Artykuły

Don Juan czasów Barthesa

"Zamek" w reż. Marka Fiedora w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Tak jak "Proces" można nazwać ,,tragedią opresji", tak "Zamek" należałoby określić mianem ,,dramatu impasu". W pierwszej powieści mamy do czynienia z historią człowieka, który staje się ofiarą działających od zewnątrz tajemniczych sił. K. szuka wyjaśnienia, dlaczego i o co został oskarżony. Ale jego postać cały czas pozostaje w kręgu zainteresowań enigmatycznego sądu. Z nieco inną sytuacją można się spotkać w przypadku drugiego tytułu. K. jest de facto niedostrzegany przez właściwych decydentów. W tym kontekście tytułowy zamek staje się czymś istniejącym całkowicie niezależnie od głównego bohatera.

Marek Fiedor dostrzegł chyba ten aspekt utworu austriackiego pisarza. Wykorzystał także fakt, że w "Zamku" nie wiadomo nic o miejscu rozgrywania się wydarzeń. Wieś staje się u niego amerykańskim miasteczkiem, leżącym gdzieś na odległym pustkowiu. Nieprzypadkowo wiąże się to (a to rzadka rzecz) z wymową plakatu promującego przedstawienie. Na odległy masyw prowadzi biegnąca prosto szosa. Taka sceneria kojarzy się z poetyką filmów Lyncha, braci Coen lub Tarantino. Za tymi konotacjami podążają dekoracje. Odcięty przód samochodu służy jako blat baru znajdującego się w oberży. Cały cadillac stoi obok, nakryty z początku czarną plandeką. Po obu stronach sceny stoją zaś dystrybutory paliwowe. Dopełnieniem scenicznego krajobrazu są ściany wygłuszające z namalowanymi charakterystycznymi ptakami.

Scenografia może zatem sugerować realistyczny dramat, dziejący się gdzieś na amerykańskiej prowincji. Fiedor unika jednak zbytniej dosłowności. Przykraja znacząco powieść Kafki na potrzeby sceny. Ogniskuje uwagę widza na relacjach K. (dobry Przemysław Bluszcz) z ukazanymi w oryginale kobietami. Nie pojawiają się tutaj postacie Klamma czy Burtmeyera. Są one jedynie wspominane w poszczególnych rozmowach. Zupełnie inne stają się też motywacje protagonisty. Liczne dyskusje, jakie prowadzi książkowy K., służą odnalezieniu prawdy o tajemniczym zamku. W przedstawieniu Fiedora są one jedynie pretekstem dla uzasadniania swoich zachowań. K. Bluszcza jest wędrowcem, który trafia do krainy zdominowanej przez kobiety. Można się w tym oczywiście doszukiwać figury mężczyzny, który musi żyć w coraz mocniej sfeminizowanym świecie. Ale taka interpretacja rodzi jednak znaczne uproszczenia.

Wrocławski "Zamek" skupia się raczej na przedstawieniu konkretnych sytuacji psychologicznych. Gdy K. przybywa do wsi, jest pewny siebie i bezczelny. Zagaduje kolejno napotykane kobiety. W stosunku do każdej z nich zdaje się być arogancki. K. traktuje list od Klamma jako przepustkę do każdych drzwi, również do łóżka Friedy (Marta Malikowska). Znamienne jest też to, że geometra ucieka od wykonywania swoich obowiązków. Żąda od Gizy (Beata Rakowska), by przyjęto go na odpowiednie stanowisko. Ale pytanie brzmi, czy K. na nie zasługuje? Postać Bluszcza ucieka od swoich obowiązków, by szukać tak naprawdę kolejnych przygód. Znacząca jest scena seksu w samochodzie. Stosunek K. i Friedy polega na brutalnym obłapianiu się, które przypomina siłowanie. Szukanie adrenaliny determinuje zachowanie przyjezdnego.

Mężczyzna nie posiada też określonych kwalifikacji. Liczy zapewne na to, że Klamm przyjmie go ,,poznajomości". Dzwoni do niego kilkakrotnie, za każdym razem bezskutecznie. Wyrazem jego desperacji jest wdrapanie się na szczyt baszty i krzyczenie: ,,Jestem wolny!". Ale taka wolność okazuje się jedynie samowolką. K. zostaje ostatecznie zdominowany przez kobiety. Próbuje coś wskórać u urzędniczki Gizy, ale ta wyśmiewa go. Geometra reaguje przemocą na takie odrzucenie. Wyładowuje swoją złość na Oldze (Zina Kerste), wylewając na nią całą zawartość butelki whisky. Ostatecznie i tak przegrywa batalię ze światem. W tym kontekście "Zamek" staje się opowieścią o egoizmie względem innych i wynikających z tego skutkach.

Ale skupienie uwagi na relacjach damsko-męskich sugeruje też inne odczytanie. Bo być może wszystko dzieje się w głowie K. A kobiety dookoła niego są wspomnieniami przeżytych kontaktów czy romansów. Gardena (Elżbieta Golińska) staje się wtedy figurą matki. W zakończeniu przedstawienia K. kładzie się na jej kolanach szukając pocieszenia. Wyróżnikiem pozwalającym opisywać poszczególne kobiety są także kostiumy. Olga chodzi w garniturze, grając przy tym na harmonijce. Pepi (Anna Błaut) jest hipiską ubraną w charakterystyczne suknie i biżuterię. Cała fabuła staje się tym samym podróżą wewnętrzną protagonisty. On sam nie potrafi znaleźć wyjścia ze swoich kompleksów. Jest doprowadzony do pewnego rodzaju obłędu, niczym Fred z Zagubionej autostrady. Upokorzony, zdobywa się jedynie na stwierdzenie: ,,Wszystko byłoby inaczej, gdybym nie trafił do oberży". K. ponosi zatem życiową klęskę, zrzucając wszystko na czynniki rzekomo niezależne od niego. Gardena kontruje go, mówiąc: ,,Istnieją inne możliwości". Sprawa emocjonalnej przemiany mężczyzny pozostaje zatem otwarta.

Fiedor miesza różne poetyki, by skutecznie poprowadzić oba wątki. Skutek jest jednak mocno dyskusyjny. Początek przedstawienia dryfuje stylistycznie w stronę wspominanych już filmów spod znaku "Dzikości serca" czy "To nie jest kraj dla starych ludzi". Świat "Zamku" zyskuje wtedy wielopłaszczyznowość, która z kolei skutkuje stworzeniem tajemniczości. Wpływ na to ma z pewnością gra świateł. Na ustawione z tyłu ściany pada odblask dynamicznie zmieniających się kolorów. Poszczególne części Strychu są oświetlane silnym snopem z reflektora, co pozwala na kadrowanie scen. Ale mniej więcej w połowie spektaklu dochodzi do zmiany stylistyki. "Zamek" staje się dramatem realistycznym, którego siłą napędową są interakcje między postaciami. Są one jednak prowadzone zbyt szybko, przez co tracą na swojej głębi. Coś szwankuje w zespole aktorskim. ,,Obcego" K. gra gościnnie ,,obcy" Przemysław Bluszcz. Może przez to brakuje grającym wzajemnego dopełniania się. Mówią mniej do siebie, a bardziej w przestrzeń.

Schemat amerykański średnio sprawdza się jako tło dla Kafki. Można go określić jako plakatowy. Ameryka zostaje tutaj pokazana od strony stereotypowych konwencji. Zupełnie nieuzasadnione jest chociażby odegranie indiańskiego rytuału. Tło muzyczne stanowią zaś wygrywane na gitarze oklepane melodie. Inna sprawa, że taka formuła nadaje widowisku płynności. Zbyt dużo jest w "Zamku" podobnych nierówności, by można cały spektakl uznać za spektakularny sukces. Cieszy natomiast próba zetknięcia z Kafką, która nie umieszcza autora "Procesu" wyłącznie w kontekście totalitaryzmów i społecznej alienacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji