Artykuły

Stypa po weselu

Wygląda na to, że kierownictwo narodowej sceny zdecydowało o wystawieniu najnowszej sztuki Wiesława Myśliwskiego głównie po to, by pokazać, że w Polsce nie ma dobrych dramatów, a te, które są, nie nadają się do grania.

Trudno nie dostrzec, że "Requiem dla Gospodyni" to najsłabsza sztuka w dorobku wybitnego pisarza, autora "Widnokręgu" i "Drzewa". Myśliwski podjął się wielkiego wyzwania, któremu na imię nowe "Wesele". Pomysł miał cie­kawy: pokazać bronowicką chatę w sto lat po Wyspiańskim. Umarła właśnie Gospodyni, ale nikt nie przychodzi na czuwanie, bo Gospodarz nie postawił wódki. Do izby zaglądają tylko turyści i przypadkowi przechodnie, których spro­sił chory psychicznie Boleś, ale i oni za­interesowani są bardziej wyżerką niż mo­dlitwą. Po chacie snuje się duch Gospo­dyni, która nie potrafi opuścić rodzinne­go domu. Nad trumną śpiewa trzech wy­najętych muzyków z miasta, którzy z bra­ku wódki łykają amfetaminę. W kącie gra telewizor, jak w milionach polskich domów, bez względu na żałobę.

Ten pomysł mógłby stać się punktem wyjścia do ostrej analizy współczesnej Polski, w której tradycja ściera się z no­woczesnością. Tak jednak się nie stało. Zamiast analizy mamy stereotypy. Po­działy są tu wyłącznie czarno-białe: Go­spodarz, obrońca tradycji, jest wzniosły i szlachetny, miastowi to banda głupków i chamów, którzy nie potrafią uszanować czyjejś śmierci. Winę za upadek tradycji i obyczajów ponosi - zdaniem autora - te­lewizja, która psuje jednych i drugich. Bo­haterowie sztuki dzielą się zatem na złych, którzy telewizję oglądają (Turyści, Mu­zycy z miasta), i dobrych, którzy na ekran ani spojrzą (Gospodarz. Gospodyni, Emeryt-bibliofil). Jak widać, autor znalazł uni­wersalne kryterium moralności Polaków - stosunek do małego ekranu. Nie dziwi­łoby ono w przedstawieniu amatorskiego teatru wiejskiego, ale w sztuce jednego z najwybitniejszych pisarzy polskich po­raża banalnością.

Kazimierz Dejmek w spotkaniu ze sztuką Myśliwskiego nie miał szans. Chociaż usunął z niej wiele komunałów, na przy­kład postać Businessmana, jakby wyjęte­go z kabaretowych dowcipów z pier­wszych lat kapitalizmu w Polsce, to po­zostało w niej wystarczająco wiele złej dramaturgii, aby doprowadzić do klęski. Aktorzy nie zdołali ożywić papierowych postaci - ani Janusz Zakrzeński, Gospo­darz, ani Dorota Landowska, Gospodyni. Łukasz Lewandowski został nieszczęśli­wie obsadzony w roli obłąkanego Bolesia, której ten uzdolniony młody aktor nie jest w stanie udźwignąć. To powłóczy no­gami, to znów błyskawicznie przebiega scenę, raz bełkocze, raz przemawia na­tchnionym głosem, innym razem dmie w fujarkę, jednym słowem gra aktora Te­atru Narodowego grającego wariata. W związku z tym jego finałowa śmierć, która ma być wstrząsem, budzi tylko ulgę.

Nie pomógł Myśliwskiemu także autor scenografii Jan Polewka. Ten wybitny kra­kowski scenograf wyobraża sobie polską wieś w postaci XIX-wiecznego skanse­nu, w którym gotuje się na glinianym pie­cu, je się przy nieheblowanym stole, sie­dząc na omszałych ze starości zydlach. Jedynym śladem współczesności jest nie­szczęsny telewizor, wyglądający tu jak przybysz z kosmosu. Czy Polewka chce w ten sposób zasugerować, że Myśliwski walczy o powrót chłopów do muzeum?

Jedynym pozytywnym akcentem wie­czoru jest świetna rola Weronki w wy­konaniu Ewy Konstancji Bułhak. Buł­hak gra dziewczynę z prowincji, córkę Gospodarza, która wyje z tęsknoty za innym światem, choćby to miał być świat pobliskiego prowincjonalnego miasteczka. Zrobiłaby wszystko, by uciec od wódki, nudy i chamowatego narzeczonego (Paweł Tołwiński). Two­rzy postać za pomocą prostych, ale szla­chetnych środków: głosu o ton za wy­sokiego, gestów za szerokich, ciężkie­go chodu kogoś, kto nawykł do fizycz­nej pracy. To jedyna w tej galerii postać z krwi i kości.

To, że sztuka jest słaba, można jeszcze przeboleć. Najgorsze jest to, że Myśliw­ski w swojej krytyce miasta i jego rzeko­mych ideałów trafia kulą w płot. W cza­sie, kiedy w wielu regionach Polski powstają ośrodki prawdziwej, niezafałszo­wanej przez Cepelię kultury tradycyjnej, kiedy młodzi ludzie z miast, wnuki po­kolenia Myśliwskiego, zakładają regio­nalne fundacje i stowarzyszenia, pisarz odsądza ich od czci i wiary. Sprowadza­jąc całe pokolenie do paru głupków, po­kazuje, że młodych ludzi w Polsce inte­resuje wyłącznie wóda, amfa, telewizor i seks. Na szczęście niewielu z tych ludzi ma czas, żeby poświęcić go na przedsta­wienia Teatru Narodowego, i w tym ca­ła nadzieja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji