Artykuły

Warszawa Białoszewska

Wkraczamy w przestrzeń powojenną, gdzie zaczyna się epoka poety osobnego, zaciemniającego okna, wycofanego w strzępy dawnych przestrzeni. Białoszewski wsłuchuje się w głosy miasta odradzającego się - wsłuchuje się w siebie. Jest jakaś dziwna korelacja między stanem Mirona w tym czasie "wielkich głodów", czarnej jak smoła herbaty, wypalanych papierosów, skulonego w łóżku, a przestrzenią szarej, biednej rzeczywistości okaleczonego miasta, odbudowującego się w nowej estetyce - o wystawie przygotowywanej w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza na 30. rocznicę śmierci Mirona Białoszewskiego opowiada jej współautorka MAŁGORZATA WICHOWSKA.

Choć Miron Białoszewski postrzegany jest jako kronikarz Warszawy, intencją ekspozycji "Warszawa Białoszewska (Te leżenia, latania, i transe...)" nie jest realistyczna prezentacja miasta. Karkołomnym pomysłem byłaby także próba pomieszczenia wszystkich przestrzeni, zapisów i objawień warszawsko-Białoszewskich: No bo tak wszystko zapisywać, wszystkie wędrówki, tyle jest tych Warszaw, tych chodzeń, że to może grozić monotonią... - usprawiedliwia nas sam poeta (z "Dziennika wspomnień" Jadwigi Stańczakowej). Nie chodzi nam też o bezpośrednie, anegdotyczne reminiscencje z przeszłości oraz zapisy, "szumy, zlepy..." i "donosy" współczesnej poecie rzeczywistości, choć stanowią one materię opowieści na wystawie.

Chodzi o coś bardziej duchowego i istotnego i w tym sensie "Warszawa Białoszewska" jest autobiografią, wspomnieniem i kreacją miasta, wspomnieniem i poznaniem samego siebie (formuły te zaczerpnęłam z tekstu Tomasza Manna "Lubeka jako duchowa forma życia"). Główny ton wystawie nadawać więc będą współbrzmienia i wzajemne odbicia w relacji poeta - miasto. Miasto z jego ulicami, rewelacjami dnia i objawieniami nocy, z historiami i historią, wreszcie z ludźmi, bohaterami i uczestnikami, przedstawicielami życia artystycznego, przyjaciółmi, członkami rodziny, postaciami z ulicy, autobusu, baru. Dominującym i powtarzającym się motywem w narracji scenograficznej ekspozycji jest kamienica. Leszno 99 i ulice Woli z pejzażem codziennym, z odgłosami podwórza, procesjami Bożego Ciała. Chłodna 40, przy której poeta mieszkał w czasie okupacji, i bramy getta widziane codziennie. To początek opowieści o poecie i mieście w przestrzeni "Ballady o kamienicy".

A wśród tych pięter

Coś się rozściela...

Ruiny... ruiny...

Żelastwa... łachmany tkanek...

Kształty poobrywane, ścięte

Zmartwychwstają...

Układają się w cegły,

Wpijają w siebie rdzenie balkonów.

Rosną, potężnieją...

Wywlekają z grobów ludzi,

Ludzi bardzo dziwnych.

Którzy żyją czymś...

Ten poetycki urywek jest z wielu powodów niezwykły. Fragment "Przerwanego poematu" z okupacyjnego, znanego tylko garstce "wtajemniczonych", tomiku "Zryw 1. Ogień krzepnie" zawierającego młodzieńcze utwory Mirona Białoszewskiego, Stanisława "Swena" Czachorowskiego i "Teika", czyli Tadeusza Kęsika. Prezentacja tego dotychczas niepublikowanego tomu na naszej ekspozycji jest literacką rewelacją. Szczególna więź ze Swenem, współautorem "Litanii powstania", subtelnie uchwycona na fotografiach (archiwum Czachorowskiego, zbiory Muzeum Literatury) prowadzi nas w przestrzeń "Pamiętnika z Powstania Warszawskiego", rozpadających się i poranionych kamienic. Religijny aspekt, rozmodlone piwnice powstańcze pozostaną na zawsze w pamięci poety...

Jesteśmy na Rynku Starego Miasta, obok Katedry św. Jana z ocalonym podczas powstania, niezwykle ważnym dla historii i duchowości miasta Cudownym Krucyfiksem Pana Jezusa. Nie może w tej perspektywie zabraknąć wiersza "Chrystus powstania", w którym męczeństwo i odkupienie Chrystusa jest projekcją bolesnego losu Warszawy.

Na ramionach usnął ci ogień kołysze go w brąz płonące miasto dwa stosy masz zamiast powiek ale jest krzyż z gorących oddechów.

Idź przez mur do czerwonych arkad między popiół tłumu i przemieniaj na wargach ogromne liście płomieni w wino.

Barykady jak Góry Oliwne szumią okruchami kości -dłoń po dłoni wywlecz spod ziemi wieków i odpuść.

Wstąp w Jordan kanałów - w szlamie zielonym jak wieczność szukaj nieżywych oddechów w Imię Ojca... i Ducha...

Wkraczamy w przestrzeń powojenną, gdzie zaczyna się epoka poety osobnego, zaciemniającego okna, wycofanego w strzępy dawnych przestrzeni. Białoszewski wsłuchuje się w głosy miasta odradzającego się - wsłuchuje się w siebie. Jest jakaś dziwna korelacja między stanem Mirona w tym czasie "wielkich głodów", czarnej jak smoła herbaty, wypalanych papierosów, skulonego w łóżku, a przestrzenią szarej, biednej rzeczywistości okaleczonego miasta, odbudowującego się w nowej estetyce. Ten stan oddają doskonale w swej formie wiersze z "Obrotów rzeczy". Autor "Autobiografii" jest jednym z poetów (por. Zbigniew Herbert "O Troi"), którzy w sposób dobitny dali wyraz przekonaniu warszawian, że miasto ich powstało na gigantycznym cmentarzu. Poeta, idąc ulicami Warszawy, szuka obsesyjnie kształtu zapamiętanego.

Próbuję

tętna pod tynkiem,

płaczu zamarzniętego w rynnie,

dzwonu zapachów na górze zmierzchu,

kołyski dziwnych wędrówek pod siwymi płytami...

W przestrzeni ulicy Poznańskiej pojawia się Jan Lebenstein. Warto przywołać fragment jego wspomnienia: "Pokraczność". Pierwsza rzecz jako zasadnicza -pokraczność wszystkiego: pokraczność otoczenia, pokraczność całej otaczającej nas rzeczywistości, która się u mnie skupiła na figurze ludzkiej, na człowieku, na pokraczności tego człowieka, tego męczennika, jednocześnie nie męczennika, uformowanego i nieuformowanego. Najbliższym mi wtedy człowiekiem by łMiron Białoszewski. Nie było przypadkiem, że peryferie spotkały się z peryferiami, tak że pierwszą wystawę miałem w Teatrze na Tarczyńskiej z wypowiedzi artysty w filmie "Jan Lebenstein" Joanny Żamojdo, 1989).

Sukces i fenomen Teatru na Tarczyńskiej, potem Teatru Osobnego wynikał z klimatu około-Październikowej Warszawy, tuż przed i po odwilży, kiedy w sztuce podjęto próbę zbudowania nowego języka, nowej estetyki. Eksperymentalne teatry studenckie, Teatr na Tarczyńskiej, Galeria Krzywego Koła, były znakami nowego obli-cza sztuki niepoddającej się rygorom socrealizmu. Białoszewskiego łączyły przyjaźnie z Ewą Łunkiewicz - "Mewą", Henrykiem Stażewskim czy Markiem Piaseckim, artystą posługującym się medium fotografii, rzeźby, instalacji, asamblażu, malarstwa. Piasecki stworzy! znakomite portrety Mirona, a jego dokumentacja przedstawień Teatru, obok fotografii Ireny Jarosińskiej, Edwarda Hartwiga, Andrzeja Kossobudzkiego, Adama Broża, doskonale oddaje istotę tego fenomenu. Szczególnie interesująca będzie też niewątpliwie prezentacja materiałów Polskiej Kroniki Filmowej z zapisami fragmentów spektakli, w tym dotąd nieupublicznionych.

Warto podkreślić, że fotograficzna narracja "Warszawy Białoszewskiej" to prace mistrzów - Ireny Jarosińskiej, Eustachego Kossakowskiego, Tadeusza Sumińskiego, Henryka Poddębskiego, Zdzisława Wdowińskiego. Stanowią one obszar owych pożądanych "odbić", przywołań obrazów miasta w klimacie metaforycznego reportażu. To ważne - zwłaszcza w przestrzeni placu Dąbrowskiego, kiedy legenda Mirona przyciąga wielbicieli, a miasto napiera z wszelkimi komunikatami. Ulice, place Warszawy, "ludzka gęściocha" jest dla niego źródłem niewyczerpanej radości, zadziwienia: rondo na Marszałkowskiej z podziemnym przejściem to Raj: Labirynt pod ziemią to labirynt. Wieczne źródło radości. Takie źródło w kwadrat. Zalewane ludźmi. Za Alejami siedzą gdzie się da, przy PKO, pod knajpą, na tarasikach, na wazonach, ci w cieniu, ci w słońcu. Jedna z zielonymi powiekami, przechylona do opalania w tył, jak z tataraku, jak sadzawka, Mehoffer, tyle nastroju i hecy (...) Dalej ludzie za ludźmi. I ludzie przed ludźmi. Ludzie w szkłach, w szybach, wchodzą, w domy towarowe, wszystkimi przezroczystościami. (...) ("Raj", "Szumy, złepy, ciągi").

Takich "transowych" obrazów rzeczywistości miasta w prozie i poezjoprozie Białoszewskiego jest wiele, w swej istocie są tożsame z "objawieniami" rzeczy z debiutanckiego tomu. W listach z Budapesztu do Jadwigi Stańczakowej (1977) poeta pisał: Miasto zajmujące, wielkie, ale trafiaste. Ja przecież mam te miejskie zdolności. Jeździ mi się wszystkim bez obciachu. Najlepiej metrem, bo ciepło, szybko... Wjazdy i wyjazdy ogromnymi schodami, bardzo prędkoruchomymi, mija się z jednymi drugich - takie sceny z Sądu Ostatecznego Michała Anioła. Pod górę. A w dół - strącanie do przepaści. Te "epifanie" okruchów rzeczywistości, opatrzone łagodnym humorem, serdecznością, odsłaniają nieznane nam dotychczas "szczeliny" dające poczucie zakotwiczenia w metafizycznym wymiarze rzeczywistości. Po wystrzeleniu (...) za Wisłę i od razu na dziewiąte piętro ta umiejętność okaże się bezcenna. W blokowisku na Lizbońskiej poeta ostatecznie staje się stróżem miasta z jego mrówkowcami. Ten nowy mit funkcjonuje dzięki oparciu na dotychczasowych punktach krajobrazu, którymi są przyjaciele, spotkania wtorkowe, latania - teraz to już nawet wielkie podróże - i Hoża 72, dom Jadwigi Stańczakowej.

Zbliżamy się do epilogu. Miron Białoszewski był sceptyczny wobec bytów nie wiadomo jakich. Przywołujemy "Rozmowę mistrza Mirona ze śmiercią", którą można uznać za ostatnie słowo poety:

(z kieszeni MISTRZA MIRONA wysuwa się chytrze kartka!) "Nie każcie mi już niczym więcej być! Nareszcie spokój"

Nie pozwalamy poecie wyjść na nicość. Ten krótki szkic wędrówki po Warszawie Białoszewskiej jest tylko zaproszeniem na wystawę i nie odkrywa wszystkich tajemnic i objawień tej podróży.

***

Warszawski Magazyn Ilustrowany "Stolica" - przypominający postać i twórczość Mirona Białoszewskiego w 30. rocznicę śmierci poety-został wydany dzięki pomocy finansowej m.st. Warszawy

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji