Artykuły

Wanda, co nie chciała Niemca

W krótkim (w stosunku do pozostałych czerwcowych premier w Starym) spektaklu jest aż pięć Wand - o spektaklu "Wanda" w reż. Pawła Passiniego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pisze Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Na dnie Wisły spoczywa Wanda. Wanda Polka, co nie chciała Niemca i utopiła się w nurcie królowej polskich rzek. W jednej wersji legendy - córka króla Kraka. W innej - jego ukochana. Legenda zawsze jednak kończy się tak samo: samobójstwem.

Tej postaci, archetypowej figurze samobójczyni i modelowej cierpiętnicy za ojczyznę (jednocześnie!), w Narodowym Starym Teatrze przygląda się Paweł Passini - reżyser znany z niekonwencjonalnych pomysłów, ze zmyślnego balansowania pomiędzy teatrem mainstreamowym a offowymi produkcjami. Ten twórca lubi brać na warsztat mity lub współczesne historie, w których doszukuje się archetypów zmieniających tylko swoją formę z biegiem wieków. Szuka ich aktualności i sprawdza, jak mity pracują w nas dzisiaj. Nie bez znaczenia dla jego twórczości i szukania uniwersalnych prawd jest jego wieloletnia współpraca z Ośrodkiem Praktyk Teatralnych w Gardzienicach.

Passini z zespołem przyglądają się z zaciekawieniem Wandzie, która spoczęła na dnie Wisły. Razem z Wandą balansują na krawędzi, na skraju przepaści. Zastanawiają się, co się takiego stało, że młoda dziewczyna skoczyła. "Czy to świat ją popchnął, czy woda wciągnęła ją swoją głębią"? Jedną z inspiracji do pracy nad spektaklem był krakowski zalew na Zakrzówku - dawny kamieniołom, z wysokimi urwiskami, obecnie zalany wodą - jedno z ulubionych miejsc studentów na plenerowe imprezy. Na Zakrzówku ginie dużo ludzi - często w niewyjaśnionych okolicznościach spadają ze skał. Najczęstszymi przyczynami podobno są samobójstwa. Istotna dla Passiniego stała się pamięć tego miejsca. Według niego to tam można poczuć to, co czuła Wanda, stojąc na krawędzi i zadając pytanie: "skoczyć, czy nie skoczyć?". Spektakl to próba odtworzenia okoliczności, które mogły wpłynąć na jej decyzję. Twórcy przypominają o tym w wielu projekcjach, w których aktorzy stoją właśnie nad tym urwiskiem.

W krótkim (w stosunku do pozostałych czerwcowych premier w Starym) spektaklu Passiniego jest aż pięć Wand. Na uwagę zasługują tylko trzy. Grana przez Katarzynę Zawadzką Wanda Dziecko, zmienia się w pewnym momencie w warszawską Syrenkę, bo według twórców utopiona córka Kraka w takiej właśnie postaci wraca (wypływa z Wisły) do bestiariusza polskich legend: jako obrończyni narodu, z tarczą i mieczem. Ciekawa interpretacja, choć może się wydawać, że jest to naciągane, to jednak Passini z autorkami tekstu, Sylwią Chutnik i Patrycją Dołowy, odnaleźli pewną ciągłość, linearność i odradzanie się jednej legendy w drugiej. A przynajmniej zasugerowali, jak mogłaby się odbijać w nas owa ciągłość i mentalność narodowa - ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Od ofiarnictwa po czynną walkę za ojczyznę.

Dorota Segda wciela się w Wandę Ofelię Królową Głębiny. Aktorka o ogromnych umiejętnościach i doświadczeniu (profesor krakowskiej PWST) jest w spektaklu dojrzałą kobietą, zniszczoną wieloletnim płaczem za utraconym ukochanym oraz z ciałem zniszczonym długim spoczywaniem na dnie wód. Ma na sobie białą suknię z długim, ciągnącym się przez całą Nową Scenę, białym trenem. Segda gra zamaszystymi ruchami, nadekspresyjnie gestykulując, zalewając się łzami. To Wanda, która teatralizuje swoje życie, śmierć i egzystencję zaświatową, wciąż domagając się uwagi. Ciekawe jest połączenie polskiej samobójczyni z szekspirowską Ofelią. Twórcy twierdzą, że Szekspir, pisząc "Hamleta", inspirował się polską legendą, co dodatkowo ma potwierdzać postać Poloniusza (którego imię ma wskazywać na pochodzenie: z Polski). Znów może to i trąci to nadinterpretacją, ale Passini uparcie szuka i sugeruje kolejną ciągłość i płynność między dwoma historiami o "potencjale mitycznym". Stąd też w jego spektaklu pojawia się zniemczony Hamlet (Krzysztof Zawadzki) - postać wywołująca ogromną presję na bohaterkach kobiecych.

Trzecią interesującą bohaterką jest Wanda Chłopiec (i jednocześnie Ofelia), w którą wciela się Szymon Czacki. Aktor bardzo oszczędnie i subtelnie buduje swoją rolę. Na jego twarzy widać skupienie i wysiłek. Jako Wanda i Ofelia próbuje dopasować się do stereotypu samobójczyni, zginąć tak, żeby przyszłe pokolenia zapamiętały. Ale boi się. Ta rola jest dla niego zbyt ciężka i przytłaczająca. Jednak nie ma odwrotu - musi przynajmniej przyłożyć siebie do Wandy i wykazać wszystkie rozbieżności, także te związaną z płcią.

Wydaje mi się, że rozbicie i multiplikowanie postaci Wandy pokazuje pracowanie narodowej legendy w nas. Przez połączenie osobistej tragedii córki króla z samobójstwami na Zakrzówku twórcy szukają możliwych powodów jej decyzji. Każda bohaterka ma inną motywację. Jedna jest porzucona, druga - samotna, a inna pod ciągłą presją, że musi uratować naród lub spełnić swoją rolę w patriarchalnym porządku (czy wobec ojca, czy Hamleta).

W świecie wykreowanym przez Passiniego znajdziemy jeszcze Łopucha (Zbigniew W. Kaleta) i Śmiecha (Roman Gancarczyk). Dwie prześmieszne i prześmiewcze archetypowe postaci ze słowiańskich podań. Podobnie jak Chochlik i Skierka w "Balladynie", Szołom w "Krakusie" Norwida albo bohaterowie dramatów sowizdrzalskich są oni lustrzanym odbiciem polskiej (ale może i szerzej: słowiańskiej) duszy. Czasem w krzywym zwierciadle, a czasem dobitnie i poważnie komentują i puentują wydarzenia na scenie. Nie zawsze rozumieją, ale próbują rozbrajać rzeczywistość na tak zwany "chłopski rozum".

Świat stworzony przez Passiniego jest naprawdę intrygujący, choć ciężko w niego uwierzyć. Studium o naszej narodowej samobójczyni jest bardzo gęstym spektaklem. Mam wrażenie, że w tym półtoragodzinnym przedstawieniu, twórcy próbują zmieścić za dużo i wiele tropów gubi się. Stworzyli ciekawą wariację na temat legendy o Wandzie. Ja jednak wciąż czekam na realizację "Wandy" Norwida i obu wersji "Legendy" Wyspiańskiego - tekstów o wiele trudniejszych, bardziej zawiłych i zupełnie zapomnianych. W nich poszukać diagnoz, archetypów i uniwersalnych narodowych prawideł, bo przy inscenizowaniu tekstu Sylwii Chutnik i Patrycji Dołowy w Starym, pozostaje chaos, który stwarza tylko pozory uporządkowania i podsuwa skądinąd banalne spostrzeżenia o otaczającej nas rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji