zdecydują się na eksperymenty, to może czekać ich to samo.

Więc jakie jest wyjście? Jeśli nie rewolucja formalna, to co?

- Zawsze powtarzam, że jak reżyser chce wielkiego eksperymentu i rewolucji w teatrze, to najlepiej sam niech skomponuje operę albo napisze sztukę i zrobi z nią, co chce. A jak nie umie, to niech lepiej swojego ego nie eksponuje. Przewrócenie "Halki" do góry nogami, jak przeniesienie akcji do naszych czasów czy modyfikacje libretta, nie jest wyzwaniem. Wyzwaniem jest natomiast pokazanie prawdy, która nie zawsze jest

estetyczna. Jeśli mamy prostych, wiejskich ludzi, to wiadomo, że często chodzili brudni, lubili sobie wypić. Dlaczego nie ma tak być na scenie? Nie wybielamy świata "Halki". Nie robimy cepelii, to nie będzie ludowizna w wersji pocztówkowej. Raczej emocjonalny ekshibicjonizm. W pani spektaklu bohaterowie są w kontuszach, a Halka nosi warkocz jak typowa góralka.

Jednak trzyma się pani tradycji.

- Zaproponowałam rozwiązanie, które na nowo definiuje Halkę jako bohaterkę dramatyczną, jednocześnie nie robiąc rewolucji. Postawiłam też na realizm, bo ze sceny trzeba mówić prawdę. Uważam, że "Halka" przez lata nie straciła na aktualności i nie widzę potrzeby, żeby ją na siłę uwspółcześnić, aby dotrzeć do odbiorcy. Przecież dzieła Monteverdiego czy Mozarta są jeszcze starsze, a wystawia sieje z powodzeniem. Trzeba tylko mieć pomysł, jak pokazać sztukę. Na pewno trudno to zrobić, jeśli główna bohaterka jest "skrzywdzoną gołąbeczką". Dlatego moja Halka wie, czego chce, i nie odpuszcza. Ale przede wszystkim jest podobna do nas - współczesnych kobiet. Jej historia mogłaby się wydarzyć dziś, zawsze.

Ale dziś mezalians praktycznie jest niemożliwy, ludźmi nie rządzą już konwenanse sprzed blisko dwóch wieków. O jakiej więc aktualności mówimy?

- Halka mówi głosem każdej kobiety. I mówi o tym, co złego mężczyźni nam robią przez swoją głupotę albo bezmyślność. Sama dobrze o tym wie, bo została skrzywdzona przez Janusza. Każda z nas widzi jakiś wątek Halki w swoim życiu. Góralka Moniuszki z jednej strony jest kobietą, która bardzo kocha. Ale też jest kobietą zranioną i zdradzoną. Z drugiej strony jest wielbiona przez zakochanego w niej Jontka, którego nie chce, bo nie odwzajemnia jego uczuć. Wreszcie jest kobietą, która traci swoje dziecko. To sprawy bardzo bolesne i ważne, dlatego tym bardziej jej głos powinien dotrzeć do współczesnych kobiet.

Będzie bardziej słyszalny dzięki temu, że operę realizuje sfeminizowany zespół?

- To, że "Halkę" robią praktycznie same kobiety, to przypadek. Iwona Pasińska zajęła się choreografią, scenografię przygotowały Diana Marszałek i Julia Skrzynecka, kostiumy zaprojektowała Paulina Czernek-Banecka. Nie stało się tak dlatego, że jesteśmy walczącymi feministkami, które koniecznie chciały pokazać w bohaterce tej opery silną kobietę. To akurat jest konsekwencją libretta. Muszę jednak przyznać, że "Halka" ma w sobie coś, co przyciąga właśnie kobiety.

Może dlatego, że mężczyźni nie mogą jej zrozumieć.

- Myślę, że mogą mieć z tym problem. "Halka" to po prostu babska opera. Im dalej szłyśmy z realizacją, tym więcej pań dołączało do zespołu. Choreografka czy scenografia zapraszały do współpracy nie asystentów, tylko asystentki, jest inspicjentka, też ze swoją asystentką. Poza tym na początku było aż pięć solistek, które śpiewały tytułową partię.

Wszyscy od razu podłapali pani pomysł na "Halkę"?

- Pomysł chwycił praktycznie od razu.

Dyrektor Opery Nova Maciej Figas też go zaakceptował? Podobno trudno go przekonać do swojej wizji artystycznej za pierwszym razem.

- Sam ostatnio powiedział, że w tym przypadku to się udało. Prawdę mówiąc, nie wiem, co mu takiego powiedziałam, że przekonał się do tego pomysłu. Może argument, że "Halkę" powinna robić kobieta?

Podobno "Halka" skończy się happy endem?

- To trochę za dużo powiedziane, ale faktycznie - zakończenie nie będzie tak tragiczne, jak to jest w libretcie. Za dużo zdradzić nie mogę, ale powiem, z czego to wynika. Halka w ostatniej chwili zostaje zbawiona przez Boga. Wpada do kościoła z zamiarem zabicia Janusza, który właśnie żeni się z Zofią. Chce dokonać zemsty. Nagle Bóg zstępuje na nią ze swoją łaską. Ona opamiętuje się, przeprasza, prosi tylko o modlitwę i mówi, że umiera. Jak w tym momencie Bóg, który zesłał na nią łaskę, ma kazać jej pójść i popełnić samobójstwo? Przecież to jest sprzeczne z chrześcijańską moralnością. Nie wierzę, że Bóg najpierw by ją uzdrowił, a potem zepchnął w przepaść. Cały czas się zastanawiam, jakiego czarta posłuchał Moniuszko, że zdecydował się na takie zakończenie.

A co z kultowym mazurem z "Halki"? Słyszałam, że zatańczą go sami mężczyźni. Dla niektórych melomanów to może być szok.

- Bez przesady. Może brzmi to trochę kontrowersyjnie, ale nie decyduję się na nowe pomysły tylko po to, żeby zaszokować widzów. Wszystko musi mieć swoje uzasadnienie. Tak będzie też z mazurem. Na dworze nie ma żadnej kobiety poza szlachcianką Zofią, konkurentką Halki. Poza nią - sami mężczyźni, którzy walczą ojej względy, bo to najlepsza partia w okolicy. Stroszą piórka jak walczące koguty. I choć zdecydowała się już na Janusza, to popisują się przed nią, tańcząc mazura, jest w tym namiętność, ale też męska rywalizacja. Chciałam to podkreślić.

Coś nas jeszcze zaskoczy?

- Dokonałyśmy pewnej zamiany - muzycznie w sobotę usłyszymy "Halkę" czteroaktową, ale skorzystałyśmy z tekstu przed cenzurą, której dokonano przed premierą warszawską w 1858 r. Jest mocniejszy, bardziej wyrazisty - ten z premiery miałki, płaski, wygładzony. A my chcemy przecież pokazać na scenie prawdziwy dramat.

A co, jak się nie spodoba?

- Krytyki się nie obawiam. Chcę, żeby moja "Halka" działała na emocje. Skoro ja płaczę, niech też płaczą widzowie i niech nie mogą oderwać od tej sztuki oczu. A jeżeli będą błądzić wzrokiem po suficie, zerkać na zegarek, to będzie to moja porażka. To będzie kara, a emocje nagrodą.

***

* Natalia Babińska - reżyser teatralny i operowy, kompozytor, teoretyk muzyki. W Bydgoszczy rok temu mogliśmy oglądać na malej scenie opery jej "Czarodziejski flet" Mozarta, który przygotowała ze studentami z Poznania. Na koncie ma ponad 20 różnych realizacji teatralnych, m.in. "Komórkowe love" Jakuba Boryczki (Teatr Kochanowskiego w Radomiu) czy "La serva padrona" Pergolesiego (Teatr Wielki w Poznaniu). Teatrem pasjonowała się od zawsze - pierwsze spektakle realizowała już w liceum. Chciała być bliżej artystów, więc wybrała szkołę muzyczną, gdzie grała na skrzypcach. Później studiowała kompozycję, dyrygenturę i teorię muzyki na warszawskiej Akademii Muzycznej, ukończyła także Wydział Reżyserii Dramatu w Akademii Teatralnej w Warszawie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji