Artykuły

Dziękuję, Jacenty, że byłeś

Informacja o śmierci jednego z najbardziej rozpoznawalnych aktorów Teatru Rozrywki, Jacentego Jędrusika zaskoczyła środowisko teatralne i chorzowską publiczność. Aktora wspomina Jolanta Król, kierownik literacki Teatru Rozrywki.

Przez ostatnie dwa tygodnie każdy kolejny dzień pracy zaczynał się od pytań: "wiesz coś nowego?", "polepszyło mu się?", "jak on się czuje?" Po kilku dobach, kiedy trwoga i lęk ustąpiły ostrożnemu optymizmowi i nadziei, pytania zaczęły układać się w troskę o to, kiedy się wybudzi i czy zacznie oddychać samodzielnie. Potem przyszedł czas na radość: "Podobno chciał się napić coca-coli!" "Wspomina songi z Człowieka z La Manchy!", "Chodzi samodzielnie..."

Powoli przestawaliśmy myśleć o najgorszym. Pojawiły się kolejne pytania. Kiedy wyjdzie ze szpitala? Kiedy zagramy "Historię filozofii po góralsku"? Czy będzie chciał pojechać do sanatorium?... Aż w końcu wczoraj przyszła ta najważniejsza wiadomość. Powaliła nas. Jacenty zmarł nad ranem.

To był chyba 1997 lub 98 rok. Usiłowałam wtedy wykorzystać cały mój dziennikarski potencjał, by wraz z fantastycznym zespołem młodych ludzi tworzyć tygodnik "Goniec Górnośląski". Kiedy zaproponowałam aktorowi Teatru Rozrywki, Jacentemu Jędrusikowi, pisanie cyklicznych felietonów, najpierw popatrzył na mnie ze zdumieniem. "Jolka, jesteś pewna? Że ja? Że felietony?!" Po chwili odparł stanowczo: "Dobrze. Spróbuję. Ale jak to będzie do kitu, to mi to uczciwie powiesz."

I w ten sposób dowaliłam mu - do i tak już bardzo intensywnego życia zawodowego - dodatkowy obowiązek. Początkowo martwił się, że nie ma pomysłów, obawiał się, że jego przemyślenia nikogo nie zainteresują, że będzie pisał banały. Z czasem jednak wpadł po same uszy w gęste bajoro tzw. "ciekawych tematów". Pisał o zwykłych sprawach i zwykłych ludziach z wielką swadą, żywym i barwnym językiem. Był bardzo zaangażowany emocjonalnie w problemy, które go irytowały, złościły, rozwścieczały. Bywał ironiczny i złośliwy. Patrzył na otaczający go świat z ukosa.

Z UKOSA. Tak nazwaliśmy cykl jego felietonów. Wbrew przekonaniu mojego ówczesnego wydawcy, który twierdził, że kulturą w Chorzowie interesują się najwyżej dwa procenty mieszkańców, felietony Jacentego Jędrusika były czytane z wielką uwagą i cieszyły się żywym odzewem. Wiele razy mówił mi, że zaczepiają go ludzie na ulicy, komentując jego artykuły. Dyskutują z nim, popierają, dziękują. Sprzedawcy spod estakady zostawiają mu w podzięce większe truskawki i ładniejsze prawdziwki, a w tramwaju podróżni proszą: "napisz pan o brudnych autobusach" albo "niech pan weźmie na warsztat odśnieżanie..."

Pamiętam taki felieton, który Jacenty dyktował mi przez telefon z wakacji gdzieś nad morzem. Trwało to kilkanaście minut, a telefon bynajmniej nie był komórkowy. Nie te czasy! Dzwonił z jakiejś zapyziałej, maleńkiej poczty, wykrzykując na cały głos kolejne zdania, odczytywane z kartki. Kilka dni później mieszkanie Jacentego i Joasi doszczętnie okradziono. Złodzieje dowiedzieli się z "Gońca", że właściciele są na wakacjach, nie musieli więc się spieszyć...

Przygodę z "Gońcem Górnośląskim" zakończyliśmy w tym samym momencie, i nawet na tej samej stronie. Kiedy ja żegnałam czytelników, którym przez trzy lata starałam się dostarczać rzetelnych, interesujących informacji o ich mieście, Jacenty na sąsiednim łamie pisał: (...) Odnoszę wrażenie, że jako społeczeństwo chamiejemy i karlejemy. Coraz mniej miejsca na mądrą, uczciwą refleksję, coraz więcej pozy i reklamowego blichtru. I nawet nie chce mi się już o tym pisać i z tego kpić. Nie jest mi do śmiechu. () W SKRZYPKU NA DACHU śpiewamy: "to świt, to zmrok, i już tyle lat coś rodzi się coś przemija, ale zostaje po nas ślad..." Może to jest mój ślad. Do zobaczenia w Teatrze...

Nie, to nie jest koniec mojego wspomnienia o Jacentym Jędrusiku. Po wspólnej przygodzie dziennikarskiej, nastąpiła - trwająca dla mnie już prawie trzynaście lat - przygoda teatralna. Niemal codziennie obserwowałam tego niezwykle wrażliwego, skoncentrowanego na pracy artystę. Aktora-perfekcjonistę. Jacenty Jędrusik miał wielką świadomość, jak odpowiedzialna jest jego praca. Kochał swoją publiczność. Szanował ją. I szanował nas - ludzi teatru, którzy tak jak on, robili wszystko, by widzowie wychodzili z Teatru Rozrywki zadowoleni. Nie akceptował chałtury. Nie znosił chodzenia na skróty. Nie godził się na hucpę i bylejakość.

Dziękuję, Jacenty, że byłeś. Dziękuję ci za wszystkie oznaki sympatii i zaufania. Dla mnie to naprawdę wielka sprawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji