Artykuły

Sen nocy letniej

W "Śnie nocy letniej" przełamał Szekspir żelazną - zdawało się - regułę humoru. Niemal wszyscy komediopisarze śmiali się z tego, co było skazane na klęskę: z niedołęstwa, głupoty, zaślepienia, upokorzeń, choroby, zawodów miłosnych, a przede wszystkim - starości. Molier (nawet kosztem aluzyj do własnego losu) ośmieszał starca, podejmującego beznadziejną walkę z prawami przyrody ("Szkoła żon"); kiedy indziej szydził z tych, co przez lekkomyślność poddali się rozterce i cierpieniu (Orgon, Mizantrop, Dandin). Twórca ,,Snu nocy letniej" postępuje inaczej: przedmiotem śmiechu uczynił tryumfującą młodość, piękno, radość życia, witalność, miłość. W "Śnie nocy letniej" bawimy się kosztem zwycięzców - a nie na rachunek pokonanego.

Komizm gry miłosnej nie obdziera jej w "Śnie nocy letniej" - z poetyckiego blasku. Czy można sobie wyobrazić, że pozbawieni są fizycznego czaru: Hermia i Lizander, Helena i Demetriusz, a zwłaszcza Tytania? Piękno i wdzięk łączą się nierozerwalnie z samym założeniem literackim tych postaci. Urok mieści się także w ich poetyckim języku, pełnym celnych i niezapomnianych metafor. Nie na próżno ojciec Hermii zarzuca Lizandrowi, że wierszami i śpiewem rzucił urok na dziewczynę. Jest nawet świeży wdzięk w ich zmysłowości - czujemy, jak sami boją się swej gorączki, gdy Hermia prosi ukochanego, aby zbyt blisko nie kładł się przy niej na murawie.

Zanim jeszcze zaczął się magiczny wieczór, zanim złośliwy Puk pomieszał wszystkie karty - dwie młode pary rozgrywały już ze sobą komedię nieporozumień. Demetriusz porzucił kochającą go Helenę, aby zdobyć - zakochaną w przyjacielu Hermię.

Nie cofnął się nawet przed nielojalną i ryzykowną metodą wygrywania ojcowskiego na Hermię nacisku. Już przed podniesieniem kurtyny - zaczyna się kapryśna gra. Uroki gorącej i upajającej nocy, czary Oberona i Puka, tylko przyśpieszają rozwój wydarzeń, tylko je wyjaskrawiają i zaostrzają; podobnie jak gorączka sztucznie podwyższona przez lekarza ma osiągnąć szczytowy punkt kryzysu, nim osłabi się organizm chorego.

Komizm i urok, splecione ze sobą sekretem poezji - znajdują najmniejszy wyraz w postaci i przeżyciach królowej elfów. Na kilka wieków przed Giraudoux wciągnął Szekspir postaci mitologiczne w igraszkę miłosnej psychologii. Jak w "Amfitrionie 38" splótł w uścisku ramiona istot z różnych światów. Tak doszedł wreszcie do sceny - jednej z najśmielszych w literaturze dramatycznej - gdy urocza Tytania w miłosnym uniesieniu pieści swą rączką długie uszy i oślą głowę biednego, zaczarowanego Spodka.

Jednym z najważniejszych bohaterów ,,Snu nocy letniej" jest - las. Las gęsty, ciemny, pełny tajemniczych zarośli; las, w którym można się w mgnieniu oka zagubić; las, gdzie co chwila tracą się z oczu nawet ci, co się szukają: kochankowie, rywale, przygotowujący przedstawienie rzemieślnicy. Las, który deformuje i zmienia perspektywy. Taki właśnie las, wyobrażam sobie, gdy czytam "Sen nocy letniej".

W tym lesie - żaden zakątek nie jest pusty. To nie abstrakcyjna puszcza z "Balladyny'' czy z "Krwawych godów"; nawet nie gaj ardeński z "Jak wam się podoba". Słyszymy w "Śnie nocy letniej" o wężach, pająkach, żukach, ślimakach, jeżach, glistach. Człowiek jest tu bliski przyrody; tak bliski, że nie dziwi nas przeobrażenie Spodka. Elfy noszą imiona kwiatów: groszku, pajęczynki, gorczyczki. Przy pomocy roślin dzieją się czary i miłosne uroki. Żaden ze znanych mi utworów dramatycznych - nie jest tek bliski natury, tak "przyrodniczy" - jak "Sen nocy letniej''.

Nawet laik pojmie, jak trudno wystawić "Sen nocy letniej". Bronisław Dąbrowski podjął się tego zadania z entuzjazmem, który można zrozumieć. Bogata instrumentacja poetycka "Snu nocy letniej" musiała idealnie odpowiadać reżyserowi budującemu widowiska z różnych, lecz teatralnie najściślej powiązanych czynników.

Słowo poetyckie, muzyka, strona wizualna - oto czym operuje inscenizator szekspirowskich komedyj. Krakowski teatr im. Słowackiego nie posiada sceny obrotowej, którą posługiwali się inni reżyserowie ,,Snu nocy letniej". Ten brak nie tylko nie zaszkodził inscenizacji Dąbrowskiego - lecz wprost przeciwnie, spotęgował wrażenie. Gdy na tle lasu wyskakuje nagle z podziemi chatka odbywających próbę rzemieślników ateńskich - muzyka gra melodię marszową, zespoloną z tą teatralną fantastyką. W ten sposób osiągnięto nie tylko jednolitość dzieła i jednolitość nastroju - ale i powiązano muzykę z wizją plastyczną, a komizm z tanecznością.

Podobnie dzieje się w innych momentach. Przebiegające scenę na czworakach fantastyczne maleńkie zjawy leśne, ropuchy, rozpościerające swe potworkowe ramiona, elfy roztańczone, ale na szczęście - bynajmniej nie "baletowe'', Tytania uśpiona jak wielki barwny kwiat,

Spodek wpleciony w rytm tanecznic, Puk zapełniający scenę niesamowicie zachrypniętym i przez echo zwielokrotnionym śmiechem - ileż doskonałych pomysłów (najściślej wiernych duchowi utworu) podkreśliło, uwydatniło, mądrze akcentowało urok komedii!

Myślę jednak, że nieco ponad potrzebną miarę rozrósł się w krakowskiej inscenizacji - świat rzemieślników. Można przypuszczać, że Szekspir załatwiał w "Śnie nocy letniej" mimochodem - porachunki z amatorskim niedobrym teatrem rzemieślników. Teatrem, który nie tylko stanowił groźną konkurencję dla artystów zawodowych, ale także - co było daleko gorsze - obniżał poziom repertuaru i degradował gusty publiczności. Wobec szmiry teatralnej (obojętne: amatorskiej, czy zawodowej) był Szekspir bezlitosny; wiemy o tym z "Hamleta". Otóż owa satyra wymierzona w ,,Śnie nocy letniej" przeciw teatrowi najgorszemu - nie straciła do dziś swej ostrości. Nie powinna jednak, sądzę, rozrastać się poza granice nakreślone przez samego poetę. Otóż w ostatnim akcie krakowskiej "inscenizacji" "Snu" -ów wyszydzony "teatr w teatrze" tak napęczniał dodatkowymi pomysłami, iż zaczyna nużyć przybierając przy tym ton jakiegoś "abstrakcyjnego" nie związanego ze stylem szekspirowskim widowiska.

Rozumiem co prawda, że aktorów naszych cieszy i pociąga ta szansa wirtuozowskiego wygrania satyry na szmirę, która nabiera dla nich specjalnego tonu i smaku. Grają zresztą na ogół - w sposób znakomity. Na plan pierwszy wysuwa się Fulde nie tylko dlatego, że ma najbardziej efektowną rolę - ale także dzięki swemu żywiołowemu i bardzo szekspirowskiemu komizmowi, bogactwu środków, pomysłowości. Z kolegów jego najbardziej mi się podobali: Opaliński i Cebulski; najmniej: szarżujący Kondrat.

Ze świata rzemieślników przenieśmy się od razu - do krainy Elfów. Przywodził im Białoszczyński, który każdą swą rolę zaprawia dozą pięknej i zajmującej, lirycznej ironii. Castorii (Tytania) ładnie zagrała sceny flirtu ze Spodkiem.

W roli Puka wystąpiły dwie osoby: Łomnicki i Kościałkowska. Ruchliwość, złośliwość i lotność Puka tak ujęta jak w inscenizacji krakowskiej - harmonizuje najlepiej z grą Tadeusza Łomnickiego; ale i jego koleżanka umiała znaleźć trafne akcenty. Wielką radość sprawiła nam w roli Heleny Wanda Kruszewska. Ta zdolna aktorka umiała melodyjnie i pięknie, naturalnie i swobodnie mówić wiersz szekspirowski. Trójka jej partnerów (Bielska, Sheybal i Jacewicz) grała dobrze - ale z mniejszym przekonaniem. Raziła mnie - fałszywie pojęta - scena sprzeczki Heleny z Hermią zagrana naturalistycznie ze zbyt zapalczywą kłótliwością w tonie i geście.

Doskonale z godnością odtwarzali swe role Białkowski (Egeusz) i Szymański (Książę Aten).

Wiadomo, że prof. Andrzej Pronaszko jest twórcą oryginalnej, interesującej, zdecydowanie antyrealistycznej oprawy plastycznej "Snu nocy letniej". Podkreśliłem już uroczą pomysłowość chatki rzemieślników. Mniej zachwyca mnie - las ateński. Był to gaj rzadki, w którym - doprawdy - zagubić się trudno. Cienie drzew na horyzoncie układają się jak wieże i nie mają w sobie wizyjnej leśności. Za to kostiumy są piękne - najefektowniejszy strój Tytanii.

Codziennie, od wielu tygodni publiczność krakowska kompletami zapełnia przedstawienia "Snu nocy letniej''. Przedstawienie szekspirowskie w Krakowie stało się już dumną tradycją miasta. Pociągi zwożą ludzi, przybywających specjalnie na te artystyczne zawody. Kraków, mimo swej niełatwej sytuacji finansowej, przychodzi teatrowi z wydatną pomocą. Nowy budżet - chciałbym to z radością podkreślić! - przewiduje dla teatrów bardzo znaczną subwencję. Jeśli się pamięta, że w roku ubiegłym "Wieczór trzech króli" widziało 80.000 ludzi - a myślę, że w tym roku "Sen nocy letniej" pobije rekordy - wysiłek teatru i miasta nie wyda nam się bezużyteczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji