Artykuły

Sprawdza instalacje gazowe, po pracy gra w teatrze

Sprawdza szczelność instalacji gazowych, przychodzi do krakowian z miernikiem. I gra w teatrze! Parę dni temu zdobył pierwszą nagrodę na Festiwalu Debiutantów "Pierwszy Kontakt", który odbył się w Teatrze Horzycy w Toruniu. Poznajcie MARIUSZA CICHOŃSKIEGO - aktora amatora, którym zachwyca się Jan Peszek.

Jury doceniło jego "wiarygodność, profesjonalizm aktorski, głęboką świadomość sceniczną i obronę granego przez siebie bohatera" (chodzi o postać XX w "Emigrantach", sztuce przygotowanej przez Łaźnię Nową).

Renata Radłowska: Pan ma głęboką świadomość sceniczną?

Mariusz Cichoński: Nie wiem. Ja się dopiero uczę teatru, więc naprawdę nie mam pojęcia. Ale skoro jury konkursu tak stwierdziło, to znaczy, że wie, co mówi.

Zmieni pan teraz pracę?

- W żadnym wypadku! Kocham swoją pracę.

A co pan właściwie robi?

- Sprawdzam szczelność instalacji gazowej, także na głównym zaworze.

To ciężka praca?

- Nie. Umawiam się z moimi klientami, czyli prościej mówiąc - z odbiorcami gazu, na konkretną godzinę i wtedy do nich przychodzę. Ale nie jestem inkasentem! Jestem po prostu "obchodowym na rejonie" (na Krowodrzy). Przychodzę do ludzi z takim urządzeniem, które sprawdza, czy gaz się nie ulatnia. Urządzenie buczy, kiedy instalacja jest nieszczelna. Jak chce mnie pani zapytać, czy rozdaję już autografy, to odpowiem: nie. Oczywiście zdarzają się ludzie, którzy mnie z telewizji kojarzą, bo ja, proszę pani, występowałem już parę razy w produkcjach telewizyjnych. Na przykład w "Detektywach" i "W11".

Kogo pan grał?

- W jednym z odcinków zagrałem ucznia, który zakochał się w swojej nauczycielce.

Ile pan ma lat?

- Mam 44 lata.

Musi pan być dobrym aktorem.

- Po prostu młodo wyglądam. Taka jest moja uroda.

Z telewizji znalazł się pan w teatrze, jak?

- Miłość do wysokiej sztuki zawdzięczam moim rodzicom, którzy w moją edukację kulturalną zawsze inwestowali. Chodziłem na koncerty, do teatru, występowałem nawet w chórze. Odkąd pamiętam teatr zawsze był moją wielką pasją. Jedni kochają jeździć na rowerze, drudzy zbierają znaczki, a inni mają fioła na punkcie teatru. To ja, na przykład. Byłem też opiekunem na koloniach i tam organizowałem zajęcia kulturalne.

Był pan kaowcem.

- Tak to można określić. I któregoś dnia pomyślałem, że warto byłoby sprawdzić się na scenie. Poszedłem na casting i tak zaczęła się moja przygoda z filmem. Potem agencja castingowa, pod której opieką jestem, zadzwoniła do mnie, żebym przyszedł na przesłuchanie do sztuki teatralnej. Chodziło o "Emigrantów" Sławomira Mrożka. Przyznam się, że o Mrożku wcześniej za dużo nie wiedziałem, ale przygotowałem się dobrze. Reżyser tej sztuki uznał, że pasuję idealnie do roli XX. I tak się zaczęło. Z pracy w zakładzie gazowniczym biegłem do teatru i ćwiczyłem moją rolę z reżyserem, z innymi aktorami (zawodowymi). Potem była premiera i muszę pani powiedzieć, że w życiu tak się nie bałem - ręce mi latały, łydki drżały.

Kim jest pana XX i co w tej postaci, w pana interpretacji, zachwyciło jurorów?

- To jeden z głównych bohaterów "Emigrantów". Nazywam go chłopo-robotnikiem, bo to człowiek uczciwy i prosty, który w życiu tylko ciuła pieniądze. Myślę, że dałem tej postaci to, co miałem najlepszego - spontaniczność. Chciałem, żeby widzowie polubili mojego bohatera, żeby mu współczuli. Rozpracowałem tę rolę intuicyjnie. Bardzo pomagał mi Krzysztof Zarzecki, aktor Starego Teatru.

Ma pan jakiś aktorski autorytet?

- O tak! To Marian Dziedziel. Jak on zagrał w "Weselu" Wojtka Smarzowskiego! Mistrzostwo świata. W najnowszym spektaklu teatru Łaźnia Nowa, "Klub Miłośników Filmu Misja", pracuję razem z Janem Peszkiem i on dla mnie też jest wielkim autorytetem.

Robert De Niro?

- Cóż, najlepsze role ma już chyba za sobą. Zresztą ja nie bardzo poważam Hollywood.

A to dlaczego?

- A dlatego, że blichtr mnie nie interesuje. Tam są duże pieniądze, które psują sztukę. Wolę teatr kameralny, intymny. Niedawno poznałem aktora Radosława Krzyżowskiego (gra też w "Na dobre i na złe"), on jest dowodem na to, że środowisko aktorskie nie jest takie zblazowane, zamknięte. To zwyczajni, otwarci ludzie. Ja chciałbym taki być. To znaczy mieć umiejętności.

Co mam zrobić, kiedy czuję, że ulatnia się gaz?

- Otworzyć okno i wietrzyć, a potem zadzwonić na numer alarmowy 992. Przyjedziemy.

A jak będzie pan akurat na scenie?

- To przyjadą moi koledzy. Przecież nie cały zakład gazowniczy gra w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji