Artykuły

Dama od baletu

Zawsze roztrzepana, zapomina któregoś dnia założyć majtki przed występem. Wychodzi na scenę, zaczyna tańczyć i zauważa, że ma wyjątkowo przewiewny strój. Sprytnie odłącza się od zespołu, a publiczność uznaje to za część choreografii - o Marii Rambert, tancerce polskiego pochodzenia i jej niezwykłej karierze, pisze Anna Sulińska w Gazecie Wyborczej - dodatku Wysokie Obcasy.

Damą została na starość. Miała 74 lata, kiedy królowa angielska po raz drugi odznaczyła ją Orderem Imperium Brytyjskiego uprawniającym do używania tytułu dame (jego męskim odpowiednikiem jest sir). Dziewięć lat wcześniej, gdy po raz pierwszy odbierała odznaczenie z rąk świeżo koronowanej Elżbiety II, nie miała pojęcia, co to za wyróżnienie ani kto je nadaje. A jeszcze wcześniej, gdy w 1888 roku w Warszawie przychodziła na świat, nikt nie spodziewał się, że Cywia Ramberg zamieszka w Wielkiej Brytanii, stworzy własną szkołę baletową i zrewolucjonizuje angielski i światowy taniec.

Rytmiczny skandal

Jest 29 maja 1913 roku. Ciepły czwartkowy wieczór. Zapach akacji towarzyszy paryżanom przybywającym do nowo otwartego Theatre des Champs-Elysees, w którym rosyjscy baletmistrzowie Diagilew i Niżyński pokażą swoje premierowe spektakle ''Święto wiosny'', ''Joux'' i ''Popołudnie fauna''. Wyjątkowo drogie bilety sprzedano na pniu. Elita finansowa pojawia się, by zaprezentować stroje i zachwycać się baletem klasycznym, który - jak się spodziewano - wystawi Diagilew. Śmietanka intelektualna ma nadzieję, że wieczór przyniesie ferment kulturalny. Na widowni są Ravel, Picasso, Strawiński. Pokaz zaczyna się od ''Les Sylphides'', baletu klasycznego, w którym Niżyński tańczy główną rolę. Drugim spektaklem jest ''Święto wiosny'' z choreografią Niżyńskiego i muzyką Strawińskiego. Gdy ze sceny dobiegają pierwsze, wysokie dźwięki fletu, odpowiada im pomruk niezadowolenia publiczności. Kurtyna idzie w górę i jest już tylko gorzej. Nie dość, że muzyka zupełnie odbiega od standardów stosowanych w baletach klasycznych, to zespół tańczy jakby obok niej. Tancerki ubrane w luźne tuniki, stylizowane na rosyjskie stroje ludowe, ruszają się topornie. Ważne są dla nich rytm i ruch, a nie płynność i lekkość tańca kluczowe w balecie klasycznym. Na widowni podnosi się wrzawa. Eleganccy panowie zaczynają gwizdać, kobiety w kapeluszach machają rękami, wrzeszczą ze złości. Intelektualiści krzyczą z zachwytu. Ktoś kogoś przypadkiem uderza, ktoś oddaje nie tej osobie, od której pochodził cios. Wywiązuje się bójka przeciwników i zwolenników przedstawienia.

Obrywa się też orkiestrze

- Rzucali w nas tym, co mieli pod ręką, a my nie przestawaliśmy grać - wspominają po latach muzycy.

Cywia Ramberg tańcząca w corps de ballet, czyli zespole stanowiącym tło przedstawienia, co chwila spogląda ze sceny na Niżyńskiego, który zza kulis wybija rytm pozwalający zespołowi utrzymać tempo tańca. Hałas jest tak wielki, że nie słychać muzyki. Na salę wkracza policja i wyciąga 40 najbardziej agresywnych osób.

Drugi akt przebiega spokojniej - bez bójki, ale za to z okrzykami: - Doktora! Albo i dwóch!

- Dentysty! - woła kilka osób, gdy jedna z baletnic stoi nieruchomo na scenie, z rękami złożonymi na policzku.

Mimo to ''Święto wiosny'' udaje się wystawić do końca. Po premierze Cywia wraz z zespołem idzie do pobliskiej kawiarni; imprezują do rana. Wraca do domu, bierze prysznic i biegnie na zajęcia z tańca (ciągle doskonali technikę), a potem odprężyć się - do opery. Nie śpi dwie doby.

Dziesięć dni później o skandalu w teatrze donosi ''The New York Times'', a dopiero po latach krytycy zgodnie uznają, że premiera ''Święta wiosny'' jest największym wydarzeniem w tańcu i muzyce XX wieku. Zachwycają się choreografią Niżyńskiego, ale o współpracującej z nim nauczycielce rytmiki wspomina niewielu.

Żywe srebro

A nauczycielka - Cywia Ramberg (vel Marie Rambert) - pochodziła z bogatej warszawskiej mieszczańskiej rodziny. Jej ojciec, żydowski księgarz i wydawca, rzadko bywał w domu. Matka, z pochodzenia Rosjanka, rodziła kolejne dzieci (Cywia miała trzy siostry i dwóch braci) i nie miała czasu zajmować się tymi, które już były na świecie. Cesia, jak zdrobniale nazywała ją rodzina, była więc bardziej związana ze służbą niż z rodzicami. Nie sprawiała kłopotów wychowawczych. W szkole była prymuską, choć miała fatalne oceny ze sprawowania (nie mogła spokojnie wysiedzieć do końca lekcji). Uparta, samodzielna i ruchliwa od najmłodszych lat potrafiła postawić na swoim. Na zdjęciu z 1898 roku dziesięcioletnia Cywia się nie uśmiecha, jej oczy ciskają gromy, usta ma zaciśnięte. Wszystko dlatego, że fotograf na Długiej w Warszawie nie zgodził się, by dziecko pozowało w nakryciu głowy, a Cesia uparła się, że kapelusz na zdjęciu będzie. Trzyma go więc w lewej dłoni.

Miała 16 lat, gdy rodzice zabrali ją na pokaz tańca Isadory Duncan - zdaniem jednych wielkiej artystki, w opinii innych czołowej skandalistki początku XX wieku. Wcześniej Cesia wielokrotnie chodziła na balet do Teatru Wielkiego, nieopodal którego mieszkali, ale dopiero taniec Isadory rozpalił uczucia. Patrzyła i wiedziała, że ona też chce tańczyć. Nie klasycznie, nie w balecie, lecz tak jak Isadora - swobodnie i radośnie. Jednak na początku XX wieku nikt nie wyobrażał sobie, by dziewczyna z mieszczańskiej, inteligenckiej rodziny uprawiała taniec jako zawód. W ogóle mało kto myślał wówczas o zawodzie dla kobiety. Tym bardziej że czasy były niespokojne. W Rosji wybucha rewolucja, a w rusyfikowanym Królestwie Polskim - strajki. Robotnicy żądają podniesienia płac i zmniejszenia czasu pracy do 59 godzin tygodniowo. Czuć atmosferę zagrożenia. A nastoletnia Cesia nie potrafi siedzieć bezczynnie i ku rozpaczy rodziców angażuje się w nielegalną działalność - roznosi ulotki, bierze udział w marszach i tajnych spotkaniach. Matka uznaje, że najważniejsze jest bezpieczeństwo córki i podejmuje decyzję, by wysłać ją do swojej siostry do Francji. Po cichu liczy na to, że Cesia pójdzie w ślady ciotki i zostanie lekarzem. Ale medycyna Cywii zupełnie nie pociąga, za to Paryż - bardzo. Gdy wyjeżdża, ma 17 lat. Wujostwo uważają, że jest za młoda na studia i zapisują ją na roczny kurs francuskiego na Sorbonie. W Paryżu Cesia dzieli życie między szkołę, teatr, kabaret i znajomych. Rzadko wraca do domu przed 2 w nocy.

- Palisz świecę z obu końców. Wypalisz się przed trzydziestką - ostrzega ją niezadowolona ciotka.

- Wielki Boże! Przecież chyba nie dożyję tak sędziwego wieku - dziwi się Czesia i robi swoje, czyli baluje. Bo Paryż to także przyjęcia, podczas których ktoś gra na fortepianie, ktoś śpiewa, a Cywia tańczy swoje improwizowane układy. Na przykład do muzyki Beethovena.

- Jesteś jak prorokini Miriam ciesząca się z przejścia ludu Izraela przez Morze Czerwone - mówi przyjaciółka, patrząc na jej taniec. - Od dziś będę nazywać cię Mim.

I całe szczęście, bo i na Cywii, i na zdrobnieniu Cesia Francuzi łamali sobie język. Nazwisko też sprawia problem. Żydowskie Ramberg wymawiają Rambert. W Paryżu Cywia Ramberg zostaje więc Marie Rambert (dla przyjaciół zawsze będzie Mim).

Awangarda i sandały

Paryż wciąga. Mim właściwie traci kontakt z rodziną. Do Warszawy przyjeżdża raz - na występ Isadory Duncan. I od razu wywołuje skandal - po spektaklu biegnie do garderoby swojej idolki, pada jej do stóp, całuje dłonie. Nazajutrz gazety donoszą o rozhisteryzowanej fance, która zakłóciła spokój wielkiej diwy.

Na jednym z tych przyjęć Miriam poznaje brata Isadory Duncan Raymonda, który też zajmuje się tańcem. Mim zachwyca się jego odważnym strojem stylizowanym na grecki, on - jej wykonaniem mazura. Zaprzyjaźniają się. Raymond namawia ją, by ubierała się niekonwencjonalnie i na zachętę ofiarowuje jej krótką grecką tunikę i sandały, w których absolutnie nikt - poza Miriam - nie chodzi po ulicach (królują gorsety, suknie i strojne kapelusze).

''Gdy poszłam w swoich sandałach na obiad do przyjaciółki, do eleganckiego domu (...) konsjerżka wskazała mi schody dla służby. Zadzwoniłam i znalazłam się twarzą twarz z rozsierdzoną kucharką, która widząc mnie w sandałach, nie chciała uwierzyć, że jestem gościem, dla którego gotowała obiad''.

Mim tańczy także w zespole Raymonda, poznaje jego przyjaciół i wkracza w świat paryskiej awangardy. Pierwszy publiczny występ daje dla 200 znajomych w salonie malarki Pauline Rumeau - jednej ze swoich przyjaciółek. Nie buduje sceny, nie korzysta z dekoracji, tańczy boso i w tunice do muzyki Chopina i Schuberta, płynnie i spontanicznie, ucieka od klasycznych ruchów i wyuczonych póz. Wszystko to jest dużą nowością jak na owe czasy.

- Jak podoba ci się moja tancerka? - Pauline dzwoni na prośbę Marie do jednej z kobiet oglądających występ. Mim stoi obok i słucha.

- Bardzo dobra, bardzo dobra.

- Proszę, powiedz szczerze, co o niej myślisz. Jej rodzice są przeciwni tym występom, nie możemy jej do nich zachęcać, jeśli nie są tego warte.

- Naprawdę jest świetna. Fakt, że niezbyt ładna, ale ma szyk.

Pauline robi się przykro, Mim jest zachwycona. Pochwalono jej taniec, który od tej chwili będzie ozdobą przyjęć w prywatnych domach (np. u Paderewskiego: ''Po skończonym tańcu Paderewski ofiarował mi piękny wisiorek. Cieszyłam się z niego bardzo, ale już po kilku miesiącach zginął mi gdzieś w czasie spaceru''), a dla niej - sposobem na zdobycie środków na utrzymanie oraz opłacenie kursu baletu klasycznego u madame Rat z Opery Paryskiej, na który namawia ją wnuczka George Sand poznana podczas jednego z przyjęć.

Po jednym z kolejnych pokazów nieznajoma Szwajcarka proponuje Marie dziesięciodniowy kurs tańca w Genewie. Mim zgadza się bez namysłu i tak trafia do Dalcroze'a, pioniera rytmiki, który widząc jej pasję i talent, oferuje jej bezpłatną naukę - chce, by została nauczycielką. Dziesięciodniowy pobyt przedłuża się do trzech i pół roku.

W 1911 roku Dalcroze wyrusza na tournée do Petersburga. Zabiera ze sobą sześć uczennic, wśród nich 23-letnią Mim, która tańczy już wówczas w jego zespole. W Petersburgu występują i ćwiczą. Mim, zawsze niesamowicie roztrzepana, któregoś dnia zapomina założyć majtki przed występem. Wychodzi na scenę, zaczyna tańczyć i zauważa, że ma wyjątkowo przewiewny strój. Sprytnie odłącza się od zespołu, a publiczność uznaje to za część choreografii.

Na petersburskie zajęcia przychodzą Niżyński i Diagilew - najwięksi ówcześni wirtuozi baletu - i obserwują ćwiczących. Zaciekawieni innowacyjnym tańcem Marie, który opiera się na rytmie, nie na melodii (tańczy dwa razy szybciej niż muzyka, za chwilę dwa razy wolniej), proponują jej współpracę przy swoich przedstawieniach - ma przekazywać wiedzę zdobytą u Dalcroze'a, czyli uczyć rytmu. Mim przyjmuje propozycję, ale bez entuzjazmu - kocha taniec improwizowany, a nie przewidywalny, uporządkowany balet klasyczny, który tworzą Niżyński i Diagilew. Pracuje z Rosjanami przy ''Święcie wiosny'', ''Joux'' i ''Popołudniu fauna'', których paryska premiera wywoła skandal.

Występy w Paryżu oprócz skandalu przynoszą zespołowi światowy rozgłos i zaproszenie na kilkumiesięczne tournée do Ameryki Południowej, do której dociera po 22 dniach podróży morskiej. Po zakończeniu trasy artyści nie mają do czego wracać - ani z Diagilewem, ani z Marie nie odnowiono kontraktów w stolicy Francji. Ale Mim nie zamierza rezygnować z tańca. By mieć z czego żyć, uczy rytmiki, a sama, mając świadomość braków technicznych, wciąż ćwiczy. Udaje się także do dyrektora paryskiego Theatre Imperial i prosi, by wystawił jej autorskie recitale - choreografię ułożoną do muzyki klasycznej. Daje dwa występy, które przynoszą jej rozgłos i kontrakty w prywatnych domach - tańczy choćby dla przyjaciół Prousta.

Beztroskę przerywa wybuch I wojny światowej. Mim wyjeżdża do przyjaciółki do Londynu i rozpoczyna nowy etap w życiu.

Zakazany owoc miłości

W Anglii startuje od zera. Utrzymuje się głównie z nauki tańca i rytmiki. Zaraz po przyjeździe idzie do Inghama, dyrektora Londyńskiej Szkoły Eurytmiki, którego poznała w czasie zajęć u Dalcroze'a, i prosi, by pomógł jej znaleźć pracę. Dzięki jego rekomendacji prowadzi zajęcia z córką Churchilla, synem ministra skarbu czy wnuczką ówczesnego premiera Asquitha. Coraz częściej myśli też o wystawieniu własnej sztuki. Z pomocą ponownie przychodzi przyjaciółka, która pisze scenariusz dwuaktowego baletu ''Złote jabłko'' - alegorię przejścia od średniowiecza do romantyzmu. Piękna, rozmodlona Włoszka klęczy w kaplicy. Nagle słyszy śpiew. To młody mnich Beato intonuje słowa modlitwy. Ich oczy spotykają się. Mnichowi krzyż wypada z ręki. Kurtyna! Duchowny dostrzega w oczach wiernej rozkosze raju na ziemi, walczy z pożądaniem, ale dziewczyna nie daje za wygraną, wabi go złotym jabłkiem. Przedstawienie kończy bachiczny taniec obojga ogłaszający zwycięstwo miłości, pożądania i kobiecej zmysłowości. ''Złote jabłko'' zostaje po raz pierwszy wystawione 25 lutego 1917 roku w londyńskim Teatrze Garricka. Marie nie tylko tańczy w nim główną rolę, ale także układa choreografię; wcześniej przez wiele tygodni studiuje XVI-wieczne obrazy, taniec i muzykę, by jak najlepiej oddać ducha epoki. Olbrzymi sukces (przedstawienie od razu zostaje włączone do repertuaru w jednym z teatrów) jest tym większy, że osiągnięty przez kobietę - przedstawicielkę grupy, która dopiero za rok uzyska w Anglii pełnię praw wyborczych.

Przy okazji promocji ''Złotego jabłka'' na afiszach pojawiają się obok siebie nazwiska Marie Rambert i dramatopisarza Ahleya Dukesa, którego sztuka jest grana w tym samym teatrze. W sierpniu Marie i Ashley spotykają się przypadkiem u znajomych. Okazuje się, że oprócz afisza łączy ich wspólny agent (każdemu z nich jest winien pieniądze), uwielbienie dla sztuki i miłość od pierwszego wejrzenia. Marie nie wie jeszcze, że Ashley przyjechał do Anglii na kilkudniową przepustkę z frontu, że w Londynie będzie tylko cztery dni, a potem wraca do Francji, na wojnę (trwa I wojna światowa). Ashley nie ma pojęcia, że te cztery dni spędzą wspólnie. Przez kolejne trzy miesiące piszą do siebie listy, potem spędzają razem dwudniowy urlop (kolejna przepustka Ashleya) i korespondują przez następne cztery miesiące. W końcu Ashley nie wytrzymuje i oświadcza się listownie: ''Te dwa wolne dni to jakby nic. Ale gdybyśmy się pobrali, dostałbym cztery tygodnie urlopu. Więc jak?''.

''Hurra!'' - odpisuje Marie, tym samym przyjmując oświadczyny.

Ślub biorą 7 marca 1918 roku. Ich małżeństwo trwa 41 lat.

Był ''dojrzałym, kulturalnym 32-letnim mężczyzną, wiedział wszystko o teatrze, podziwiał Diagilewa. Znał kilka języków, we wszystkich będąc równie dowcipny. (...) Studiował chemię i fizykę, po dyplomie przedmioty te całkiem przestały go interesować, pojechał więc do Monachium na studia filozoficzne. Po ich ukończeniu (...) wykładał, podróżując po Europie, następnie został krytykiem teatralnym'' - pisze Marie o swoim świeżo poślubionym małżonku.

Po miodowym miesiącu Ashley wraca na front. Marie zostaje w Londynie, mieszka u przyjaciół. Po wojnie osiedlają się w dzielnicy Kensington na pierwszym piętrze kamienicy, która na zawsze zostanie ich domem. ''W czasie naszego długiego małżeństwa nie tylko nie ugotowałam ani jednej potrawy, ale nawet nie zarządziłam, co podać'' - pisze Marie w swojej autobiografii. Ashley wiedział, że wiąże się z wolnym duchem. - Domyślam się, że prowadzenie domu nie jest twoją najmocniejszą stroną, zafundujemy więc sobie za pierwsze zarobione pieniądze gospodynię - powiedział kilka dni po ślubie.

Bunt klasycznej poprawności

W 1920 roku Mim zbiera uczniów, z którymi prowadzi indywidualne zajęcia i tworzy swój pierwszy zawodowy kurs tańca. Jeszcze nie wie, że przerodzi się on w profesjonalną szkołę, która zrewolucjonizuje balet brytyjski i z której wyrosną najlepsi angielscy i światowi choreografowie, jak: Frederick Ashton, Antony Tudor, Walter Gore czy Andre Howard. Wie natomiast, że poziom baletu w Anglii jest beznadziejny: ''W kilku angielskich szkołach, które odwiedziłam, zobaczyłam ze zdumieniem trzy- i czteroletnie dziewczynki z wykrzywionymi nóżkami biegające w koło na paluszkach w twardych, prawdziwych baletkach''.

W szkole stawia na naukę solidnych podstaw, czyli precyzyjnej techniki klasycznej (''Mój bezwzględny nacisk na klasyczną poprawność wywoływał z czasem bunt świadomy, który pozwalał każdemu tancerzowi odnaleźć własny styl''). Kursantów ma niewielu, zajęcia są koedukacyjne. Szok jak na owe czasy. Ma opinię surowego i bezlitośnie odsłaniającego braki uczniów pedagoga, ale potrafi wyszukiwać talenty. Rozpoznaje je po oczach. Przyjmując kursantów, to na nie zwraca największą uwagę, sprawne ciało i proporcje są ważne, ale wzrok adepta mówi jej, czy ma do czynienia z brylantem. Diamentowooki jest Antony Tudor, który od 5 rano do 15 pracuje jako księgowy, a po pracy chce uczestniczyć w kursie. Mim przyjmuje go do szkoły, a po trzech latach pozwala wyreżyserować pierwszy balet. Księgowy okaże się jednym z najoryginalniejszych światowych choreografów, który zostanie dyrektorem baletu w Metropolitan Opera w Nowym Jorku.

15 czerwca 1926 roku Marie i jej uczniowie wystawiają w Londynie ''Tragedię w świecie mody''. Temat podsunął Ashley, choreografię stworzył uczeń Frederick Ashton. Znakomity krawiec szyje suknię dla jednej ze swoich bogatych klientek. Dąży do ideału, wielokrotnie przerabia strój, ale nie potrafi stworzyć niczego, co spełniłoby oczekiwania kapryśnej damy. Ambicja i perfekcjonizm sprawiają, że woli śmierć niż porażkę - w finale przebija się nożycami krawieckimi. Projekt kostiumów był nie lada wyzwaniem. Ashton - twórca choreografii - proponuje, by zaprojektowała je Chanel.

- Nie stać nas było na Chanel, ale też nie chciałam, aby krawcowa, choć tak znakomita, projektowała kostiumy. Zaproponowałam swoją przyjaciółkę, artystkę Zofię Fedorowicz - powie Marie, a współpracować będą wiele lat.

''Tragedię w świecie mody'' grano jako samodzielne przedstawienie ponad 50 razy. Dotychczas balet pokazywano w Anglii jako fragment rewii lub musicalu, ale ''Tragedia...'' udowodniła, że powinien on istnieć jako samodzielny gatunek. Sztuka przyniosła rozgłos także Frederickowi Ashtonowi, twórcy choreografii, i ciągle nie traci aktualności - w 2004 roku, w zmodyfikowanej formie, Rambert Dance Company wystawiało ją po raz kolejny i znów zebrało przychylne recenzje, choćby od BBC.

Tymczasem inni wychowankowie Ballet Club (zespół Marie ma już nazwę) także odnoszą sukcesy i odchodzą, by tańczyć w prestiżowych teatrach i zarabiać. A Ballet Club płaci mało, gra tylko w niedzielne wieczory i dysponuje niewielką sceną (6 x 6 m) w należącym do Ashleya Teatrze Mercury (w 1927 roku mąż Marie kupił starą salę kościelną przy Notting Hill Gate w Londynie i przerobił ją na teatr). Ashley pokazuje tam swoje spektakle, Mim - balety. Przy ''Marsie i Wenus'' łączą siły. Wychodzi klapa. ''Szkoda, że dramaturdzy mają żony i te żony wtrącają się do baletu'' - piszą recenzenci. Ashley pociesza, że gorzej już nie będzie, i zachęca do eksperymentowania. Powstają balety o nowatorskiej tematyce: ''Rugby'', ''Krykiet'' i ''Boks''. Zaproszenie do udziału w kilku spektaklach przyjmuje Karsawina, przyjaciółka Miriam, rosyjska primabalerina światowej sławy, która przyciąga publiczność do Mercury'ego, ale też dzieli się z uczniami doświadczeniem i wiedzą. Zespół (wtedy już Marie Rambert Dancers) odnosi kolejne sukcesy i zostaje zaproszony do Yorku i Manchesteru, gdzie artystów oklaskują królowa matka i król Jerzy VI.

Sztuka niezarobkowa

W II połowie lat 30. tancerze jadą na tournée po Francji. Sława nie przekłada się na pieniądze, zostają oszukani i mimo pokazania ponad 30 spektakli wracają do Anglii bez pieniędzy. Występują też w Irlandii. Dobrą passę przerywa wybuch II wojny światowej. Szkoła przenosi się pod Londyn, do domu przyjaciół Marie. Trwają próby nowych przedstawień, ale kolejni tancerze zamieniają puenty na kamasze i zespół się rozpada. Marie przyjmuje wówczas ofertę współpracy od pewnego londyńskiego rekina finansjery, którego ambicją jest stworzenie ośrodka angielskiego baletu. Niespokojne czasy wymuszają nowe godziny występów - w przerwie na obiad. ''Przychodziła (...) zazwyczaj straż obywatelska, powołana do służby w czasie nocnych nalotów, i różni robotnicy z nocnej zmiany, którzy mogli się posilić i popatrzeć przez godzinę na balet. (...) Występy stały się tak popularne, że zaczęliśmy tańczyć także w porze podwieczorku, później zaś aż cztery razy dziennie'' - pisze Marie. Z czasem wielbiciele będą witać ich kwiatami i prezentami. ''Szczególnie szczodre było pewne małżeństwo w średnim wieku. Przynosili mi jajka, masło, owoce, a raz nawet kurę. Prezenty tak potrzebne w czasie wojny'' - wspomina.

Po wojnie wyjeżdżają do Niemiec, by występować dla żołnierzy brytyjskich. Potem udają się na 18-miesięczne tournée do Australii i Nowej Zelandii. Antypody to ciężka praca - próby, przedstawienia, przyjęcia i prywatne lekcje, których Marie daje po dziesięć tygodniowo. Ale także raj na ziemi, w którym Mim i jej zespół mają status gwiazdy - na konferencję prasową z ich udziałem przychodzi około 50 dziennikarzy, po każdym występie są obsypywani kwiatami, dostają owacje na stojąco, śpią w najlepszych hotelach i rezydencjach rządowych. Jednak podobnie jak wcześniej we Francji sukces nie oznacza pieniędzy. Nieuczciwy pośrednik organizujący występy przelewa na konto zespołu symboliczne honorarium. W drodze powrotnej do Anglii ginie także większość kostiumów i scenografii, a część zespołu zostaje na antypodach. Po powrocie Marie nie ma więc ani pieniędzy, ani najlepszych ludzi. Ma 60 lat i niespożytą energię. Ponoć przyszła kiedyś do garderoby, mówiąc: ''Czuję się taka zmęczona, miałam fatalną noc. Gdybym tylko mogła spać, jakąż miałabym energię!''. Na co wszyscy zebrani krzyknęli: ''Niech Bóg broni!''. Opatrzność jej sprzyja, otrzymuje rządowe stypendium w wysokości 500 funtów, które wystarcza, by przygotować się do nowego sezonu i odnieść sukces.

W latach 50. zespół wyrusza w trasę. Docierają do Francji, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, a w 1957 roku jadą do Chin. Mim ma wówczas 69 lat. ''Do samego wyjazdu nie mogliśmy uwierzyć, że przydarzyło nam się coś tak niezwykłego'' - pisze w autobiografii. Z zapisków wynika też, że polityką w ogóle się nie interesowała. Oglądając w Chinach obchody rewolucji październikowej, skupiła się na tym, że jest to ''(...) zadziwiający pochód ludzi i wojskowych odgrywających sztuki i balety, a nawet cyrkowe ewolucje, wszystko w takt marszu''. Po powrocie z Chin jadą do Grecji i wracają na występy do Anglii.

Udamienie baletnicy

W 1962 roku Marie Rambert otrzymuje telegram z informacją, że została przyjęta w kręgi arystokracji - uhonorowano ją tytułem damy. Jest zaszczycona, ale w gronie przyjaciół żartuje, że w końcu nastąpiło ''udamienie sekutnicy''.

- Ashley często nazywał mnie sekutnicą i trzeba przyznać, że czasem miał rację. Kiedyś się zbuntowałam i zapytałam, jak brzmi rodzaj męski od sekutnicy. ''Natura w ogóle nie stworzyła takiego potwora. Może jednak istnieć mąż sekutnicy, nazwałbym go pokutnikiem'' - odparł Ashley.

W 1966 r., w wieku 78 lat, Marie nadal stoi na czele szkoły i podejmuje kolejną ryzykowną decyzję. Przystaje na pomysł jednego z uczniów (Normana Morrice'a), by zrezygnować z corps de ballet - zespołu niezbędnego w balecie klasycznym, ale bardzo drogiego w utrzymaniu, i skupić się na solistach. Tym samym szkoła odchodzi od wystawiania baletów klasycznych i skręca w stronę tańca nowoczesnego. Marie mianuje Normana wicedyrektorem, a w 1971 roku powierza mu kierowanie teatrem. Norman stawia jednak warunek: chce, by 83-letnia Mim nadal go wspierała. ''The New York Times'' pisze o tej zmianie: ''Zespół jest obecnie prowadzony przez Morrice'a, a kierowany przez Rambert''.

Marie Rambert umiera w 1982 roku. Ma 94 lata. Rembert Dance Company mimo przejściowych kłopotów finansowych nadal prężnie działa i wyznacza nowe kierunki w tańcu (www.rambert.org.uk).

Marie ma dwie córki. Angelę urodziła dwa lata po ślubie, Helen - trzy lata po Angeli, obie tańczyły od najmłodszych lat. W autobiografii wspomina o nich trzy razy. Pisze, że często przy obiedzie omawiała z nimi układy taneczne, czego nie znosił jej mąż, oraz że strofowała je, gdy nie tańczyły idealnie. Autobiografię poświęciła baletowi. Balet kochała najbardziej.

***

Przy pisaniu tekstu korzystałam z:

Marie Rambert ''Żywe srebro. Życiorys własny'', tłum. Anna Mysłowska, Czytelnik, 1978;

http://jwa.org/encyclopedia/article/rambert-marie;

http://www.guardian.co.uk/stage/2009/feb/04/guide-rambert-dance-company;

http://en.wikipedia.org/wiki/The_Rite_of_Spring; http://www.rambert.org.uk/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji