Artykuły

Tajemnice poezji i paradoksy życia

W tymże Teatrze Współczesnym odbyła się premiera "Nocy Walpurgii" Wieniedikta Jerofiejewa, pisarza najbardziej w Polsce znanego jako autora powieści "Moskwa - Pietuszki''. Jerofiejew próbuje być Racinem naszych czasów. A jaki byłby Racine, gdyby blisko nas żył, pijał "Łzy komsomołki"i inne koktajle o zdumiewającej recepturze? Racine byłby jak Jerofiejew. Byłby groteskowy, śmieszny, absurdalny, nostalgiczny i tragiczny równocześnie. Byłby taki sam jak nasz świat, nasze życie, nasz spity denaturatem los.

Świat przedstawiony przez Jerofiejewa w tej sztuce to pojemny łagier-szpital psychiatryczny zaludniony przez rozmaitych pacjentów, chorych na przerosty wyobraźni, marzeń, pragnienia swobody, religijności... Ich nadzorcy, stanowiący personel szpitala to w gruncie rzeczy tacy sami ludzie, tylko że już bez złudzeń, za to uprzywilejowani, więc korzystający z ułatwień w realizacji wspólnego pragnienia całej społeczności: ucieczki w alkoholowe zamroczenie.

Tytułowa "Noc Walpurgii" to szalona noc w przeddzień 1 Maja, kiedy to więźniom-pacjentom udało się dorwać do skażonego alkoholu i zapić na śmierć. Jest to pomysł niebywały. Jest to pomysł-wrota pojem­nej i funkcjonalnej metafory, jest to pomysł-soczewka powiększająca groteskowe absurdy radzieckiej rzeczywistości, wreszcie jest to pomysł na współczesne urzeczywistnienie klasycznej tragedii, urzeczywistnienie jej w czasach, w których nie do użytku literackie­go są pojęcia ,,honor", "powinność", "cnota" "prawda" itd.

Chciałbym, żeby jak najwięcej osób poznało ten niezwykły utwór. Równocześnie oba­wiam się, że wielu z tych, którzy poznają go na podstawie wrocławskiej inscenizacji przeżyje rozczarowanie. Jest to przedstawienie o gruntownie pomylonych rytmach. Jest to przedstawienie, w którym wiele dokładnie dopracowanych szczegółów pozostaje osobno, nie sumując się w całość. Jest to przedsta­wienie, w którym sporo dobrego można po­wiedzieć o niektórych wykonawcach - pro­pozycja Andrzeja Bielskiego to kreacja, im­ponuje dyscypliną i samozaparciem Kazi­mierz Krzaczkowski, porusza w monologu Medard Plewacki, przekonuje Zdzisław Kuź­niar - ale dużo z ich wysiłku idzie na marne. Reżyser nie czuje należycie teatral­nej przestrzeni - to wiele psuje, sprawia np. iż nasza uwaga skupia się nie na tym na czym powinna.

Cieszy, że kolejny reżyser filmowy próbuje się sprawdzać w teatrze. Ale nie po raz pierwszy przekonujemy się przy tej okazji iż - przy tylu pozornych podobieństwach - teatr to całkowicie odrębna dyscyplina sztuki, w której niewiele pomocne są doświadczenia z planu filmowego, czasem są wręcz szkodliwe. Nie chciałbym wszakże, aby Pi­wowarski po tej próbie poczuł się zniechę­cony. Podoba mi się jego dbałość o wido­wiskowość. Umie on też inspirować aktorów.

I jeszcze jedno. Należy w najbliższym czasie oczekiwać w Polsce prawdziwego wy­sypu scenicznego rozmaitych mniej lub bar­dziej "dysydenckich sztuk", zwłaszcza ra­dzieckich i czeskich. Przy ich realizacji nie­zbędna jest korekta uwzględniająca raptow­ną zmianę wrażliwości naszego słuchu. Nie­które słowa, aluzje, skojarzenia nieomal z dnia na dzień osłabły. Coś, co wczoraj mogło nas głęboko poruszyć, dzisiaj może nam wy­dać się banalne, wczorajszy patos dzisiaj może być odczuty jako trywialność. Wyma­ga to zaktualizowanego czytania takich utworów i szukania nowego sposobu rymo­wania ich z rzeczywistością. To samo przed­stawienie "Nocy Walpurgii", które mnie pra­wie nie poruszyło w lutym 1990, mogłoby jeszcze poprzedniej zimy wywrzeć na mnie niezatarte wrażenie. Nie sądzę wszakże, abym miał z tego powodu szukać winy w sobie albo w zmianach, jakie niesie życie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji