Requiem dla wsi
Kultura chłopska dobiegła kresu, ale jej żywotność w sztuce jest niewyczerpana - mówi Wiesław Myśliwski
Mariusz Cieślik: Za co Pan tak nie lubi telewizji, że aż uczynił ją Pan bohaterem negatywnym "Requiem dla Gospodyni"?
Wiesław Myśliwski: Szkopuł w tym, że ja aprobuję telewizję, a nawet czasem ją oglądam. Nikt przy zdrowych zmysłach nie może zakwestionować korzyści wynikających z jej istnienia. Mam jednak świadomość, jakich to medium dokonuje spustoszeń, jak unifikuje i redukuje naszą wyobraźnię.
Mówił Pan kiedyś, że chłopi odnajdywali swoją wolność w języku, cywilizacja im ją chyba odebrała. Kiedy, Pana zdaniem, nastąpił koniec kultury chłopskiej?
- Paradoks polega na tym, że to, co było dla wsi dobrodziejstwem - upowszechnianie oświaty, awans cywilizacyjny - jednocześnie niszczyło kulturę chłopską. Destrukcyjny wpływ miała też okupacja, do partyzantki szła przecież cała młoda wieś.
To widać w "Do piachu" Tadeusza Różewicza.
- Zgadza się. Później nastąpiły powojenne migracje, które wyrywały ludzi z miejsc, gdzie były ich korzenie. I kolektywizacja, która zachwiała podstawowym dla kultury chłopskiej poczuciem przywiązania do ziemi. Przy tym wszystkim młode pokolenie nie widziało dla siebie możliwości awansu na wsi, to miasto było jego symbolem.
Koniec kultury chłopskiej ma dla Pana rys tragiczny?
- Każda przemiana świata ma w sobie rys tragiczności. Rzecz nie w tym, że kiedyś było lepiej, a teraz jest gorzej. Jesteśmy bierni wobec przemian świata, które sami powodujemy. Na początku przecież postęp nas cieszy, a refleksja o zyskach i stratach przychodzi później. Często za późno.
W "Requiem" jak w "Weselu" - rzecz dzieje się w ciągu jednej nocy w wiejskiej chacie, gdzie spotykają się reprezentanci różnych grup społecznych oraz widma. Premiera odbyła się zresztą w sto lat od napisania "Wesela".
- Wyspiańskiemu chodziło o kwestie narodowe, których ja nie rozważam. Nie mogę się jednak zgodzić z zarzutem, który mi pan postawił w recenzji sztuki w "Gazecie o Książkach", pisząc, że przypadkowi goście, którzy trafiają na czuwanie, to postaci banalne. Przecież te postaci nie mogą być inne, one przynoszą ze sobą pustkę i pospolitość naszego dzisiejszego stanu. Mówiąc takim językiem, jakim mówią, dokonują bezwiednej deprecjacji nie tylko obyczajów, ale i samych siebie.
Rozmawiamy o końcu kultury chłopskiej, której mit wykreował Pan w swoich powieściach. Czy z dzisiejszej perspektywy nie odczuwa Pan fałszywości tego mitu?
- Czy ja rzeczywiście wykreowałem ten mit? Jeśli tak to widać kultura, z której wyrasta moje pisanie, miała w sobie taką potencję duchową. To, że kultura chłopska dobiegła kresu, niczego nie unieważnia. Jej żywotność w sztuce jest w gruncie rzeczy nieskończona. Z kulturami tak zresztą bywa, że objawiają w pełni swoje możliwości kreatywne, kiedy już odchodzą.