Artykuły

Maestro, nie przejmuj się podpowiedziami!

W wydanym właśnie trzecim tomie dzienników Józefa Barana znalazłem zdanko: "Tak się złożyło, że to jednakja skończyłem 65 lat, a nie 65 lat skończyło mnie...". Poruszyła mnie ta Józkowa chełpliwość nieprzypadkowo - właśnie mijały urodziny Jadwigi Romańskiej - i to o całe 20 lat poważniejsze. A 85. urodziny to już jakiś wynik; zwłaszcza po życiu tak aktywnym i twórczym, pełnym artystycznych spełnień, ale i osobistych cierpień - pisze Wcław Krupiński w Dzienniku Polskim.

"Tak to potoczyło się moje życie - życie wspaniale, okrutne i bezlitosne... Między piekłem a niebem" - to wyznanie otwiera książkę "Moje woperowstąpienie", wywiad-rzekę, będący efektem naszych rozmów, jakie z woli Maestry miałem możliwość, czyż muszę dodawać, że i zaszczyt, z nią prowadzić.

Jest i inne zwierzenie: "...na pewno mogę powiedzieć, że jestem człowiekiem spełnionym. I artystą spełnionym. (...) Tak, życiu w sztuce zawdzięczam jakże wiele. Nigdy nie byłam fałszywie skromna, zatem i teraz powiem: tak, wiem, ile osiągnęłam, jak wysoko udało mi sig wejść. Wiem, co zrobiłam przez te wszystkie lata pracy artystycznej; znam smak znakomitych pochwalnych recenzji, zbieranych w wielu krajach. I brzmienie zachwytu zwykłych, kochających muzykę, ludzi. Mówiących o ciarkach idących po plecach. O mrówkach. Nieraz sobie myślałam, że ten element można by dołączyć do definicji talentu... Że on objawia się na plecach słuchacza". Tyle wielka śpiewaczka. Ja dodałbym, że objawia się i w gardle. Ilekroć słucham Romańskiej w arii z II aktu "Madame Butterfly" - "Un bel di vedremo", tylekroć mam ściśnięte gardło. Czy to normalne, by wciąż się wzruszać przy tej samej arii, w tym samym jej fragmencie? Tak, gdy śpiewa Romańska, tak. Proszę sprawdzić.

Nie darmo pisano o Romańskiej "Gilda stulecia", nie darmo obwołano śpiewaczkę najlepszą Butterfly, która to rola stała się tematem pracy habilitacyjnej artystki. To na Romańską się chodziło do Opery Krakowskiej, której przez 31 lat, do 1985 roku, była primadonną. Zaśpiewała 37 wielkich partii operowych: Gildy z "Rigoletta", Butterfly, Violetty z "Traviaty", Małgorzaty z "Fausta", Mimi z "Cyganerii"... To tymi rolami, jak i kilkudziesięcioma pozycjami oratoryjno-kantatowymi i ok. 500 pieśniami (w tym ulubionego Szymanowskiego) zyskała miano jednej z najwybitniejszych śpiewaczek okresu powojennego. "Słowik Krakowa" - pisał o Romańskiej Jerzy Waldorff.

Do Krakowa wracała zawsze i zewsząd, mimo nęcących propozycji z Niemiec, z innych miast. Podkreślał to podczas wieczoru jubileuszowego w Operze prezydent, prof. Jacek Majchrowski, wręczając artystce klucz do bram miasta. Tak, Kraków dla Jadwigi Romańskiej zawsze był ważny, zawsze mówiła o nim najpiękniej, najczulej, czego i nasza książka dowodem. Z radością patrzyłem, gdy prof. Romańska odbierała tego wieczoru Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Chciałoby się powiedzieć - wreszcie.

Maestra, choć zeszła w glorii ze sceny przed 22 laty ("Nikt nigdy nie usłyszy Romańskiej w złej formie!"), wciąż oddaje się życiu w sztuce. Jako juror, pedagog. Jej młoda, utalentowana uczennica Ola Szmyd zaśpiewała pani profesor pośród takich gwiazd jak Tomasz Kuk. Czy kiedyś do nich dołączy?

Jadziu, żyj w zdrowiu z niezmiennie tą samą radością, jaka wciąż Cię wypełnia. Żyj, ile się da. Słusznie śpiewa Andrzej Sikorowski, "że w tym życiu to nam jakoś życia ciągle mało". Gdy podczas ostatniego, Tobie dedykowanego, Krakowskiego Salonu Poezji, odśpiewano Ci "sto lat", rozbrajająco rzuciłaś: "Dlaczego tak mało?". Maestro, z Twoją osobowością i pozycją, zawsze decydowałaś o sobie. Zatem w kwestii lat też nie przejmuj się podpowiedziami!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji