Bogusława Schaeffera - Zorza
POZNAŃSKI Teatr Nowy, jedna z czołowych polskich scen dzięki sukcesom reżyserskim Janusza Wiśniewskiego i Janusza Nyczaka zdobywa krajowe i międzynarodowe laury, imponuje rozlicznością zagranicznych wojaży. Od dłuższego już czasu publiczność traktuje dyrektora teatru - Izabellę Cywińską, jako znakomitego menażera, zapominając o możliwościach twórczych autorki głośnych onegdaj realizacji, jak chociażby "Oskarżony - Czerwiec Pięćdziesiąt sześć". Straciła również swą wymowę dawna koncepcja tej sceny - teatru politycznego, z pasja podejmującego dyskusję o realiach życia polskiego społeczeństwa. Od kilku już lat repertuar teatru jest eklektyczny, choć w zbiorze najczęściej przypadkowych przedstawień znajdują się również dzieła wybitne. Składa się na tę sytuację wiele spraw...
Sygnałem powrotu do dawnej nadrzędnej idei Teatru Nowego jest ostatnio zrealizowana na tej scenie tragikomedia Bogusława Schaeffera - "Zorza". Ów - jak mówi sam autor - dramat bez akcji, skonstruowany według praw snu, (przerastający nasze doświadczenie, rysujący "dziwny, nowy świat" jest przypowieścią o czasie teraźniejszym, przyszłym i przeszłym. Stanowi uogólnioną wizję świata samego autora.
W scenerii zbudowanej z ciągnącego się po obu stronach sceny płotu, wśród śmietników, zwojów drutu, obok przeciekającego kranu, kanału i taczki poznajemy osoby dramatu: czterech niby-inteligentów, niby-pracujących na niby-budowie, prowadzących niby-rozmowy, artykułujące niby-myśli; czworo Aktorów wkraczających w świat "pracy" ze swoją wewnętrzną, ale estetyczną pustką, zagubieniem i wątpliwościami; starego władcę, otoczonego przez ciżbę figurantów, nowego, demagogicznego przywódcę duchowego - Tramwajarza, cynicznego Fanatyka i inne jeszcze postacie, pogrążone w intelektualnej i emocjonalnej degrengoladzie. Na nic nie zdaje się wzajemne oskarżanie, szukanie winnych, wreszcie nowa idea. Kiedy Tramwajarz zdobywa władzę - wszystko zaczyna się od początku. Także Ona - symbol dobra staje się bezbronna.
To odczytanie wątków - z wielości zdarzeń, zjawisk i faktów, z konieczności jest zawężone. Schaeffer mówi o pseudocywilizacji, w której zanika zdolność do porozumienia między ludźmi, nieporadnie posługującymi się słowem, starającymi się ożywić nonsensownymi cytatami i frazesami niezdarny bełkot. Pokazuje tuzinkowe postacie, trywialne i ogłupione, godzące się na ubezwłasnowolnienie, przemoc, wulgarność i autorytaryzm. Szuka zła, które stuło się przyczyną duchowej sytuacji społeczności zastraszonej, poddającej się manipulacji, reagującej na sytuację czczą gadaniną, kretyńskimi dowcipami i absurdalnymi polemikami. Bagno przeciętności wypełniające egzystencję poniżej poziomu człowieczeństwa, brak sensu życia, okazuje się wewnętrznie samodestrukcyjny. Traci znaczenie nadzieja. Wystarczy pokornie i hołdowniczo poddać się. Wystarczy egzystencja implikująca niezaangażowanie.
W spektaklu często pojawia się Heideggerowskie "Dasein" - pytanie o sens bytu. Pojawia się, by podkreślić inflację filozoficzną naszej teraźniejszości, naszej pseudocywilizacji, w której takie pojęcia jak: Prawda, Piękno, Sztuka, Spokój, Przygoda, będące w koncepcji cytowanego w przedstawieniu Whitehaeda cechami ucywlizowanego społeczeństwa, nie mogą się przejawić. Nie wdać momentu, w którym ludzie powrócą do zadawania sobie pytania - czym jest człowiek? czym jest istnienie? W zamian pojawia się apatia, znieczulica, brak odwagi i chęci do autokreacji, destrukcja wszelkich wartości. Ośrodkiem, w którym zdarzenia sceniczne wkraczają w istnienie jest wyobraźnia. To ona jest niezbędna, by powstrzymać człowieka przed oddaniem się zwodniczemu ukojeniu afirmacji, to ona utrzymuje gotowość do walki przeciwko fałszowi. "Jestem wolny tylko po oto, by stać się tym, kim jestem, a to kim jestem jest mi dane, jako coś, co mam rozwinąć".
Amorficzna struktura dramatu da się uporządkować w pewien układ, ukazujący konfigurację realności. Pozornie bezcelowe gromadzenie zdarzeń jest metodą, dzięki której uzyskujemy rozległy widok na krajobraz i poznajemy nasze w nim położenie, a tragikomiczna metafora, zawierająca uniwersalność spostrzeżeń Schaeffera na temat ludzkości jest w swej najgłębszej warstwie - jak sam autor zaznaczył czytelna tylko dla tych, którzy są jemu samemu myślowo bliscy,
SWOJĄ realizacją Izabella Cywińska nie zawęziła sugestywnej wymowy dramatu, zbudowała teatralnie spójny i efektowny spektakl, niezwykle precyzyjny aktorsko. Modyfikując i skracając scenariusz oparła się pokusie taniej aktualizacji i dosadności. Jednych spektakl zaciekawia, innych bawi, jeszcze innymi wstrząsa. Wszyscy aktorzy grają swe role świetnie. Z przyjemnością i ciekawością - która jest atrybutem prawdziwego teatru i ze strony aktorów, i ze strony widzów. Wykonawcy ról nie uciekli się do łatwej i nadmiernej charakterystyczności, bardzo skutecznie używając środków teatralnego stylu od powagi, przez groteskę, do kabaretu. Poszukiwania aktorskie wydały dźwięk tak szlachetny, dlatego że zderzyły się z dziełem z cennego, intelektualnego kruszczu. Wszystko zostało obmyślane precyzyjnie, przygotowane starannie i sprawnie. Znakomite role w tym przedstawieniu zagrali: Janusz Michałowski (Fanatyk), Michał Grudziński (Badedaj), Jerzy Stasiuk (Adam), Tadeusz Drzewiecki (Cedziak), Wiesław Komasa (Tramwajarz), Wanda Ostrowska (Młoda dziewczyna). Hanna Kulina (Ona) stworzyła postać zbyt baśniową, ale jako symbol dobra, piękna i wrażliwości wiarygodną. Nieco zbyt blado i statycznie zaprezentowali się Aktorzy (Kazimiera Nogajówna, Grażyna Wolszczak, Marian Pogasz i Zbigniew Grochal), dość wyraźnie odstawał, czując się nieporadnie w roli Dedala Maciej Kozłowski.
Wiadomo, że tylko teatr w gorącym związku z publicznością, budzący silne reakcje - ma rację bytu. Poznańskie przedstawienie krzepi nadzieję, że scena ta utrzyma stałe zainteresowanie publiczności szukającej w nim nie tylko przeżyć estetycznych.